-No i co wam się gęby szczerzą?- zapytał nabuzowany Liam
-Przepraszam tato, że porozwalałam Ci koszule- odparła rozbawiona Dan.
Ja tylko zatkałam usta dłonią powstrzymując się od wybuchu
-Dom zdemolowany, nasze pokoje też, co będzie następne?
-Wypisywanie flamastrów!!!- wrzasnęłam nie umiejąc się już powstrzymać, a dziewczyny ryknęły śmiechem.
O, Payne jest fioletowy! Od kiedy?
-Do pokoju, natychmiast!- wrzasnął
-Mamy szlaban?- zakpiłam
-Dokładnie, marsz na górę!- powtórzył wskazując ręką na schody. Z racji tego, iż Kate, Christie i Perrie nie mieszkają tu ewakuowały się z domu. Nie widziałam jeszcze, aby ktoś tak szybko biegał. Danielle chwyciła moją dłoń i pociągnęła w wyznaczone miejsce
-Pantoflarz- powiedziałam, a Dan zatkała mi usta ręką
-Usłyszy Cię- szepnęła.
Gdy byłyśmy na piętrze usiadłyśmy w rogu korytarza.
-Chyba troszkę przesadziłyśmy- odezwała się dziewczyna
-SIIIIDNEY!!!- usłyszeliśmy piski Zayna z dołu.
Zapomniałam, że "przypadkiem" lusterko Mulata rozbiło się.
-NIE WAŻCIE SIĘ SCHODZIĆ NA DÓŁ!- wrzasnął Li.
Walnęłam głową o ścianę i westchnęłam. Mam karę, genialnie.
-Będziemy musiały ich przeprosić- szepnęła
-Niech oni przeroszą nas- oburzyłam się
-Potem im to wytkniemy
-Nie teraz, niech ochłoną- odparłam.
Wstałyśmy i udałyśmy się do tymczasowego mojego pokoju. Włączyłyśmy laptopa i zalogowałyśmy się na Twittera.
"Uziemione, zajebiście o__0"- napisała Dan.
Po chwili dostała wiadomość:
"@Danielle_Pezar zakaz korzystania z internetu!!!"
Z Daddy Direction lepiej nie zadzierać, więc zamknęłyśmy klapę laptopa i rozwaliłyśmy się na łóżku.
Po cichutku zeszłyśmy na dół po schodach. Miałyśmy na sobie już własne ubrania, nie licząc bluzy Lou, którą miałam zawieszoną na ramionach. Na ostatnim stopniu rozejrzałam się po pomieszczeniu. Na kanapach i fotelach siedziała cała piątka. Obie głęboko odetchnęłyśmy i ruszyłyśmy w ich stronę. Zakasłałam lekko, a wtedy ich spojrzenia skierowały się na nas.
-Przepraszamy za wszystko. Poniosło nas, głupie żarty, które wydawały być się dla nas śmieszne. Lecz nie były. Macie pełne prawo się na nas gniewać i nie ma się tu co dziwić. Lecz zabolało nas to, że my wam się już znudziłyśmy. Nie myślałyśmy o konsekwencjach. Przepraszamy jeszcze raz- gdy skończyłam mówić spojrzałam na każdego z osobna, czekając na jakąkolwiek reakcję.
Wszyscy wstali
"Zabiją nas!".
Liam podszedł do mnie i Dan, po czym objął nas ramionami.
-Jesteście pojebane- rzucił
"Trzeba się pakować"
-Ale i tak was kocham- dodał i uśmiechnął się.
Obie to odwzajemniłyśmy. Wszyscy zrobiliśmy niedźwiadka.
-Zayn- powiedziałam, a Malik spojrzał na mnie.
Z rękawa bluzy wyciągnęłam okrągłe lustereczko w złotą oprawkę, które wcześniej wyjęłam ze swojej kosmetyczki -Nie jest to Sidney, ale zawsze coś- wręczyłam mu prezent
-Dziękuję- poczochrał moje włosy -Nazwę cię... Dolorez- pogłaskał kawałek szkła. Podeszłam jeszcze do Nialla, i z kieszeni wyjęłam żelki miśki. Wybaczył od razu.
-Ale zaraz...- zaczął Lou, a wszyscy spojrzeli na niego -Waszą zemstę trzeba pomścić- chłopak popatrzył dziwnie na resztę przygłupów i biegiem poszli na górę. Zdezorientowana patrzyłam na Dan.
-Co oni niby mogą tam robić, nic na nas nie mają?- zapytałam
-Właśnie, co takiego może być na górze?- odparła, a ja prychnęłam.
Nagle mój wyraz twarzy się zmienił, przerażona spojrzałam na Danielle, która wyglądała tak samo. Rzuciłyśmy się na schody i władowałyśmy się do pokoju Dan i Payna. Gdy zobaczyłam co się w nim dzieje, myślałam, że jebnę o ścianę.
-Hello! I'm Danielle Pezar!- krzyknął Harry, który założył stanik przyjaciółki.
Wybuchnęłam śmiechem.
Niall właśnie zakładał jej rajtuzy, gdy ta walnęła go poduszką. Śmiałam się jak głupia, gdy nagle wszyscy się popatrzyli na mnie z głupimi uśmiechami. Wiedziałam, co to znaczy.
-Niee!!!- wrzasnęłam i pobiegłam do pokoju Lou, bronić swoich skarbów.
***Niecały miesiąc później***
Siedziałam na rozwalonym łóżku, ręką gładząc jego pościel. Louisa nie było już koło mnie.
"Przepraszam, dzwoniła Eleanor. Nie wiem czemu, ponoć coś ważnego"- przypomniały mi się jego słowa sprzed dziesięciu minut. Trudno. Musiał wyjść.
Uśmiechałam się jak głupia do siebie przypominając sobie wczorajszy dzień. Między nami wydarzyło się już tyle rzeczy, wszystkie dobre. Jesteśmy na właściwej drodze. Oboje jesteśmy już pewni.
Ciągle wracam myślami do tego, co działo się wczoraj...
Przeczesałam swoje końcówki włosów i setny raz spojrzałam w lustro wiszące na ścianie. Miętowa sukienka bez ramiączek, która sięgała wysoko ponad kolano przykrywała białe bikini. Zacisnęłam usta i otworzyłam swoją dużą torbę zdobioną złotymi ćwiekami. Duży ręcznik, portfel, telefon, butelka wody, mp4, olejek do opalania, paczka żelek- chyba o niczym nie zapomniałam. Mocniej zawiązałam górę stroju kąpielowego. Odetchnęłam z uśmiechem i w końcu postanowiłam zejść na dół, gdzie zapewne od dłuższego czasu
czeka na mnie Louis. Zbiegłam po schodach i ujrzałam chłopaka, który miał na sobie podwinięte rurki w kolorze niebieskim, i białą koszulę. Na ramieniu zawieszony miał czarny plecak. Gdy mnie zobaczył szeroko się uśmiechnął, co od razu odwzajemniłam. Chłopak podszedł do mnie i pocałował w kącik ust.
-Ślicznie wyglądasz. Idziemy?- zapytał
-Dziękuje. Jasne- odparłam i łapiąc się za ręce udaliśmy się w stronę wyjścia. Wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy... gdzieś. Właściwie to nie wiem gdzie, pewne jest to, że nad wodę. Całą podróż nie mogłam opanować śmiechu. Z resztą zawsze tak jest, gdy rozmawiam z Louisem. Gdy dojechaliśmy na miejsce moim oczom ukazały się wzgórza, piękny widok.
-Tu jest niesamowicie- przyznałam
-To prawda, ale to jeszcze nie tu- powiedział i złapał moją dłoń. Szliśmy niecałe 10 minut, gdy ukazały nam się gęste drzewa. Weszliśmy w głąb i tak przebyliśmy kolejne 10 minut. Po chwili znaleźliśmy się na wielkim klifie. Podeszłam nad jego skraj i ujrzałam piękne, szerokie wody. Byliśmy wysoko nad nimi. Miejsce to było niezwykłe. Poczułam, jak ktoś ściąga mi z ramienia moją torbę.
-Co robisz?- zapytałam
-Chyba nie chcesz się z nią kąpać- zaśmiał się.
Oddałam mu swój pakunek, a on włożył go wraz z swoim plecakiem w gęste krzaki.
-Po co je chowasz?- zdziwiłam się
-Aby ich nikt nie ukradł, głuptasie
-Przecież ciągle przy nich będziemy
-Nie do końca- wyszczerzył się
-To znaczy?
-Bo wiesz, moja niespodzianka- złapał moją dłoń i pociągnął na skraj klifu- jest tam- dokończył patrząc w dół
-Dalej nie rozum...- urwałam, gdy już wiedziałam, co chłopak miał na myśli- nie ma mowy- zaprzeczyłam od razu
-No proszę
-Absolutnie nie skoczę. Tu jest tak wysoko, możemy się zabić
-Skakałem tu mnóstwo razu i jak widać, żyję. Proszę cię, nie pożałujesz. Obiecuję.
Sposób, w jaki patrzył na mnie przekonywał mnie. On dobrze wiedział, że nie mogę oprzeć się jego oczom. Nienawidzę tego. Lekko zdenerwowana zaczęłam ściągać sukienkę, po czym wrzuciłam ją do krzaków
-Czyli że...- zaczął Lou z zadziornym uśmiechem
-No ile mam czekać? Rozbieraj się!
Chłopak zrobił to pośpiesznie i oboje stanęliśmy nad przepaścią. Mocno ścisnęłam jego dłoń
-Gotowa?- zapytał
Zamknęłam oczy i westchnęłam
-Gotowa- odparłam
Oboje mocno się wybiliśmy i skoczyliśmy. Zaczęliśmy lecieć w dół. Mocny wiatr wiał po moim ciele. To było nieziemskie uczucie. Wlecieliśmy w wodę. Poczułam wtedy przyjemny chłód. Zaczęłam płynąć ku powierzchni. Wynurzyłam się w tym samym czasie, co Lou. Odgarnęłam włosy z czoła i przetarłam oczy.
-I jak było?
-Niesamowicie
Pasiasty podpłynął do mnie, bardzo blisko.
-To dobrze, bo to nie koniec- szepnął patrząc mi w oczy
-Już się boję- zaśmiałam się a on mi zawtórował
-Umiesz dobrze nurkować?- wystraszyłam się tego pytania
-W miarę
-A oddech na długo wstrzymać, umiesz?
-W... w... miarę.
Poczułam, jak łapie moją dłoń.
-To lepiej złap dużo powietrza- szepnął w prost do mojego ucha.
Byłam spanikowana, lecz szybko wykonałam jego polecenie. Zamknęłam oczy i zanurzyłam się cała, wraz z Lou. Powoli otwierałam powieki. Czułam jak chłopak ciągnie moją dłoń, a ręką wskazuje jakiś kierunek. Zaczęliśmy płynąć przed siebie. Gdy moje oczy przyzwyczaiły się, zobaczyłam podwodne rośliny i kolorowe ryby. Po chwili zobaczyłam przed sobą jakieś podwodne wejście. Wyglądało strasznie, a Louis ciągnął mnie do środka. Uległam i wpłynęliśmy do groty. Było w niej ciemno, więc byłam zdana tylko na pasiastego. Zaczęliśmy płynąć do góry. Widziałam światło, a po chwili byliśmy na powierzchni. Zaczerpnęłam powietrza do płuc i przetarłam dłonią twarz. I wtedy odebrało mi mowę. Znaleźliśmy się w pięknej jaskini, a sami pływaliśmy w małym jeziorku, które miało magiczną barwę. Po kamiennych schodkach wyszliśmy z wody. Dostrzegłam wtedy na piaskowej podłodze koc z jedzeniem, a dookoła pełno świec. Mój towarzysz podał mi ręcznik, którym wytarłam ciało i przetarłam włosy.
-Skąd znasz to miejsce?
-Kiedyś na nie natrafiłem.

Leżeliśmy na kocu wtuleni siebie oglądając na suficie jaskini pokaz slajdów, przedstawiający wszystkie nasze wspólne zdjęcia. Kto by pomyślał, że Lou tak bardzo się postara.
-Em.. Louis?
-Słucham?
-Jak przeniosłeś tu te wszystkie rzeczy?
-Na klifie jest jeszcze jedno wejście.
Myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok
-Czyli mówisz, że jest jeszcze jedno nie podwodne wejście, ale i tak musieliśmy skakać z klifu?!
-Gdybyśmy poszli na łatwiznę, nie przeżyłabyś czegoś tak ekstremalnego
-Przyjaźnie się z waszą piątką, to o wiele gorsze
-Ale... dobra, zwracam honor.
Chłopak przysunął mnie do siebie. Zarzuciłam mu ręce na szyje, a on położył dłonie na moje plecy. Momentalnie zaczął mnie całować. Uśmiechnęłam się w przerwie między pocałunkami, a ja poczułam, jak chłopak ugryzł mnie w dolną wargę
-Jesteś niewyżyty
-I za to mnie uwielbiasz.
Genialne wspomnienie. Zadowolona wstałam z łóżka i zeszłam na dół. Na kanapach siedziałam Dan z Kate i reszta chłopaków. Popatrzyły na mnie znacząco a ja przewróciłam oczami. Przywitałam się ze wszystkimi i udałam się do kuchni. Wyjęłam z szafki kubek z marchewką i postanowiłam zrobić kakao.
-Późno wczoraj wróciłaś- powiedziała Dan wchodząc do kuchni, a za nią Kate
-Nawet nie zauważyłam- odparłam obojętnie
-Oh daj spokój- powiedziała Kat siadając na blacie obok mnie -Pokaż mi ten uśmiech, wiem, że jesteś szczęśliwa
Na te słowa na mojej twarzy powstał wielki banan
-O wiele lepiej
-I jak było?- zapytała Danielle
-Mogę powiedzieć, że świetnie. Wszystko zaczyna się układać
-Wiemy
-Skąd?
-Harry darł mordę
-No a jakby inaczej- pokręciłam głową.
-Gdzie w ogóle jest Lou?
-Poszedł spotkać się z El, ponoć to coś ważnego
-To oznacza kłopoty- zawtórowały sobie dziewczyny
-Dajcie spokój, Louis jest dorosły, wie co robi
Usłyszeliśmy trzask drzwi
-Ooo, chyba twój ukochany wróci- wyszczerzyły się, na co ja westchnęłam.
Wzięłam swoje kakao i wróciłam z dziewczynami do salonu.
Na środek wpadł zdyszany, a zarazem szczęśliwy pasiasty
-Posłuchajcie wszyscy, zostanę ojcem!!!- wrzasnął a ja poczułam, jak kubek wypada z mojej dłoni.
_______________________
Jakby co, to podam wam mój adres domowy, abyście mogły mnie zabić, nie martwcie się :P
Od początku miałam taką wizję, nawet wiem jakie będzie zakończenie. Tak musi być. Co powiecie?
DZIĘKUJE AGNIESZCE MIEZIANKO, KTÓRA WYSŁAŁA MI POMYSŁ RANDKI, A POTEM RAZEM PRZED CHWILKĄ NAPISAŁYŚMY JĄ NA GADU-GADU. O TAKIEJ JESZCZE NIE SŁYSZAŁAM, WIĘC MAM NADZIEJĘ, ŻE JEST ORYGINALNA. NO JESTEM Z NIEJ ZADOWOLONA.
34 KOMENTARZE= NOWY ROZDZIAŁ.
I pamiętajcie, jeżeli komentarzy jest już tyle, to możecie dodawać jeszcze więcej, i nie mówcie sobie "nie dodaje już bo jest wystarczająco dużo" bo im więcej jest rozdziałów tym szybciej będzie rozdział.
DZIĘKUJE WSZYSTKIM ZA ZAJĘCIE PIERWSZEGO MIEJSCA NA BLOG MIESIĄCA WRZESIEŃ 2012. JESTEM TAK CHOLERNIE SZCZĘŚLIWA!
Rosalie