Obserwatorzy

Czytasz te opowiadanie (chcę wiedzieć, ile was jest)?

sobota, 10 sierpnia 2013

Epilog!!

Proszę przeczytaj notkę pod rozdziałem. Dziękuję :*
--------------

Tydzień później.

Louis/ Doncaster.
~Muzyka~
Wpatrywałem się niepewny w moje dwie młodsze siostrzyczki, które starały się nakłonić mnie do czegoś czego bardzo się obawiałem. Daisy chwyciła mnie za rękę i zrobiła tak zwane maślane oczka. Phoebe poszła w jej ślady, a ja nie wiedziałem co mam zrobić. Przeniosłem wzrok na siedzącą obojętnie Rosie wpatrującą się w drzewa za oknem. Westchnąłem cicho i pokiwałem głową.
- Dobra.- Dziewczynki zaczęła skakać z radości.- Ale jest jeden warunek. Macie na mnie poczekać, i idę za wami.- Obydwie pokiwały głowami i podleciały ucieszone do Rosie. 
Przetarłem czoło i przechwyciłem krótkie, współczujące spojrzenie Lottie. Wczoraj przyjechałem z Rosie do mojego rodzinnego domu mając nadzieję, że tutaj coś się zmieni. 
Pokręciłem głową i udałem się do kuchni. Usiadłem na krześle i schowałem twarz w dłonie. Byłem zmęczony ale nie mogłem się poddać. 
Gdy oddech Rosie stał się urywany wstałem i zniosłem ją z tego przeklętego dachu. Lekarze od razu zaczęli reanimację i gdy już straciłem nadzieję, ona zaczęła oddychać. Byłem szczęśliwy, myślałem, że teraz już będzie dobrze ale ona tylko powiedziała, że mnie nienawidzi za to co zrobiłem i od tego czasu nie wypowiedziała do mnie ani jednego słowa. Do chłopaków czy Kate zresztą też. Najbardziej boli mnie jednak fakt, że po tych wszystkich słowach wypowiedzianych na tym dachu ona się ode mnie odizolowała tylko i wyłącznie dlatego, że ją uratowałem. Fakt- zachowałem się jak egoista ale miałem pozwolić jej umrzeć? Miałem pozwolić jej odejść? 
- Louis?- Podskoczyłem na cichy głos za moimi plecami. Odwróciłem się i zobaczyłem kobietę, która zawsze mi pomoże i jest przy mnie kiedy ją potrzebuję.
- Tak mamo?- Zapytałem i wysiliłem się na lekki uśmiech. Mama westchnęła i usiadła przede mną biorącą moją dłoń w swoją.
- Sztuczne uśmieszki zostaw dla dziewczynek.- Spuściłem głowę słysząc jej słowa. Dlaczego ona zawsze wszystko wie? Bo to twoja matka debilu.
- Aż tak bardzo widać?- Zapytałem i zagryzłem wargę. Czułem się podle chociaż nie powinienem. Dużo rzeczy nie powinieneś. 
- Pytasz czy tak bardzo widać, że ją mocno kochasz, czy pytasz czy aż tak bardzo widać, że zrobiłeś coś czego ona nie może ci wybaczyć.- Spojrzałem w jej mądre oczy i zachciałem znów poczuć się jak mały chłopczyk, którego przytuli mama i powie, że wszystko będzie dobrze.
- Mamo ja już nie mam siły.- Westchnąłem i pokręciłem głową. Łzy za szczypały mnie w oczy więc mocno zacisnąłem powieki nie chcąc płakać przy mamie. 
- Ależ oczywiście, że masz skarbie. Musisz po prostu je w sobie znaleźć. Musisz objąć za cel jedną najważniejszą dla ciebie rzecz i do niej dążyć. - Otwarłem oczy i nie mogłem powstrzymać słonych kropelek.
- Ona mnie nienawidzi, a ja nie wiem jak mam to naprawić. Żebym sobie chociaż zasłużył na takie traktowanie, a przecież nie zrobiłem niczego złego.- Ktoś obserwujący tą scenę z boku mógłby sobie pomyśleć, że jestem frajerem, który nie potrafi sobie poradzić w samodzielnym życiu i po prostu skarży się mamusi. Szczerze to chciałabym aby tak było.
- Rozumiem, że nie chcesz mi powiedzieć co przeskrobałeś i ja to szanuję Louis. Tobie może się wydawać, że nie zrobiłeś niczego złego ale ona może to odbierać inaczej.- Mama uśmiechnęła się do mnie lekko.
- Tęsknie za nią. Mogłaby znów mnie wyzywać, wmawiać, że moja uczucia to fikcja. Byleby się do mnie odezwała, byleby spojrzała na mnie bez tego zawodu wymalowanego na twarzy.
- Louis to potrwa. Ona nie wybaczy ci tak z dnia na dzień musisz być cierpliwy. Musisz czekać ale przede wszystkim walczyć.- Pokiwałem głową rozumiejąc słowa mamy.
Tylko, że powiedzieć szło łatwo gorzej było z ogólnym wykonaniem. Jak ja mam czekać na kogoś na kogo czekałem już tyle czasu? Jak ja mam być niby cierpliwy? Przecież to jest wprost niewykonalne.
- Mamo ty jesteś kobietą, prawda?- Poczułem napływ nadziei.
- No brawo synku spostrzegawczy jesteś.- Mama zaśmiała się i poklepała mnie po policzku. Przewróciłem oczami i oblizałem suche usta.
- A nie mogłabyś z nią porozmawiać? Jak kobieta z kobietą? Może powiesz jej kilka dobrych słówek na mój temat czy coś.- Uśmiechnąłem się do niej najsłodziej jak potrafiłem.
- Tym razem skarbie musisz poradzić sobie sam. A teraz idź już bo dziewczynki salon rozniosą jak nie pójdą na plac zabaw.- Westchnąłem i wstałem z krzesła.
- Dziękuję mamo.- Przytuliłem ją i pocałowałem w policzek. Nie ma to jak u mamusi. 

Rosie.

Huśtałam się na huśtawce z małą Phoebe na kolanach. Dziewczynka śmiała się w niebo głosy, a ja czułam małe rozprzestrzeniające się ciepełko w sercu. Mogłam trzymać tak swoje dziecko. Mogłam mieć własną rodzinę, ale lęk i jakaś dziwna siła chęci pozostania samą zwyciężyła. To bez sensu bo przecież zawsze marzyłam o dziecku i na prawdę się ucieszyłam gdy usłyszałam od lekarza, że jestem w ciąży ale potem po dniach radości i uniesienia przyszedł lęk i przerażenie. Bałam się, że nie dam sobie sama rady, że Hugo mnie zostawi, że zostanę po prostu sama i ja jak i moje dziecko będziemy cierpieć, a tego bym nie zniosła. 
- Daisy chodź.- Mała Phoebe zeskoczyła z moich kolan i pociągnęła swoją siostrzyczkę w stronę Louisa, który szedł z lodami w ręce. 
Zostałam sama i właściwie mi to odpowiadało. Samotność mimo wszystko nie jest taka zła. Jeżeli oczywiście nie masz kim się przejmować, nie masz nikogo kogo musiałabyś pilnować. 
Gdy nie masz żadnych takich obowiązków to właściwie dobrze jest być samym. Masz spokój, wolne myśli. Możesz zbudować swoją własną fortecę, do której nikt się nie dostanie. To na prawdę nie jest złe. Ludzie się tego boją bo nie wiedzą co ich czeka ale tak na prawdę wszystko jest takie same. Tylko ty się zmieniasz. Tylko ty widzisz w ludziach swoich wrogów, tylko ty zaczynasz się bać zaufać ludziom.
- Teraz chociaż na chwilę mamy spokój.- Podniosłam raptownie głowę napotykając spojrzenie Louisa. Brunet siedział na huśtawce obok mnie i uśmiechał się lekko.
Nie odpowiedziałam mu tak samo jak na inne pytania, czy wypowiedzi skierowane do mnie. Jestem na niego zła. Nie poprawka jestem na niego wściekła. Chciałam zniknąć. Chciałam przestać się bać i czuć ból ale on oczywiście nie mógł tego zrozumieć. Nie mógł uszanować mojej decyzji. Chociaż ten jeden jebany raz mógł uszanować moją decyzję. Czy ja proszę o tak wiele? Czy wymagam czegoś niemożliwego?
- Odezwiesz się wrzeszczcie do mnie?- Nadal wpatrywałam się przed siebie całkiem go ignorując.- Ugh wiesz co? Zachowujesz się jak dziecko. Jak jakiś pierdolnięty bachor.  Uratowałem ci życie, a ty tego do cholery nie możesz uszanować. Wiesz jak ja się bałem? Gdy widziałem twoje ciało, pozbawione życia? Bałem się, że nie zdążę, że jednak wyjdzie na twoje.
- No i było trzeba nie zdążyć. Trzeba było zostawić mnie na tym zasranym dachu i sobie pójść.- Wstałam zdenerwowana z huśtawki i zaczęłam iść przed siebie.
- Rosie gdzie idziesz?!- Krzyk Louisa na pewno zwrócił uwagę dziewczynek siedzących na ławce jak i innych ludzi przebywających na placu zabaw.
- Jak najdalej od ciebie!- Odkrzyknęłam i wyszłam zza furtkę cieplej otulając się bluzą. Był październik a czułam się jak w grudniu. Nie lubiłam jesieni. Zdecydowanie wolałam zimę.
Jesienią wszystko było takie smutne, przygnębiające. Drzewa traciły liście i całe swoje piękno, a niebo było szare. Chociaż właściwie tutaj niebo cały czas było szare, tylko niekiedy była piękna pogoda. Mimo wszystko w czerwcu czy lipcu czuło się tą nadzwyczajną atmosferę. Wszyscy byli szczęśliwi, uśmiechali się, chętnie wychodzili z domów. Było inaczej niż tego przeklętego października.
Usiadłam na jakiejś ławce w całkiem niewiadomym dla mnie miejscu. Byłam przy jakimś zakręcie, otoczona drzewami, które pewnie w czasie lata miały dawać ludziom cień.
- Jesteś aniołem.- Obok mnie usiadł jakiś mały chłopczyk, który naciągnął bardziej swoją czapkę, która co chwilę zsuwała mu się do tyłu.
- Co?- Zapytałam nie rozumiejąc jego słów.
- Moja mama mówiła mi, że ci którzy mają skaleczone nadgarstki są aniołami.- Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na moją rękę, gdzie rękaw bluzy podwinął się do góry ukazując dwie kreski, które zrobiłam nie dawno. Pierwszy raz zrobiłam coś takiego ale one były mi potrzebne. Dla innych ludzi robienie tatuażu to sposób na zatrzymanie wspomnień, każdy znaczy dla nich coś wyjątkowego. Ja tak mam z tymi dwoma cholernymi kreskami. To moje wspomnienie.
- Nie jestem aniołem.- Sprzeciwiłam się i zakryłam te swoje 'wspomnienia'.
- Ależ jesteś. Mama mówiła, że tylko anioły się okaleczają, bo nie lubią życia na ziemi. Ten świat ich niszczy więc znów próbują wrócić do nieba. Są zbyt wrażliwi na ból innych jak i ten swój.
- Wiesz twoja mama jest bardzo mądra.- Powiedziałam i zawiązałam sznurki od spadającej czapki. Na twarzy chłopczyka pojawił się wdzięczny uśmiech.
- Dziękuję. Też jest aniołem ale wróciła już do domu. Kolin! Tutaj jestem!- Patrzyłam za oddalającym się  chłopczykiem, który biegł w stronę bodajże swojego brata. Dlaczego ci najmłodsi muszą być najmądrzejsi. 
***
Otworzyłam drzwi od pokoju Louisa i rozejrzałam się po pomieszczeniu mając nadzieję iż go tam znajdę. Wszystko wyglądało tak jakby go tutaj nie było od samego rana.
- Pani Tomlinson?!- Krzyknęłam i zbiegłam na dół. Z salonu wyszła pani Johannach. Spojrzała na mnie zdziwiona, a ja weszłam do salonu rozglądając się dokładnie.
- Co się stało skarbie? Właśnie jestem w trakcie dawania kary dziewczynką za jedzenie lodów w taką pogodę.- Jej ton głosu był spokojny tak jakby codziennie musiała karać za coś swoje dzieci.
- Wie pani gdzie jest Louis? Muszę z nim szybko porozmawiać.- Spojrzałam na nią z nadzieją, że poda mi odpowiednią odpowiedź.
- Poszedł na boisko pograć z kolegami w piłkę.- Odpowiedziała mi spokojnie.
- Gdzie to jest?- Następne pytanie wydobyło się w moich ust.
- Zaprowadzę cię.- Lottie stanęła obok mnie i pociągnęła  za rękę.
***
~Muzyka~
Już z daleka słyszałam wesołe krzyki dziewczyn jak i chłopaków. Gdy Lottie powiedziała mi, że jest tam raptem kilka osób byłam spokojniejsza ale gdy teraz ujrzałam ludzi będących na prowizorycznym boisku jak i ludzi siedzących na starych, drewnianych ławkach  miałam ochotę wrócić do domu i poczekać aż Louis wróci.
- Dasz radę. I pamiętaj, że ona cię kocha.- Lottie widząc moje wahanie popchnęła mnie na boisko. Kilka osób siedzących na ławkach, z których właściwie składały się same dziewczyny spojrzały na mnie groźnie. Teraz już nie ma odwrotu. Podniosłam wysoko głowę i zaczęłam kroczyć po boisku w stronę odwróconego do mnie tyłem Louisa.
- Ej co ty robisz?! Zejdź stąd!- Jakiś chłopak zaczął machać w moją stronę rękoma i wydzierać się ale ja całkiem go zignorowałam i dalej szłam uparcie przed siebie.
- Zabierzcie ktoś stąd tą laskę, no!- Jakiś inny chłopak zaczął się drzeć, a wtedy Louis odwrócił się i napotkał moje spojrzenie.
Zdziwienie wymalowało się na jego twarzy, a ja z coraz szybciej bijącym serce szłam uparcie przed siebie.
- Rosie? Co ty tutaj...- Nie dokończył przez moje wargi dociśnięte do jego ust. Wokół nas kilka osób zaczęło szeptać, ale właściwie to wszystko znikało.
Liczyłam się tylko ja i Louis. Tylko to co było w tej chwili. Tylko jego słodkie wargi całujące mnie zachłannie, z miłością i troską.
Zimne, mokre coś uderzyło w moją dłoń położoną na ramieniu Lou. Potem następne małe kropelki zaczęły uderzać w nasze ciała.
Odsunęłam się kawałek od Lou i spojrzałam w niebo.
- Czy to znaczy, że mi wybaczyłaś i będziemy razem?- Dłoń Lou znalazła się na moim policzku. Spojrzałam w jego niebieskie oczy i miałam ochotę w nich zatonąć.
- Chyba tak.- Odpowiedziałam i poczułam delikatny nacisk jego warg na moje usta.
- Ej! Skończcie się migdalić i chodźcie do domu!- Krzyk Lottie sprowadził nas na ziemię. Spojrzałam rozbawiona na Lou, a on tylko wzruszył ramionami i chwycił mnie za rękę.
- Skończymy w domu.- Powiedział i ruszyliśmy w stronę wyjścia z tego całego boiska. Mijaliśmy kilka dziewczyn, które zabijały mnie wzrokiem ale jakoś nie specjalnie się tym przejęłam.
- Żebyś się nie zdziwił.- Odpowiedziałam mu i uśmiechnęłam się lekko gdy zauważyłam na jego twarzy uśmieszek, który wyrażał jego wszystkie brudne myśli.
- Wiesz ja tam się już niczym nie zdziwię, a ty?- Szturchnął mnie lekko biodrem i zaśmiał się zakładając mi za ucho kosmyk, mokrych włosów.
- Przeginasz Tomlinson.- Powiedziałam poważnie, a po chwili razem zaczęliśmy się śmiać.
Teraz mam już wszystko. Teraz zaczynam coś nowego i pięknego. Teraz dopiero zaczyna się nasza historia. To co było za nami to jedynie długi prolog do tego co dopiero ma się wydarzyć.
 I niby wszystko co piękne szybko się kończy, ale w naszym przypadku będzie inaczej. Wieczność nas oczekuję, a my dumnie kroczymy w jej kierunku.
The End.
--------------------------------------------------------------------------------------------
A więc to już. Tak o to kończy się historia Rosie i Lou. Mam nadzieję, że was nie zawiodłam, że nie doprowadziłam do zawału przez te wszystkie zgonu i w ogóle. Dziś będzie krótko. 
DZIĘKUJĘ wszystkim za komentarze, których uzbierało się aż 585, DZIĘKUJĘ Samarze za założenie tego bloga i za powierzenie GO w moje niedoświadczone ręce. DZIĘKUJĘ za 59, 605 wejść. DZIĘKUJĘ za 95 obserwatorów. DZIĘKUJĘ za wszystko jesteście NIESAMOWICI.  Jeżeli ktoś chce mieć jeszcze styczność z moimi wypocinami zapraszam: BLOG
A teraz ŻEGNAJCIE! Nigdy nie zapomnę o tym blogu i o was. 
P.S. KAŻDY KTO PRZECZYTA NIECH ZOSTAWI PO SOBIE PAMIĄTKĘ W KOMENTARZU. NAWET KROPKĘ, CHCĘ TYLKO WIEDZIEĆ ILU WAS TO CZYTAŁ. 
DZIĘKUJĘ, KOCHAM WAS! :* ♥♥♥♥
Popłakałam się :(

środa, 7 sierpnia 2013

Chapter Thirty- Three

Rosie.

Siedzę sama w pustej sali oddzielona od codzienności i rzeczywistości. Płaczę sama do pustych ścianach, aż mi wstyd. Nie liczę się z uczuciami. Nie obchodzi mnie los innych. Gdzieś w tej długiej drodze zagubiłam samą siebie. Pamiętam, że kiedyś byłam radosna, pełna chęci do życia. A teraz? Teraz straciłam wszystko i jestem przed podjęciem najważniejszej decyzji w moim życiu. 
Obracam w palcach kopertę bojąc się ją otworzyć. Boję się tego co mogę przeczytać, boję się, że to zniszczy mnie całkowicie. Łzy ciekną mi po twarzy ale nie staram się ich ścierać. Po co? Skoro po chwili i tak pojawią się nowe, i następne.
Rozdarłam trzęsącymi się palcami kopertę po czym wyciągnęłam z niej zapisaną kartkę. Zamknęłam oczy odetchnęłam głęboko i spojrzałam na małe i perfekcyjne literki.

'' Droga Rosie,
      zapewne jesteś na mnie zła albo może i nawet mnie nienawidzisz i masz do tego całkowite prawo. Na twoim miejscu też bym siebie nienawidziła. Zrobiłam wiele złego. Skrzywdziłam Louisa jak i ciebie. Teraz może nasunąć ci się proste pytanie: Dlaczego? Wiesz to może dziwne ale sama bym chciałam wiedzieć dlaczego. Sama chciałabym wiedzieć co mną kierowało, że wyrządziłam tyle złego. Byłam zazdrosna. Zazdrosna o to, że Louis kocha cię bardziej niż mnie kiedykolwiek. Bałam się, że zostawi mnie samą z dzieckiem i będzie wiódł spokojne życie u twojego boku.  Wiesz, że on marzy o białym domu w jakimś spokojnym miasteczku? Mówił mi, że chciałaby mieć czwórkę dzieci, które bardzo by rozpieszczał. Mówił, że chciałby kiedyś siedzieć ze mną na werandzie i patrzeć jak bawią się nasze dzieci. Cóż wszystko ulega zmianie i to też się zmieniło. Mimo tego iż był ze mną ciałem, sercem był przy tobie. Wiele razy przez sen wypowiadał twoje imię z wielką nadzieją i miłością. 
  Mogłam odpuścić. Mogłam pozwolić mu odejść i być szczęśliwym. Niestety byłam zbyt wielką egoistką aby mu na to pozwolić. Ale teraz... Czytasz to, a ja mam nadzieję, że jesteście razem. Mam nadzieję, że będzie z nim do końca swoich dni, że będziesz siedzieć z nim na werandzie i patrzeć na wasze dzieci. 
  Eh... Możesz przez jakiś czas zastanawiać się dlaczego to zrobiłam. Dlaczego odebrałam sobie coś co jest dla nas najważniejsze. Cóż mnie życie po prostu zmęczyło. Codzienne wstawanie, przyklejanie na twarz sztucznego uśmiechu, udawanie, że wszystko jest dobrze. Zmęczyłam się tym i śmierć wydawała mi się najlepszym wyjściem z tej sytuacji. Możesz pomyśleć sobie, że pisanie tego przychodzi mi z łatwością ale rozczaruję cię w tym momencie. Strasznie się boję. Wiem, że zabijając siebie zabiję również niewinne dziecko ale... Tak trzeba. 
Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa Rosie.
 Przepraszam za wszystko. 
Eleanor.''

Zmięłam kartkę w dłoni i wyjrzałam przez okno. Masz rację byłaś egoistką. Nie tego spodziewałam się po tym liście. Myślałam, że... Napisała w nim jak bardzo mnie nienawidzi za to, że wpieprzyłam się w jej życie. A ona.... Ona mnie przeprasza. 

Narrator.

Louis wszedł do szpitala i rozkazał ochroniarzom pozostać na korytarzu z daleka od sali Rosie. Sam skierował się białym korytarzem w stronę drzwi ale coś przykuło jego uwagę. A mianowicie blond-włosa dziewczyna ubrana w białą koszulę nocną, rozglądająca się nerwowo. Gdy nie zauważyła nikogo kto mógłby ją powstrzymać otwarła jakieś stalowe drzwi i zamknęła je za sobą niesłyszalnie. Brunet podszedł do nich i otwarł je lekko. Ujrzał przed sobą kręcone metalowe schody prowadzące na górę. Sam wszedł do klaustrofobicznie małego pomieszczenia i po cichu zaczął wspinać się na górę. Tylko tam mogła pójść dziewczyna.
Rosie podeszła do brzegu dachu i spojrzała w dół wyrzucając obok siebie małą buteleczkę. Zamknęła oczy i odetchnęła głęboko czując jak rześkie poranne powietrze przyjemnie rozchodzi się po jej płucach dając jej tym samym chwilowe ukojenie.
Louis popchał mocne stalowe drzwi i zadrżał gdy chłodne powietrze uderzyło w jego okryte cienką bluzką ciało. Wzrok zatrzymał się na blondynce stojącej przy krawędzi płaskiego dachu. Jej długie włosy powiewały spokojnie na wietrze, a biała koszula falowała w ogół jej szczupłych nóg.
- Rosie...- Powiedział dobitnie brunet wiedząc, że to na pewno dziewczyna, którą kocha. Tylko ona miałaby w sobie tyle odwagi aby uciec z sali i schować się na dachu.
Dziewczyna usłyszałam za sobą znajomy głos, a jej ciało zesztywniało. Odwróciła się po woli i napotkała te pełne bólu niebieskie tęczówki, które teraz wydawały jej się największym cudem świata.
- Co ty tutaj robisz?- Zapytała drżącym głosem i znów odwróciła się tyłem do chłopaka. Widziała przed sobą piękną panoramę budzącego się do życia Londynu. To właśnie to chciała widzieć na samym końcu. Właśnie z tym widokiem chciała zasnąć.
- Przyszedłem do ciebie ale zauważyłem jak skradasz się po korytarzu.- Louis zrobił w jej stronę kilka kroków i gdy zorientował się, że ona go nie widzi podszedł do niej po woli i stanął u jej boku spoglądając w dal.- Chyba nie nadajesz się na ninja.- Spróbował zażartować co wywołało na twarzy Rosie delikatny uśmiech, który dał Louisowi nadzieję.
- A myślisz, że dlaczego jestem projektantką?- Chłopak zauważył, że Rosie chwyta się jego wypowiedzi jak tonący koła ratunkowego. Chciała czymś go zająć byle by nie zadawał nie wygodnych pytań.
- Dlaczego tutaj jesteś?- Mimo wewnętrznych błagań Rosie brunet zadał pytanie, którego tak bardzo chciała uniknąć. Chciała aby odpuścił.
- Idź stąd Louis. To nie tak powinno wyglądać.- Blondynka zaczęła kręcić głową jakby chciała wyrzucić z głowy jakieś myśli.
- Co nie powinno tak wyglądać?- Rosie nadal wpatrywała się w dal i wydawała się jeszcze bardziej nie obecna.- Rosie coś ty narobiła?- Dziewczyna wyczuła w głosie chłopaka zdenerwowanie, które ją rozbawiło.
- Pozbyłam się problemu Lou.- Wyszeptała i spojrzała w jego przepełnione strachem oczy. Louis w tej chwili miał ochotę krzyczeć na dziewczynę, która najwidoczniej świetnie się bawiła.
- Jakiego znowu problemu? Rosie o czym ty dziewczyno mówisz?- Louis chwycił Rosie za ramiona, a ona czuła się co raz bardziej oszołomiona. Tak jakby ktoś ją zabierał do czego lepszego.
- Mojego. Louis teraz już będzie tylko lepiej. Już jest.- Obłąkany uśmiech przeraził Lou na tyle, że odsunął się od Rosie. Nie poznawał jej. Wiedział, czuł, że coś jest nie tak. Czuł, że dziewczyna zrobiła coś co jej zdaniem jest idealnym rozwiązaniem.
- Rosie ja cię błagam powiedz mi co ty zrobiłaś.- Louis czuł napływający smutek. A Rosie? Ona była szczęśliwa choć w głębi siebie czuła, że nie powinna.
- Louis czy ja zwariowałam?- To pytanie zbiło całkiem bruneta z tropu. Rosie odsunęła się od krawędzi dachu i zrobiła kilka kroków po czym stanęła tyłem do chłopaka. Jej ramiona trzęsły się ale nie z powodu zimna.
Brunet podszedł do Rosie i podniósł do góry jej głowę. Łzy przepełnione smutkiem spływały po jej twarzy, a ona czuła ogromną pustkę z niewiadomego powodu. Jeszcze wczoraj była pewna swojej decyzji, ale teraz gdy było już po wszystkim czuła, że źle zrobiła.
- Może... Może wszyscy zwariowaliśmy?- Jego głos był spokojny mimo tego, że Louis czuł się zdenerwowany.
- Louis ja je zabiłam...- Wyszeptała i spojrzała w niebieskie oczy chłopaka. Rosie zauważyła, małą zmarszczkę na czole bruneta. Ono też by ją miało? Pomyślała i uśmiechnęła się lekko.
- Kogo? O czym ty mówisz?- Brak jakiegokolwiek zorganizowania ze strony Rosie na prawdę doprowadzał do szału Louisa ale mimo wszystko brunet starał się zachować spokój co wcale nie było takie łatwe. Spojrzał w brązowe oczy Rosie i doznał szoku. Jej źrenice były powiększone do maksymalnych rozmiarów.- Rosie ty coś brałaś?- Blondynka poczuła przyjemne ciepło gdy dłonie Louisa wylądowały na jej zmarzniętych policzkach. Chciała tutaj zostać, z nim na tym przeklętym dachu ale wiedziała, że jest już za późno. Musi odkupić swoje winy.
- Nasze dziecko Louis.- Czuła, że wewnątrz jej kruchego ciała coś się rozpadło. Czuła, że on ją znienawidzi i chciała tego najmocniej na świecie.- Ja je zabiłam. Wzięłam jakieś tabletki. Wydawało mi się, że tak będzie lepiej. Nie poradziłabym sobie ale teraz wiem, że źle zrobiłam dlatego muszę za to zapłacić.- Dokończyła z pewnością siebie.
Louis nie mógł uwierzyć w to co usłyszał. Nie mógł uwierzyć, że jego mała ukochana Rosie zabiła kogoś kto był owocem czegoś pięknego. Kogoś kto był owocem ich miłości.
- Kłamiesz.- Wyszeptał i odsunął się od niej.- Znowu kłamiesz!- Wrzasnął i wplótł swoje długie, blade palce w brązowe włosy. Poczuł coś zimnego i mokrego spływającego po jego policzku ale nie przejął się tym. Teraz było coś ważniejszego.
- Nie dałabym sobie sama rady. Hugo by ode mnie odszedł i znowu byłabym sama. Jak zawsze zresztą co? Biedna mała Rosie.- Rosalie nie kryła się z uczuciami. Chociaż ten jeden raz pozwoliła wszystkim tkwiącym w niej emocją wypłynąć na zewnątrz. Teraz i tak było jej wszystko jedno.
- Pomógłbym ci. Nie pozwoliłbym ci zostać samej.- Louis uspokajał się ale na miejsce gniewu czy frustracji pojawił się smutek.
- Mówiłeś już tak! Obiecałeś, że mnie nie zostawisz, a co zrobiłeś? Gdy tylko Eleanor powiedziała ci, że jest w ciąży zostawiłeś mnie! Miałeś mnie gdzie więc nie wmawiaj mi, że byś mnie nie zostawił.- Ostatnie zdanie wyszeptała raniąc tym samym siebie jak i Louisa.
- Rosie wiem, że głupio postąpiłem ale wtedy... Nie mogłem zrobić inaczej.- Chłopak spuścił głowę zawstydzony. Rosie parsknęła pod nosem i pokręciła głową.
Muzyka
- Nienawidzę cię Tomlinson...
- Rosie....
- Jeszcze nie skończyłam.- Brunet podniósł głowę napotykając jej zranione spojrzenie.- Nienawidzę cię i chciałam abyś zniknął z mojego życia. Chciałam abyś zniknął z mojej głowy ale tego nie zrobiłeś. Walczyłeś. Walczyłeś o mnie tyle czasu chociaż ja dawałam ci jasno do zrozumienia, że mam cię gdzieś. I wiesz co? Mimo tej zasranej nienawiści pojawiła się też miłość. Gdy pierwszy raz cię ujrzałam wiedziałam, że spotkamy się nie raz, a gdy przyjechałeś po mnie po tym jak Caroline pojawiła się w moim życiu...- Louis obserwował jak Rosie męczy się z każdym kolejnym słowem ale nie zamierzała przestać.- Wtedy wiedziałam, że to jest to czego szukałam. Że jesteś tym, który powinien się mną opiekować.I szczerze miałam nadzieję, że tak będzie.- Rosie rozpłakała się i jakby pozbawiona siły upadła na kolana podpierając się na dłoniach. Z zachmurzonego nieba zaczęły spadać pierwsze kropelki zimnego deszczu. Przerażony Louis uklęknął obok Rosie i chwycił jej twarz w dłonie.
- Tak jest Rosie. Ja jestem twoim prywatnym aniołem stróżem.- Na twarzy Rosie pojawił się lekki uśmiech.- Chodź do środka bo się rozchorujesz.- Brunet chciał wstać ale ręka Rosie go powstrzymała.
- Nie Louis. Zostańmy tutaj.- Chłopak nie miał pojęcia dlaczego blondynka go o to prosi ale przytaknął i usiadł na mokrym już dachu przyciągając do siebie przemoczoną Rosalie. Oparła się o niego plecami i złączyła ich palce razem.
- Powiesz mi dlaczego to miejsce wydaję ci się lepsze od ciepłego łóżka?- Louis czuł, że teraz już będzie lepiej. Rosalie niestety czuła inaczej. Ona wiedziała, a on nie.
- Louis... Ja.... To nasze ostatnie chwile razem nie chcę aby ktoś nam przeszkadzał.- Rosie poczuła ciepłe usta Louisa na swojej głowie.
- Nie Rosie to nie są ostatnie chwile. To jest dopiero początek naszej wspólnej przyszłości.- Był taki nieświadomy swoich słów, że Rosie zrobiło się przykro z tego powodu.
- Nie rozumiesz Louis. Ja umieram. Po woli ale skutecznie. Wzięłam jakiś płyn z pokoju pielęgniarek. Muszę zapłacić za to, że zabiłam nasze dziecko.- Rosie mówiła to z takim spokojem, że Louis po prostu wziął to za żart ale nie usłyszał po tym żadnych innych słów tylko ciężki, urywany oddech Rosalie.
- Proszę cię powiedz, że żartujesz.- Wyszeptał i zamknął oczy. Nie wiedział czy płakał czy to po prostu deszcz padający z nieba.
- Louis zostań ze mną. Ja nie mam już siły walczyć. Nie mam już siły, po prostu nie ma już siły.- Uścisk na dłoni Rosie dodał jej otuchy chociaż wiedziała, że zaraz przestanie czuć. Wiedziała, że zaraz zamknie oczy i będzie już tylko ciemność. Nie będzie drzew, nieba, deszczu. Nie będzie Louisa. I właściwie chyba ta wizja, wizja bycia gdzieś bez tego bruneta najbardziej ją przerażała. Nie bała się śmierci czy czegoś innego. Bała się, że znajdzie się w jakimś miejscu gdzie będzie go widziała ale nie będzie mogła go dotknąć.
- Rosie proszę cię... Nie chcę cię stracić. Oni ci pomogą tylko proszę zejdź ze mną na dół.- Teraz Louisa wiedział, że płacze. Pieczenie w oczach i zamglony obraz przed mrugnięciem upewnił go w tym.
- Nie Louis. Tak będzie lepiej. Ja wiem, że tak będzie lepiej. I wiesz co?- Cichy śmiech rozbrzmiał pośród uderzającego deszczu o beton.- Nie boję się tego co nadejdzie. Wiesz po prostu pójdę w stronę światełka i znajdę się w czyśćcu czy gdzieś tam  i potem mnie odeślą w jakieś dziwne miejsce gdzie wszystko będzie takie piękne i w ogóle.- Rosie zamknęła oczy i pozwoliła sobie bardziej oprzeć się o ciało Louisa.
- Skąd wiesz, że tak będzie?- Louis pociągnął nosem i spróbował wyciągnąć telefon z kieszeni spodni. Rosie poruszyła się nie spokojnie ale po chwili znów opierała się o chłopaka.
- Nie wiem. Tak zawsze jest na filmach więc chyba coś w tym musi być co nie? Louis obiecasz mi coś?- Rosalie tak bardzo pragnęła odwrócić głowę w stronę Louisa ale wiedziała, że nie da rady. Wiedziała, że nie ma tyle siły.
- Co tylko chcesz kochanie.- Mimo dość niewygodnej pozycji w jakiej znajdował się Louis nie chciał się ruszać czy kazać wstawać Rosie. Chciał jak najdłużej czuć jej ciało przy swoim.
- Znajdź sobie żonę, wybuduj duży biały dom z werandą, miej czwórkę dzieci i nie zapomnij o mnie, dobra?- Mówienie przysparzało Rosie co raz więcej trudności. Nie mogła złapać oddechu, a słowa były tak nie wyraźne, że Louis musiał się chwilę zastanowić nad tym co powiedziała.
- Obiecuję ci Rosie.- Ucałował ją w głowę zamykając oczy.- Obiecuję, że nigdy o tobie nie zapomnę, i przepraszam, że nie dotrzymam obietnicy.- Rosalie chciała zapytać dlaczego przeprasza i dlaczego nie dotrzyma obietnicy ale zamiast słów wydobył się z jej ust cichy jęk. Przełknęła ślinę i spróbowała jeszcze raz.
- Kocham cię Louis.- Po wypowiedzianych słowach obydwoje wiedzieli, że to już koniec. Ona oddalała się w jakąś nieznaną krainę, jeżeli takowa istniała, a on płakał co raz mocniej ściskając z całej siły dłoń blondynki.
- Ja ciebie też Rosalie.- Ostatnie słowa usłyszane przez Rosalie dźwięczały jej długo w głowie. Była przy Louisie ale jakby oddalała się co raz dalej. Nie miała siły utrzymać dłoni Louisa. Nie miała siły wciągnąć powietrze do płuc. Nie miała siły na nic.
Czuła jeszcze, że ktoś podnosi ją do góry, a potem tylko ciemność i ciepło rozpływające się po jej ciele. Była bezpieczna i wiedziała o tym. Wiedziała również, że już więcej nie będzie cierpieć. Dlaczego? To bardzo proste. Po porostu zniknęła. Po prostu umarła.
-----------------------------------------------------------------
Hej. Dziś (prawdopodobnie) ostatni rozdział. Widziałam komentarz, w którym pewna dziewczyna prosiła mnie abym nie kończył bloga i napisała jeszcze jedną część. Cóż mam pewien pomysł i albo dodam następny rozdział czwartej części albo pojawi się kończący wszystko Epilog. I jeżeli już bym pisała dalej tego bloga to rozdziały byłby pewnie krótkie ale jeszcze tego nie wiem. Założyłam nowego bloga innego niż wszystkie moje dotychczasowe mam nadzieję, że się nie zbłaźnię. Blog jeszcze dziś (chyba) pojawi się rozdział na razie są tylko bohaterzy. Cóż mam nadzieję, że mnie nie zabijecie za rozdział i wgl. Cześć!

środa, 31 lipca 2013

Chapter Thirty- Two

~Muzyka~
Zamknęłam cicho drzwi od swojej sypialni i ruszyłam w stronę kuchni. Wyciągnęłam z szafki dwa kubki, do których wsypałam trochę kawy rozpuszczalnej. Wstawiłam wodę, a sama usiadłam na krześle przy wyspie kuchennej.
Za oknem świat był szary, jakby czuł mój nastrój. Jakby deszcz to moje łzy, które chowam przed światem. Właściwie to ja się chowam przed światem. Od mojego wspólnie spędzonego wieczoru z Louisem minął dokładnie miesiąc. Nie wiem jak to się stało ale ktoś widział mnie jak wychodzę z domu chłopaków i zrobił mi zdjęcia, które po krótkim czasie obiegły cały świat. 'Kim ona jest? To nowa dziewczyna, któregoś z chłopaków? Może to przez nią Louis i Eleanor się kłócili?' Wszędzie widziałam te pytania. Nie mogłam spokojnie wyjść z domu, nie mogłam pokazać się w oknie aby nie pojawić się na pierwszych stronach gazet. Innym może i by to odpowiadało ale nie mi. Ja chciałam spokoju. Chciałam aby wszyscy o tym zapomnieli.
- Rosie? Wszystko w porządku?- Odwróciłam głowę i ujrzałam zaspanego chłopaka, który podszedł do gazówki i wyłączył gwiżdżący czajnik.
- Przepraszam zamyśliłam się. Połóż się jeszcze.- Uśmiechnęłam się w stronę Hugo i wstałam z krzesła w celu zalania kawy.
- Bez ciebie nie zasnę.- Chłopak stanął za mną, a jego ręce wylądowały na moim brzuchu. Poczułam miękkie usta Hugo na mojej szyi, przez co lekko się uśmiechnęłam.- Jesteś zdenerwowana.
- Dziwisz mi się?- Spojrzałam na niego ze smutkiem wymalowanym na twarzy.- Nie mogę uwierzyć, że on jest  taki naiwny.- Dodałam i westchnęłam cicho, opierając się o blat.
- Kochanie może... Może oni na prawdę się kochają?- Na twarzy Hugo pojawiło się zwątpienie i strach przed moją reakcją.
- Tak oczywiście, a ja tak na prawdę jestem małym latającym elfem.- Odparłam i odsunęłam od siebie bruneta po czym podeszłam do okna i wyjrzałam przez nie na smutny świat.
- Rosie jeżeli sądzisz inaczej, jeżeli sądzisz, że Caroline go nie kocha to porozmawiaj z tatą. Powiedz mu o swoich obawach.- Odwróciłam się momentalnie i spojrzałam zdziwiona jak i wściekła na Hugo. Czy on sobie ze mnie żartuję? 
- A myślisz, że nie rozmawiałam z nim o tym? Myślisz, że stałam z założonym rękoma i nie starałam się nic z tym zrobić? Kurwa Hugo ja się z nim nawet o to pokłóciłam.- Wyrzuciłam z siebie i miałam naprawdę wielką ochotę rzucić byle czym w byle co.
- Tak masz rację.... Przepraszam.- Zamknęłam oczy i westchnęłam cicho.
Poczułam sile ramiona Hugo obejmujące mnie i przyciągające do siebie. Oplotłam go w pasie i pozwoliłam sobie na chwilę rozluźnienia i oddalenia od tego całego szajsu.
- Wiesz, że muszę iść się szykować?- Zapytałam, nie otwierając oczu i nie odsuwając się od ciepłego i bezpiecznego ciała Hugo.
- No wiem ale tak mi cieplutko i przyjemniutko...- Parsknęłam cichym śmiechem po czym odepchnęłam go od siebie delikatnie się uśmiechając.
- Jak wrócę to chcę mieć kawusię ostudzoną.- Wymierzyłam w niego palec i puściłam do niego oczko.- Jak przyjdzie makijażystka to ją wpuść.- Pocałowałam go jeszcze w policzek i czmychnęłam do łazienki.
Zrzuciłam z siebie prowizoryczną piżamę składającą się zza dużej i porozciąganej koszulki znalezionej gdzieś na dnie szafy i przykrótkich dresowych spodenek.
Weszłam pod prysznic odkręcając wodę, która na początku była zimna ale z sekundy na sekundę ocieplała się przez co przyjemnie pieściła moje ciało. Dopiero teraz gdy byłam sama i miałam pewność, że nikt mi nie przeszkodzi moje ciało samo zaczęło się rozluźniać.
Tyle się zmieniło... Jestem z Hugo, co może wydawać się dziwne zważywszy na to iż nasza znajomość trwa zaledwie trzy tygodnie ale poznałam go, on poznał mnie. Nie mówię, że to jest jakaś wielka miłość ale... Czuję coś do niego. Sympatię? Możliwe. Może za miesiąc już nie będziemy razem, ale nie liczy się przyszłość. Liczy się teraźniejszość. Jeśli go stracę nie będę czuła się winna ponieważ teraz muszę się skupić na tym co jest. Muszę się skupić na dziecku. Muszę zrobić wszystko aby maleństwo, które w sobie noszę miało lepsze życie niż ja.
***
Z gotowym makijażem stałam przed lustrem i starałam się zrobić coś ze swoimi włosami, które po 'ułożeniu' przez tą dziwną kobietę, która przed chwilą opuściła moje mieszkanie wyglądy jakby je ślepy szympans układał. Wkurzona chwyciłam wszystkie włosy po czym związałam je w kitkę. Loki, które jeszcze mi pozostały spryskałam podwójną warstwą lakieru i teraz mogłam spokojnie ubrać sukienkę. Usta, które miałam nie pomalowane przeciągnęłam krwisto czerwoną szminką. Moim zdaniem całkowity efekt nie był zły. Biała sukienka idealnie leżała na mojej jeszcze szczupłej sylwetce, mocny makijaż przyciągał uwagę do moich oczu, a czerwone usta kusiły niczym najpiękniejszy motyl świata.
Dzwonek do drzwi oznaczał tylko jedno. Już czas. Chwyciłam swoją kopertówkę i płaszcz leżący na łóżku. Wyszłam z pokoju i od razu po przejściu przez korytarz otwarłam drzwi napotykając wesołe spojrzenie Hugo.
- Hej.- Odezwałam się jako pierwsza i uśmiechnęłam  lekko. Jego wzrok zaczął błądzić po moim ciele, a usta otwarły się jakby ze zdziwienia.
- Pomyliłem mieszkania?- Zapytał zdziwiony i spojrzał na numerek mieszący się na drzwiach.- A nie jednak dobrze trafiłem.- Poszerzyłam swój uśmiech na twarzy i ubrałam na siebie płaszcz po czym wyciągnęłam klucze z zamka i zamknęłam mieszkanie chowając brzęczące kawałki metalu do kopertówki.
- Czuję się jakbym szła na skazanie.- Odparłam gdy zeszliśmy ze schodów i uderzyło w nas nieprzyjemne chłodne powietrze przesiąknięte wilgocią od deszczu.
- Przesadzasz. Może nie będzie aż tak źle? A po za tym jak będziesz chciała to możemy się zmyć pod pretekstem, że źle się czujesz. Twój tata na pewno...
- Rosie w kiecce.- Gruby męskie głos dochodzący za moich pleców jakby sam zatrzymał mnie w miejscu. Odwróciłam się wściekła i zmierzyłam obojętnym wzrokiem opierającego się o ścianę bloku Alexa.
- Palant bez cyrku.- Odcięłam się i poczułam jak ręka Hugo zaciska się na mojej dłoni w geście otuchy jak i wsparcia, które właściwie było mi teraz potrzebne.
- Nowa zabaweczka? A może to twój następny najlepszy przyjaciel?
- Hugo idź do samochodu. Zaraz do ciebie przyjdę.- Chłopak po chwili wahania puścił moją dłoń i ruszył w stronę samochodu zostawiając mnie samą z Alex'em.
- Czego chcesz?- Zapytałam nie siląc się na miły czy chociażby spokojny ton głosu. Alex mnie zawiódł. Słowa, które padły podczas pogrzebu Eleanor zostaną ze mną na zawsze. On stracił moje zaufanie i raczej już nigdy go nie odzyska.
- Ej, ej może trochę milej co?- Podszedł do mnie kawałek.- Chciałem porozmawiać. Wiesz słyszałem, że miałaś małą przygodę z Louisem.
- To źle słyszałeś.- Odparłam wściekła.- Jeśli to wszystko to pozwól, że już sobie pójdę. Śpieszy mi się.- Odwróciłam się i ruszyłam w stronę samochodu, w którym siedział podenerwowany Hugo.
- To jego dziecko?- Słowa Alexa uderzyły we mnie niczym piorun w samotne drzewo. Stanęłam ale się nie odwróciłam.- Nawet mu nie powiedziałaś, że jesteś w ciąży.- Dodał, ale ja po prostu pokonałam dzielącą mnie drogę do samochodu i wsiadłam do środka ignorując jego słowa.
***
Siedziałam w ławce i wpatrywałam się w stojącego przy ołtarzu tatę, który był wyraźnie zdenerwowany. Albo tak bardzo denerwował się tym całym ślubem albo po prostu ja go tak wkurzyłam. Może mieć mnie teraz za całkowitą sukę bez uczuć ale powiedziałam całkowitą prawdę i nie mam zamiaru za to przepraszać. Organista zaczął grać Marsz Weselny i wszyscy zebrani w kościele wstali i odwrócili się w stronę wejścia, gdzie przez drzwi weszłam Caroline ubrana w białą suknię, a w dłoniach ściskała bukiet z czerwonych róż. Spojrzałam na tatę, który wpatrywał się w nią z uśmiechem. A może on ją kocha? Westchnęłam zrezygnowana i posłałam tacie uśmiech.
- Zebraliśmy się tu dziś aby...
- Chwila!- Czyjś głośny krzyk przeszkodził księdzu w dokończeniu zdania. Obejrzałam się za siebie i zauważyłam idącego Harry'ego z zaciętą miną.
- Harry...- Syknęłam i wyszłam z ławki.- Co ty cholera kombinujesz?- Jego wzrok spoczął na mojej twarzy i albo mi się zdawało albo prosił mnie wybaczenie.
- Przepraszam ale muszę coś powiedzieć.- Spojrzał na mnie ostatni raz po czym ominął mnie i stanął na przeciwko zdziwionej Caroline.
- Akurat w tej chwili?- Tata posłał Harry'emu wściekłe spojrzenie.
- Tak akurat w tej chwili chociaż powinienem zrobić to już wcześniej.- Harry wydawał się co raz bardziej przerażony.- Z całym szacunkiem ale ona pana nie kocha. Bawi się panem tak samo jak bawiła się mną. Zdradzała pana ze mną. Jej piątkowe spotkania z przyjaciółką kończyły się ze mną w hotelu. Ona jest tylko...
- Dość.- Przerwałam mu.- Harry powinieneś już sobie iść. Proszę.- Spojrzałam na niego błagalnie, a on spojrzał na mojego ojca.
- Pańska córka jest bardzo mądra i na prawdę ma rację co do Caroline. Przepraszam.- Wyszedł z kościoła ze spuszczoną głową.
Wszyscy szeptali, spoglądali na siebie zdziwieni z niedowierzaniem.
- Caroline... Czy to prawda?- Głos taty drżał niebezpiecznie i widziałam, że ledwo powstrzymuję łzy cisnące mu się do oczu.
- Kochanie... Oczywiście, że nie.- Flack chciała go dotknąć, ale on się odsunął. Odsunął się od niej... Pokręcił głową i spojrzał na wszystkich zebranych.
- Ślub odwołany.- Powiedział głośno i po prostu wyszedł do Zakrystii. Ruszyłam za nim i dopiero gdy wyszłam na mroźne powietrze zobaczyłam go opierającego się o ścianę i płaczącego niczym małe dziecko.
- Tato...- Wyszeptałam. Jego głowa podniosła się do góry ukazując mi czerwone oczy, oraz ślady łez na jego zarumienionych od zimna policzkach. Podeszłam do niego i mocno go przytuliłam. Jego silne ramiona oplotły moje drobne ciało.
- Tak bardzo cię przepraszam Rosalie. Tak bardzo cię przepraszam.- Wyszeptał i zaniósł się jeszcze większym płaczem.
***
Nacisnęłam klamkę, która ustąpiła mi z cichym zgrzytem. Wciągnęłam głęboko powietrze i odważnie weszłam do środka. Przeszłam przez korytarz dzięki czemu znalazłam się w salonie.  
- Gdzie Styles?- Zapytałam zwracając tym samym na siebie uwagę czwórki chłopaków i trójki dziewczyn. Mój wzrok napotkał oczy Louisa, które świeciły niczym lampy w ciemnej uliczce. Dawały nadzieję.
- Tutaj jestem.- Odwróciłam się i zobaczyłam skruszonego Harry'ego, który nie powiem wyglądał okropnie. Przekrwione oczy, roztrzepane włosy.
 Zamachnęłam się i uderzyłam go z całej siły w twarz. Osoby za mną wciągnęły gwałtownie powietrze, a Harry złapał się za bolące miejsce.
- To za to, że wcześniej nic nie powiedziałeś.- Wytłumaczyłam.- A to...- Przytuliłam go do siebie.-... Za to, że nie stchórzyłeś.- Dokończyłam i wtuliłam się w jego ciało.
- Przepraszam.- Wyszeptał i objął mnie w pasie.- Chciałem powiedzieć o wszystkim wcześniej ale ona...
- Wiem, Harry, wiem.- Odsunęłam się od niego i spojrzałam w jego zielone oczy.- Prawdziwa z niej suka.- Uśmiechnęłam się lekko i westchnęłam.

Louis.

Czułem się zazdrosny gdy przytulała się do Harry'ego. Czułem się nawet zazdrosny o to, że go uderzyła co właściwie jest dziwne. Czułem się zazdrosny o każde wypowiedziane przez nią słowo, które nie było skierowane w moją stronę. 
Gdy odsunęłam się od Harry wiedziałem, że chce uciec. 
- Rosie...- Wyszeptałem po czym wstałem z miejsca nie przejmując się lekkim kłuciem w boku gdzie jeszcze rano tkwiły szwy. Dziewczyna zignorowała mnie i zrobiła kilka kroków w stronę wyjść z salonu. Moja reakcja była natychmiastowa. Pokonałem dzielącą nas odległość i chwyciłem jej drobny nadgarstek.
- Louis...- Szepnęła ale nie odwróciła się do mnie. Jakby bała się, że widok mojej twarzy może coś zmienić. Że jedno spojrzenie w moje oczy zmieni jej jakąś chorą decyzję, którą podjęła.
- Czy... Czy to co powiedział Alex... Czy to prawda?- Zapytałem cicho puszczając jej rękę. Widziałem jak jej ramiona się unoszą, jak jej głową wędruje w dół, a dłonie zaciskają się w małe piąstki.- To moje dziecko?- Zapytałem głośniej. Nie widząc żadnej reakcji z jej strony odwróciłem ją delikatnie spoglądając w jej okryte mroczną tajemnicą oczy.
- Muszę iść. Tata mnie potrzebuję.- Mimo słów, które wypowiedziała nie ruszyła się z miejsca. Wpatrywała się w moją twarz z uwielbienie i tęsknotą, którą zresztą też czułem. Całym swoim ciałem.
- Odpowiedz mi.- Nalegałem czując rosnącą frustrację. Nie oczekiwałem wiele. Chciałem tylko poznać prawdę. Chciałem tylko wiedzieć... Czy to tak wiele?
- Po co? Po co mam ci cokolwiek mówić? Czy to coś zmieni? Nie! Nadal będziemy tacy sami.- Jej klatka piersiowa poruszała się szybko i nie miarowo. Zdenerwowała się i nie zamierzała się uspokajać.
- To moje dziecko czy nie?!- Krzyknął zdenerwowany i położyłem rękę na ścianie, tuż obok jej głowy. To co zobaczyłem w jej oczach.... Wystraszyła się. Mnie... 
- Louis uspokój się.- Cichy głos Kate doszedł do mnie jakby zza ściany. Zza ściany gniewu. Odsunąłem się kawałek od wystraszonej Rosie.
- Co chcesz usłyszeć? Co ja mam ci powiedzieć?- Jej cichy zmęczony głos rozdzierał moją duszę na kawałki. Maltretował mnie. Znęcał się nade mną.
- Prawdę Rosie. Chcę jedynie poznać prawdę.- Moja ręka powędrowała do jej twarzy. Dłoń zatrzymała się na policzku. Miała taką delikatną skórę. Niczym aksamit...
- A jaka ona jest? Co jest prawdą Louis? Nasze urojenia? Nasze obawy, lęki? Nasze dwa różniące się od siebie charaktery?- Jej ręka powędrowała do mojej dłoni i ściągnęła ją z jej twarzy od razu puszczając moją dłoń.
- Rosie... Ja...- W moich oczach pojawiły się łzy. Czułem, że wszystko tracę. Nie chciałem tego.- Chcę być z tobą. Kocham cię nad życie. Kiedy to do ciebie wreszcie dotrze?
- Nie Louis. Ty nie kochasz mnie ja nie kocham ciebie. To nam się tylko wydaję, rozumiesz? Uroiliśmy sobie coś, wmówiliśmy i  teraz po prostu nie wyobrażamy sobie życia bez tego ale to wszystko to kłamstwo, fikcja.- Jej oczy błyszczały ale nie od łez. Od czegoś innego. Od czegoś tajemniczego.

Narrator.

Rosie wpatrywała się w niebieskie oczy chłopaka z żalem, bólem i wielką ochotą przytulenia się do silnego, ciepłego ciała chłopaka. Chciała aby to wszystko zniknęło. Gniew, ból, żal, tęsknota, obawa, strach. Nie chciała czuć niczego złego. Chciała tylko być szczęśliwa. Wiedziała, że może wszystko zmienić. Wystarczy, że powie mu ile dla niej znaczy i wszystko się zmieni. Będą razem. Ale czy ona tego chce? Bardzo. Pragnie tego, a wręcz chorobliwie żąda, ale... Właśnie zawsze pojawi się jakieś ale. W głębi duszy wiedziała, że nie może tego zrobić. Nie może zniszczyć tak wspaniałego chłopaka jakim jest Louis. Nie może pociągnąć go na samo dno. Nie może mu tego zrobić...
- Rosie...- Ciche słowa Louisa wywołały burzę uczuć. Dziewczyna zamknęła oczy i westchnęła cicho. Louis obserwował dokładnie jej twarz. To jak jej klatka piersiowa się unosi. To jak jej oczy się zamykają aby po chwili znów otworzyć się na świat i spoglądać na niego. Czy to źle, że czuł się jakby istnieli tylko oni? Czy to źle, że w głowie Louisa nie było ich wspólnych przyjaciół przyglądających się im? Jak złym to go czyniło? Jak egoistyczną osobę to z niego robiło? 
- Koniec Louis. To jest koniec.- Wyszeptała psując wszystko. Brunet odsunął się od niej i nie mógł uwierzyć, że on ją kocha. Nie mógł uwierzyć, że pokochał kogoś kto nie interesuję się losem innych. To była prawda. Przecież gdyby było inaczej.... Starałaby się. Tylko, że to nie było proste. Obaj czuli to samo. Ale byli inni i właśnie teraz nadszedł czas na to aby wszystko zakończyć. Wszystko co prowadzili do tej pory. Czas się rozdzielić. 
- Doskonale wiesz, że nie tak powinno się to skończyć. Nie tak powinien wyglądać koniec naszej historii.- Powiedział siląc się na pewny ton głosu. Jak długo będziesz mnie ranił? Pomyślała Rosie zagryzając dolną wargę. 
- A co jeśli to dopiero początek? Co jeśli nasza historia powinna pisać się osobno?- Zapytała z troską, wpatrując się w smutne oczy Louisa. Ile jeszcze? Jak długo, moja kochana? Louis nie wierzył w to co słyszy, nie wierzył, że to koniec.
- Doskonale wiesz, że to nie prawda. Powiedz mi ile razy mam ci jeszcze powiedzieć jak bardzo cię kocham? Ile razy jeszcze mam ci pokazać, że bardzo mi na tobie zależy?- Brunet wplótł swoje długie palce w swoje włosy i pociągnął lekko.
- Już nie musisz Lou. Ani razu. Kiedyś... Pamiętasz zabrałeś mnie na klif i kazałeś skakać do wody. Pamiętam do dziś jak bardzo się bałam, ale byłeś przy mnie i wiedziałam, po prostu wiedziałam, że nic mi się nie stanie. A potem... Zniknąłeś gdzieś i Harry zadzwonił do mnie bo myślał, że jesteś ze mną. Tylko ja wiedziałam gdzie cię szukać. Tylko ja mogłam się do ciebie dostać i gdy już stałam na tym przeklętym klifie i wpatrywałam się w tą wodę... Bałam się. Byłam wręcz przerażona ale świadomość, że ty tam jesteś, w tej jaskini, sam... Była nie do zniesienia. Musiałam skoczyć. Sama. Ale wiesz co? W głowie cały czas odtwarzałam twoją uśmiechniętą twarz. Cały czas myślałam o tobie i strach zniknął... Odpłynął bo wiedziałam, że muszę cię zobaczyć.- Rosie nie miała zielonego pojęcia dlaczego to mówi. Po prostu czuła potrzebę powiedzenia mu o tym. Musiała wiedzieć, że on będzie o niej pamiętał. 
- Rosie proszę cię nie odchodź. Nie zostawiaj mnie samego. Proszę cię nie rób mi tego.- Chłopak chwycił dziewczynę za ręce i szukał odpowiedzi w jej oczach.
- Może kiedyś jeszcze się spotkamy Louis.- Wyswobodziła delikatnie swoje dłonie z jego uścisku i odwróciła się chcąc wyjść ale coś jej nie pozwoliło. 
Uścisk w brzuchu. Coś było nie tak i ona o tym wiedziała. Czułam kłucie, przez co skuliła się i syknęła. Louis widząc dziwną pozycję dziewczyny otrząsnął się z szoku i podszedł do niej kładąc jej rękę na plecach.
- Louis...- Harry dotknął ramienia przyjaciela i wskazał palcem na nogi dziewczyny. Po jej smukłych nogach ciekła krew, która przeraziła go nie mniej niż samą Rosalie.
 Cichy szlocha wyrwał się z ust dziewczyny, a jej twarz zalała się łzami gdy uświadomiła sobie co właśnie się dzieje. 
- Liam dzwoń po karetkę!- To ostatnie słowa Louisa jakie usłyszała Rosie. Potem był tylko upadek, płacz, rozrywający ból i chęć zniknięcia. Topiła się. Czuła się jakby coś ją zabierało jakby odchodziła w inne miejsce. W miejsce gdzie będzie szczęśliwa. 

Louis.

Siedziałem na zimnej podłodze szpitala, w którym sam nie dawno leżałem. Moja głowa uderzała w ścianę, a oczy wpatrywały w jeden punkt. Nie czułem bólu. Czy to dziwne? Możliwe ale co w tej chwili było normalne? Właśnie nic. 
- Czy ktoś z państwa to ojciec dziecka?- Zmęczony lekarz, ściągnął z nosa okulary i schował je do małej kieszonki w jego białym fartuchu. Podniosłem się po woli do góry.
- T-to ja.- Przełknąłem zdenerwowany ślinę i zacisnąłem mocno dłonie w pięści. 
- A więc... Cóż przykro mi, że muszę to panu mówić ale niestety pani Rosalie poroniła.- Zamknąłem oczy i spuściłem głowę.
- A co... Co z nią? Nic jej nie będzie?- Zapytałem nie podnosząc głowy. Nie chciałem aby ktoś widział mnie teraz w takim stanie. Wystarczy, że sam wiedziałem jak teraz wyglądam.
- Fizycznie nie. Oczywiście zostanie u nas parę dni na obserwacji. Ale psychicznie to... Proszę mi uwierzyć, że coś takiego dla kobiety jest niemal jak śmierć. Dobrze by było gdyby załatwił pan, pani Rosalie psychologa. Nie mówię, że na stałe. Po prostu niech raz z nią porozmawia i sam zdecyduję co dalej.- Widziałem jego nogi zbliżające się do mnie.- Niech pan do niej idzie. Teraz będzie potrzebne jej wsparcie.- Jego ręka wylądowała na moim ramieniu.- Na prawdę mi przykro.- Dodał i odszedł zostawiając nas samych. 
Krzyknąłem wściekły i z całej siły uderzyłem pięścią w ścianę chcąc wyładować frustrację. Byłem wściekły. Nie na Rosie. Na siebie. 
- Louis!- Silne ramiona Harry'ego przywarły mnie do jego ciała.- Spokojnie Lou. Wszystko będzie dobrze.- Zaczął głaskać mnie po plecach, a ja pozwoliłem sobie na płacz. Teraz było mi wszystko jedno czy ktoś zobaczy moje łzy czy nie.
----------------------------------------------------------------------------------
Hej. Oto dodaję dziś przed ostatni rozdział na tym blogu. Nie jestem z niego całkiem zadowolona. W mojej głowie wyglądało to wszystko lepiej. Gdy go czytałam wydawało mi się, że połowę z tego nie ja pisałam co jest dziwne. Nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział ponieważ mam teraz od cholery kłopotów i myślałam, że sama dam sobie z nimi radę. Ale niestety tak nie jest i moja mama zauważyła, że coś jest nie tego i złożyła mi propozycję na dwu tygodniowy wyjazd do kuzynki do Poznania abym odpoczęła i chyba tak zrobię. Nic jeszcze nie jest pewne ale muszę sobie wszystko uporządkować. Czy dodam rozdział przed wyjazdem? Zobaczymy jak to będzie. Dobra dość o mnie... Cóż smutno mi, że to już prawie koniec.
A dziękuję za 10 komentarzy pod rozdziałem i liczę na następne może nawet w większej ilości. Do zobaczenia. 

środa, 24 lipca 2013

Chapter Thirty- One

Rozdział +18 napisany z pomocą mojej ukochanej Elki :*
------------
Po wczorajszej wizycie Louisa zadzwonił do mnie tata zapraszając na obiad. Oczywiście wiedziałam, że to wiąże się ze spotkaniem Caroline dlatego chciałam się wyplątać pod byle jakim pretekstem ale gdy usłyszałam jego błagalny ton nie mogłam mu tego zrobić. A po za tym miałam jakąś małą nadzieję, że może uda mi się z nim na spokojnie porozmawiać i wyjaśni mi dlaczego do cholery ukrywał przede mną fakt iż moja mama żyję.  Mama. Te słowo jest dla mnie całkiem obce. Ja nigdy tak nie mówiłam, nie miałam do kogo.

 Louis.

Zszedłem zadowolony ze schodów z lekkim uśmiechem na ustach. Skierowałem się w stronę salonu, w którym siedział Harry z pilotem w ręce i zmieniał kanały ze znudzonym wyrazem twarzy. Usiadłem obok niego i uśmiechnąłem się szczerze pierwszy raz od wielu dni.
- Czy ty ochujałeś!?- Krzyknął Styles i wstał zdenerwowany. Spojrzałem na niego zdziwiony.- Powinieneś leżeć w łóżku cwelu. Masz szwy na brzuchu i jeszcze sobie po domu latasz.- Dodał oburzony i z powrotem zajął swoje miejsce.
- Przesadzasz. Dobrze się czuję i nic mnie nie boli.- Powiedziałem i posłałem mu następny szczery uśmiech. Czułem się szczęśliwy i nie zanosiło się na to aby stan mojej egzystencji się zmienił. Nie teraz gdy znam już prawdę i wszystko się układa.
- Czemu ty jesteś taki szczęśliwy i uśmiechnięty?- Zapytał podejrzliwie przyglądając mi się cały czas z dziwnym wyrazem twarzy.
- Och Styles gdybyś tylko wiedział...- Westchnąłem i ułożyłem się wygodniej zabierając mu pilota i tym razem to ja zacząłem szukać czegoś co spodobałoby się nam obydwojgu.  
Usłyszeliśmy krzyk Niall'a, a po chwili głośne kroki, które nasilały się z sekundy na sekundę jak blondyn był co raz bliżej nas. 
- Styles! Weź tego swojego zapchlonego kota. Mówiłem, że nie chcę widzieć go u siebie w pokoju.- Horan podał Harry'emu wystraszonego kotka, który i tak wyrwał się z rąk Harry'ego i zeskoczył na ziemię chowając się pod kanapą.
- A co ci tym razem zeżarł?- Zapytałem z ciekawości i patrzyłem jak twarz Niall'a robi się czerwona ale nie ze wstydu czy zażenowania. Ze złości. Oho będzie źle.
- Nic. Podrapał mi gitarę.- Powiedział wściekły i wyszedł z salonu kierując się bodajże na górę. Po chwili po domu rozniosło się głośne trzaśnięcie drzwiami. 
- Dobra teraz to jestem po stronie Niall'a.- Odezwałem się i zacząłem obserwować małego rozrabiaka jak zaczął obserwować wszystko wokół siebie. 
- Wiem ma prawo być wściekły ale co ja poradzę, że on wszędzie włazi?- Odezwał się zrezygnowany i oparł się o poduszki bacznie obserwując kociaka.
- Mówiłem trzeba było wziąć chomika albo coś takiego.- Wzruszyłem ramionami.
- Ale ja wolę kotka!- Pisnął obrażony Harry.- No weź jakbyś miał teraz wymienić mojego słodkiego Lucyfera na chomika to być to zrobił?
- Szczerze to bez zastanowienia.- Odparłem.- Ale wiesz co? Mi się tak trochę wydaję, że wina leży też w jego imieniu.
- Louis! Telefon ci dzwoni!- Krzyk, a raczej wrzask Niall'a rozniósł się po cały domu zmuszając mnie do wstania i wejścia na górę.

Rosie.

Stałam przed szafą ubrana w samą bieliznę z wykonanym makijażem i rozczesanymi włosami, które łaskotały mnie w plecy przy moim każdym najmniejszym ruchu. Nie miałam zielonego pojęcia co mam ubrać, a czas leciał nieubłaganie i musiałam za chwilę wychodzić z mieszkania by zdążyć na czas. Nie miałam pojęcia czy mam wybrać coś bardzo eleganckiego czy może coś mniej oficjalnego. 
Zdenerwowana wyciągnęłam bluzkę, po czym chwyciłam pierwsze lepsze spodnie. Założyłam na siebie rzeczy i wyciągnęłam z dna szafy moje ulubione buty, które po chwili znalazły się na moich nogach. Podeszłam do szkatułki stojącej na komodzie i wyciągnęłam z niej pierścionek oraz łączone ze sobą bransoletki.
Do torebki włożyłam telefon, błyszczyk oraz chusteczki. Nim wyszłam z mieszkania przejrzałam się ostatni raz w lustrze i chwyciwszy klucze wybiegłam z mieszkania zamykając je po sobie.
***
Może to dziwne ale wchodząc po schodach czułam rosnące we mnie zdenerwowanie. Ręce zaczęły mi się trząść, a serce biło co raz szybciej. Zaczynałam po woli żałować, że nie wykręciłam się z tego całego obiadu, który moim zdaniem będzie jedną wielką szopką. Ja będę udawała, że nie mam za złe ojcu tego iż okłamywał mnie przez tyle lat, będę musiała jeszcze tolerować tą jędzę, która groziła mi śmiercią moich przyjaciół. Ona natomiast będzie miała z tego ubaw ponieważ będzie doskonale widziała jak mnie nosi, i że mam chęć przywalenia jej w tej głupi ryj. Wprost będzie idealnie.
Nie chcąc wchodzić do środka bez żadnej zapowiedzi nacisnęłam dzwonek i dopiero potem nacisnęłam klamkę i weszłam do środka od progu nie poznając miejsca, w którym spędziłam tyle czasu. Zwykle obite drewnem ściany teraz były pomalowane na zielono, a szare płytki na podłodze przybrały czarny kolor.
- Oo Rosie. Cześć kochanie.- Tata wyszedł z kuchni w brązowym fartuchu uśmiechając się do mnie szczerze. Nie chcąc wyjść na gorszą uśmiechnęłam się do niego lekko.
- Hej.- Podeszłam do niego i uściskałam go.- Co tutaj się stało?- Zapytałam znów spoglądając na zmienione ściany jak i podłogę.
- Och nie podoba ci się?- Zapytał i wszedł do kuchni. Weszłam za nim spodziewając się jakiś zmian ale na szczęście kuchnię zastałam w takim samym stanie w jakim ją opuściłam.
- Nie no podoba ale po prostu zdziwiłam się ponieważ wiem, że nie lubisz łączyć czegoś jasnego z czymś ciemny, a te ściany i podłoga to... No cóż zdziwiłam się.- Wytłumaczyłam lekko motając się w swoich słowach.
- Wiesz Caroline stwierdziła, że czas na zmiany i właściwie to ona wybierała kolor ścian jak i płytki.- Tata wzruszył ramionami i posłał mi lekki uśmiech.
- No i już mi się nie podoba.- Mrugnęłam cicho do siebie ale po szybkim odwrocie moje taty w moją stronę i karcącym spojrzeniu mogę wnioskować iż on też to usłyszał.
- Rosie proszę cię bądź dla niej miła chociaż dzisiaj. Możesz to dla mnie zrobić?- Westchnęłam cicho i pokiwałam ledwo zauważalnie głową.
- Dzisiaj mogę.- Odpowiedziałam mu chcąc upewnić go, że się postaram. Wyszłam z kuchni po czym skierowałam się do salonu, w którym ujrzałam tą czarownicę dlatego wykonałam szybki odwrót i wróciłam do taty.
- Rosie...- Westchnął zrezygnowany.
- No co? Przecież nic nie powiedziałam.- Wytłumaczyłam się i uśmiechnęłam się kręcąc głową. Co za kabaret. 
***
Od jakiś trzydziestu minut siedzieliśmy przy stole. Co jakiś czas mierzyłam się wściekłym wzrokiem z Caroline. Mi się chciało śmiać ale zważywszy na tatę i to co mu obiecałam starałam się opanować.
- Smakuję ci, Rosie?- Zapytał tata, a ja najpierw spojrzałam w swój talerz, a potem na niego. Odłożyłam widelec i wyprostowałam się.
- Sam gotowałeś?- Zapytałam i napiłam się kawy, która swoją drogą była już zimna i smakowała jak siki. Nie żebym wiedziała jak one smakują....
- Caroline mi pomagała.- Ojciec chwycił za rękę sztucznie uśmiechniętą kobietę  i położył ich splecione dłonie na stole.
- Wiesz jakoś ten sos był zasłony, a makaron niedogotowany.- Skrzywiłam się, a twarz Caroline zrobiła się czerwona ze złości co dało mi tylko wielką satysfakcję.
- Oj Rosie, Rosie jaka ty jesteś zabawna. Kochanie powiemy jej?- Caroline spojrzała na mojego ojca i nawet ja- nie mająca uczuć suka, mogę stwierdzić, że ona go nie kochała. Bawiła się nim i tyle.
- Tak, tak to chyba najlepszy moment.- Tata odchrząknął.- Chcielibyśmy cię prosić abyś ty i ten Louis, twój przyjaciel... Abyście zostali naszymi światkami na ślubie.- Gdy tata skoczył mówić moje oczy powiększyły się zapewne z dwa razy.
- Ja... My... Co? Jakoś nie łapię. Co?  Że ja i Louis? My? Na waszym... Czym? Co?- Spojrzałam na nich zdezorientowana.
- Wiesz chciałam cię prosić abyś była moim świadkiem, a twój tata nie wiedział kogo ma poprosić więc pomyślałam sobie, że skoro łączą was dość bliskie relacje to może oboje będziecie świadkami.- Caroline posłała mi pełne nienawiści spojrzenie.
- Lepiej nie myśl bo jak na razie ci to nie wychodzi.- Odpowiedziałam jej wściekła.- Tato ja oczywiście zapytam Lou czy chciałby być twoim świadkiem ale na mnie nie licz. Znosiłam tą zołzę przez tyle czasu ale nawet moja cierpliwość ma jakieś granice.
- Rosie!- Krzyknął zdenerwowany ojciec i wstał z miejsca. Kiedyś może i by to zrobiło na mnie wrażenie, ale ten czas minął już dawno temu.
- No co Rosie?- Zapytałam i również wstałam.- Ja tam nie wiem co wy sobie myślicie o mnie i Louis'ie ale może wam wszystko wyjaśnię. My NIE jesteśmy razem, i NIGDY nie będziemy.
- A te wasze przygody w schowku na miotły? Eleanor mi powiedziała, że was nakryła.- Caroline jak zwykle musi dorzucić swoje niepotrzebne trzy grosze.
- Tak Boże raz czy dwa razy nam się zdarzyło. A po za tym skąd wiesz co my tam robiliśmy?- Zapytałam całkiem wyprowadzona z równowagi.
- O na prawdę? Ja słyszała, że zdarzyło wam się trochę więcej takich przygód.- Na twarzy Flack pojawił się wredny uśmiech, który z chęcią starłabym jej swoją pięścią.
- Tak oczywiście! Rucham się z każdym kto mieszka w tamtym dniu! O ale Harry to ma dwa dni w tygodniu bo jest najmłodszy!
- Rosie!- Krzyknął zdenerwowany ojciec.
- Co?! Muszę już iść bo Liam czeka na swoją kolejkę! Cześć.- Posłałam im ostatnie oburzenie spojrzenie i wyszłam z mieszkania trzaskając drzwiami.
  ***
Nacisnęłam dzwonek i przygryzłam wargę nie pewna co ja właściwie tutaj robię. Powinnam siedzieć w domu przed telewizorem, albo odsypiać czy coś takiego. A zamiast tego? Skazuję się na.... Zapewne rozczarowanie.
Drzwi otworzyły się i ujrzałam w nich zaspanego bruneta ze sterczącymi włosami. Aż miałam ochotę przeczesać je palcami i przywołać do ogólnego porządku.
- Obudziłam cię? Przepraszam nie chciałam. Już sobie idę.- Wyrzuciłam z siebie potok słów i odwróciłam się chcąc odejść i przeżyć te zażenowanie w samotności.
- Nie, nie. Poczekaj.- Ręka Louisa zacisnęła się na moim nadgarstku zmuszając mnie do zatrzymania się.- Sam się obudziłem ty mnie tylko zmusiłaś do wstania.- Powiedział i widząc moje niepewne spojrzenie puścił moją rękę.
- A więc nie muszę czuć się winna?- Zapytałam i uśmiechnęłam się lekko do niego zaczesując za ucho włosy, które otulały moją twarz.
- Nie mniej niż Harry.- Odpowiedział mi i otworzył szerzej drzwi wpuszczając mnie do środka. Spojrzałam na niego zaciekawiona.
- A co ma do tego Harry?- Zapytałam zdziwiona jego odpowiedzią.
- Wiesz.... Sądzę, że nie chcesz wiedzieć. To co? Idziemy do mnie? Na dole czai się Lucyfer.- Parsknęłam śmiechem.
- Louis ty aby na pewno dobrze się czujesz?- Przyłożyłam dłoń do jego czoła i uśmiechnęłam się promiennie widząc na jego twarzy taką samą reakcję.
- Bardzo dobrze. Lucyfer to kot Harry'ego. Nie wiem co mu dzisiaj strzeliło do tego małego pustego kociego łebka ale wszystkich drapie dlatego siedziałem u góry.

  Narrator.

Louis siedział zdenerwowany przy niepewnej Rosie. Chłopak chciał coś powiedzieć ale bał się, że walnie jakąś gafę i wystraszy tym samym dziewczynę. Rosie chciała wreszcie usłyszeć jakieś słowa od strony chłopaka ale niestety niczego takiego się nie doczekała. 
Oboje spojrzeli na siebie w tym samym czasie przez co na twarzy dziewczyny wyrósł uroczy rumieniec, który starała się zakryć długimi blond włosami. 
- Nie.- Powiedział chłopak i odgarnął włosy z twarzy dziewczyny.- Ładnie ci z rumieńcem.- Dodał i uśmiechnął się szeroko do zawstydzonej Rosie.
- Zachowuję się jak jakaś nastolatka.- Jęknęła Rosie i zaśmiała się cichutko. Zachowujesz się idealnie. Pomyślał chłopak ale mimo wszystko nie wypowiedział tych słów ponieważ wiedział, że może oberwać za to od dziewczyny.
Rosie zauważyła minimalną zmianę na twarzy chłopaka. Stał się poważniejszy i przybliżał się do niej po woli jakby bał się iż ją wystraszy. Czekała. Cierpliwie marząc już o ciepłych ustach chłopaka. Mimowolnie zamknęła oczy i otwarła lekko usta jakby zapraszając chłopaka, który patrzył na Rosie jak zaczarowany. Czerwone policzki, długie blond włosy i te malinowe usta rozchylone czekające na pocałunek. Bał się. Louis Tomlinson, który przeważnie nie myśli na tym co robi lub mówi teraz bał się konsekwencji swojego czynu, który za raz popełni. 
Zdenerwowana Rosie wreszcie po długi oczekiwaniu poczuła delikatny nacisk warg chłopaka, który zachowywał się jakby bał się iż może jej coś zrobić. Ręce chłopaka znalazły się na talii dziewczyny, a drobne rączki Rosie zaplotły się na szyi chłopaka, a palce zacisnęły na rozczochranych włosach, które zdaniem Rosie były miękkie w dotyku. Louis jednym- sprawnym ruchem przyciągnął do siebie dziewczynę tak, że wylądowała na jego kolanach. Nie protestowała. A wręcz przeciwnie. Po tych wszystkich kłótniach, problemach, miała wreszcie coś czego pragnęła i nie bała się. Wcale. Jedyne co czuła to radość, podniecenie, i chęć oddania się właśnie jemu. Ha. Jakie to dziwne. Zawsze starali się unikać, a teraz siedzą w pokoju Louisa, na jego łóżku całując się namiętnie i z pasją wytwornych kochanków. Jak bardzo można zwariować od samotności?
- Louis...- Jęknęła dziewczyna, gdy usta chłopaka wylądowały na jej szyi.- Nie możemy... Jak ktoś wejdzie...- Wyszeptała pomiędzy cichymi westchnieniami, które tylko nakręcały chłopaka do dalszej pracy.
- Nikogo nie ma.- Wyszeptał gdy oderwał się od jej szyi. Spojrzał jej głęboko w oczy co wcale nie było łatwe zważywszy na jej nabrzmiałe od pocałunków usta. 
- Aaa. No to chyba, że.- Rosie nie poznawała sama siebie. Nie poznawała swojego ciała, które już zaczęło reagować na lekkie muśnięcia dłoni Louisa.
- Wydaję mi się, że...- Chłopak złapał pewnie dziewczynę w pasie i położył ją na łóżko wsłuchując się w jej perlisty śmiech.-... tak będzie ci wygodniej.- Dokończył i znów zaatakował spragnione usta Rosie. Rosalie czekała na następny krok chłopaka, ale jak na razie on nie nadchodził dlatego to ona postanowiła przejąć chwilową inicjatywę. Wsunęła swoje ciepłe dłonie pod koszulkę Louisa wywołując tym samym dreszcze na jego rozpalonej skórze. Podciągnęła zbędny materiał do góry i tylko na chwilę rozłączyła ich usta w pocałunku w celu ściągnięcia z niego tego durnego skrawka materiału. 
Louis czuł delikatne muśnięcia dłoni Rosie na swoim torsie i aby nie skłamać podobało mu się to. Myślał, nie, był wręcz przekonany iż blondynka nie wykona żadnego ruchu. Mylił się. Najwidoczniej ona chciała tego samego co on i nie zamierzała się z tym kryć czy bawić w kotka i myszkę tak jak on. 
Gdy dryfujące palce Rosie natknęły pewną przeszkodę oderwała się niechętnie od chłopaka i spojrzała na idealnie wyrzeźbiony tors Louisa. Na lewym boku widniał długi plaster, który ledwo co trzymał się skóry.
- Louis...- Szepnęła przerażona dziewczyna. Spojrzała w jego oczy chcąc wyczytać z nich to co właśnie czuję. Nie zobaczył nic. Jego zwykle roześmiane niebieskie oczy, teraz były ciemne i tajemnicze.
- To nic takiego.- Powiedział i znów przywarł do jej ust. Rosie oplotła rękoma szyję chłopaka i całą siłą jaką w sobie miała przekręciła ich splecione ciała tak, że teraz to Louis był na dole, a dumna z siebie Rosie nad nim górowała. 
- Mogę?- Zapytała cichutko i dotknęła dwoma palcami plastra. Louis skinął głową i bacznie obserwował poczynania dziewczyny. Rosalie chwyciła palcami skrawek białego materiału i bardzo delikatnie i ostrożnie zaczęła odklejać go ze skóry Louisa całując miejsca gdzie przed chwilą był plaster chcąc złagodzić pieczenie, które na pewno odczuwał. 
Gdy cały plaster został odklejony z ciała Louisa, Rosie wyprostowała się i przyjrzała dokładnie granatowym szwom, które zdobiły lewy bok chłopaka. Jej palce musnęły zszytą skórę w taki sposób, że biedny i maltretowany chłopak nie mógł powstrzymać się od jęku. 
- Boli?- Rosie wyprostowała się jak oparzona i spojrzała z przerażeniem namalowanym na twarz w oczy Louisa. 
- Nie. Nie gdy ty tutaj jesteś.- Odpowiedział jej zgodnie z prawdą posyłając w jej stronę lekki uśmieszek. Rosie zorientowała się iż chłopak leży pod nią w samych spodniach dlatego szybkim ruchem ściągnęła z siebie koszulkę ukazując Louis'owi swój płaski brzuch oraz piersi okryte czarnym koronkowym stanikiem. 
Louis ujrzawszy półnagą dziewczynę wstrzymał na chwilę oddech po czym wypuścił powietrze z płuc. Rosie nachyliła się nad nim i zaczęła całować zszytą skórę schodząc co raz niżej zostawiając po sobie niedosyt i gęsią skórkę, którą ona zresztą wywołała. Z racji tego iż chłopak miał dresowe spodnie sprawa z jednej strony została ułatwiona ponieważ wystarczyło chwycić gumkę i je zsunąć co zresztą zrobiła gdy tylko chłopak uniósł do góry biodra chcąc jej pomóc. Gdy został już bez spodni Rosie wyczuła lekką wypukłość, ale niestety nie mogła się z nim podroczyć ponieważ teraz chłopak przejął inicjatywę i Rosalie znów znalazła się na dole. 
Louis zaczął całować delikatną i aksamitną skórę na brzuchu Rosie schodząc co raz niżej. Gdy doszedł do guzika spodni odpiął go ale po chwili zauważył coś bardzo interesującego. A mianowicie na kości biodrowej Rosie znajdowały się dwa małe piórka, które jakby gubiły resztę pod spodniami.
- Nie chwaliłaś się.- Powiedział do niej i pocałował dwa małe piórka, które tyle znaczyły dla Rosie. Oczy dziewczyny zamknęły się, a w głowie pojawiło się tysiąc myśli, które sprowadzały się tylko i wyłącznie do tej jednej osoby.
- Nie było czym.- Odpowiedziała mu po chwili gdy ustały pocałunki chłopaka i spodnie Rosie zniknęły z niej w jakiś magiczny i tajemniczy sposób. Gdy dziewczyna ujrzała rozjarzone i pełne pożądania oczy chłopaka poczuła, że to nie będzie tylko seks. Nie dla niego. Wcześniej jego oczy były jak mroczna tajemnica. Teraz już nie. Teraz były jak otwarta księga, z której Rosie uwielbiała czytać. Była od niej wprost uzależniona.
 Chciał jej. Nie wręcz chorobliwie pragnął. Louis czuł się jakby bez pocałunków Rosie brakło mu powietrza. Była jego tlenem. Jego życiem, nadzieją.
 Louis po pozbyciu się spodni dziewczyny podciągnął się do góry i lekko, jakby od niechcenia musnął usta dziewczyny swoimi wargami. Bawił się z nią. Jego jedna ręka znalazła się pod ciałem blondynki, a dokładniej pod zapięciem czarnego stanika.
Rosie poczuła jak brunet odpiął jej stanik i teraz wpatrywał się w nią z chytrym uśmieszkiem na ustach. Pozbył się jej stanika i znów schodził pocałunkami co raz niżej. Fascynowała go. Jej uroda, wdzięk, tajemniczość. Pociągnął za cienką gumkę od dolnej partii bielizny i zsunął minimalnie odsłaniając następne piórko. A potem jeszcze jedno, następne i jeszcze, aż dotarł do małej dziewczynki, która dmuchała w piórka, które miała na dłoni.
- Piękny.- Powiedział i przejechał palcami po cały tatuażu.
(Część Eli)
Louis rozsunął nogi dziewczyny i lekko niczym jak muśnięcie skrzydeł motyla pocałował intymne miejsce dziewczyny ciesząc się z jej cichego westchnienia. Teraz gdy wiedział jak ona na niego reaguję nie bał się. Po prostu zamknął oczy i zaczął składać następne pocałunki, które wywoływały jęknięcia dziewczyny.
Rosie czuła, że jest na skraju, i Louis doskonale o tym wiedział.
- To jest złe.- Wyszeptała cicho dziewczyna i wygięła swoje ciało w łuk pod napływem przyjemności, która wywołała na jej twarzy rumieńce i szybki oddech, który starała się unormować.
- Jesteś taka piękna.- Louis zignorował wypowiedź Rosie i wpatrywał się w ciało dziewczyny niczym w najpiękniejszy na świecie obraz, który jest przeznaczony tylko i wyłącznie dla niego.
Nim blondynka zdążyła coś zauważyć brunet pozbył się bokserek i wszedł delikatnie w Rosie na co ona zamknęła oczy i jęknęła po czym zacisnęła mocno zęby czując lekki ból jak i dyskomfort z powodu wielkości męskości chłopaka.
Cofnięcie się do tyłu przez Louisa wywołało mimowolne i dość głośne jęknięcie ze strony Rosalie, które dało gwarancję iż czuję rozkosz przez co Louis znów się poruszył i nie przestawał dopóki nie poczuł lekkiego bólu z miejsca gdzie miał założone szwy. Mimo tej przeszkody gdy zobaczył wyraz twarzy Rosie nie mógł się powstrzymać. Kochał ją. Całym serce, całym ciałem. Chciał dla niej jak najlepiej, chciał by czuła się dobrze nie tylko w tej chwili ale w całym swoim życiu. Chciał być przy niej. Trwać z nią.

Rosie.

Wpatrywałam się w śpiącego Louisa w niczym zwierciadło. Oddychał miarowo i miał namalowany delikatny uśmiech, który zdradzał iż śni mu się coś przyjemnego. Czułam się może nie tyle co winna ale wykorzystana. Chociaż właściwie to też nie jest odpowiednie słowo. Obiecałam sobie, że mu nie ulegnę, a gdy tylko nadarzyła się okazja wskoczyłam mu do łóżka. Nie żeby on tego nie chciał ale mimo wszystko... Teraz po wszystkim czułam jakby Caroline miała rację. To nie był tylko raz czy dwa. 
- Przepraszam.- Wyszeptałam po czym złożyłam delikatny pocałunek na jego czole. Wstałam z łóżka i szybko ubrałam na siebie bieliznę jak i rzeczy, w których tutaj przybyłam i po cichu skierowałam się w stronę drzwi. Spojrzałam na bruneta, który był do połowy przykryty kołdrą i kusił swoim ciałem. Zamknęłam oczy jak i drzwi po czym westchnęłam cicho i zeszłam ze schodów. 
- Rosie?- Poskoczyłam na dźwięk swojego imienia. Z kuchni wyszedł zdziwiony Harry z kubkiem w jednej ręce, a małym kotkiem w drugiej.
- A więc to jest Lucyfer?- Zapytałam chcąc jakoś odwrócić uwagę od swojej osoby.- Louis mi o nim opowiadał.
- Taa z tego co słyszałem to raczej nie za dużo sobie rozmawialiście. No chyba, że wymyśliliście nowy język. Och, ach, och.- Powiedział i zaczął się śmiać gdy na mojej twarzy pojawił się rumieniec. 
- Ja.... Przecież Lou mówił, że nikogo nie ma w domu.- Spojrzałam na niego zażenowana całą tą sytuacją. 
- No bo nie było. Ale wróciłem wcześniej, a wiesz mamy słabą wentylację więc...- Chłopak wzruszył ramionami widocznie rozbawiony całą tą sytuacją.
- Muszę iść.- Wyszeptałam i uciekłam jak najszybciej z domu odprowadzona głośnym śmiechem Harry'ego, który na pewno o wszystkim opowie chłopakom, a wtedy to już będę skończona.
Położyłam głowę na kierownicy i zaczęłam się śmiać niczym opętana. Z czego się śmiałam? Sama chciałabym to wiedzieć. Po chwili wyciągnęłam z torebki telefon i wybrałam numer Kate.
- Przyjedź do mnie. Przespałam się z Lou potrzebuję pomocy.- Powiedziałam gdy blondynka odebrała. Nie dałam jej dojść do słowa ponieważ rozłączyłam się i uruchomiałam silnik samochodu  po czym odjechałam obserwując przez chwilę w lusterku dom, a raczej pokój, w którym zapaliło się światło.

Narrator.

Ona- płakała przez śmiech.
On- przytulał przesiąkniętą jej zapachem poduszkę.
Malutka dziewczynka w ciele dorosłej kobiety.
Zrozpaczony, bo zakochany 
----------------------------------------------------------------------------------------
Hej. Nie wiem jak wyszedł ten rozdział ponieważ bałam się go przeczytać. Nie umiem pisać takich rzeczy, i gdyby Ela nie dopisała tego kawałka to byłoby kiepsko. Szczerze to zbliżamy się do niechcianego (przynajmniej przez mnie) końca. Zostały bodajże dwa lub trzy rozdziały i pojawi się Epilog. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe ale tak już musi być. Dziękuję za komentarze i oczywiście proszę i następne w większej ilości. Mam nadzieję, że wam się spodoba rozdział.
A teraz....
 SUCHAR TIME: Jak nazywa się Ada, która gra?.......... Plejada!   Badum-Tssss

środa, 17 lipca 2013

Chapter Thirty

Z cichym jęknięciem niezadowolenia podniosłam głowę z poduszki i wzięłam po ręki dzwoniący telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i zobaczywszy kto dzwoni włożyłam komórkę pod poduszkę.
- O nie. Dzisiaj mam wolne.- Mrugnęłam sama do siebie i przekręciłam się na drugi bok. Niestety. Wibrujący telefon pod moją głową zmusił mnie do wstania z łóżka co właściwie było odpowiednie zważywszy na godzinę, którą wskazywał zegar wiszący na ścianie.
Poczłapałam się do kuchni i od razu wstawiłam wodę na kawę po czym zrobiłam sobie płatki i zasiadłam w salonie przed telewizorem. Plan na dzisiejszy dzień? Posprzątać mieszkanie i siedzieć dupą na kanapie do samego wieczora.
***
Dzwonek do drzwi przerwał moje tańce z mopem. Oparłam kij o ścianę i przeskoczyłam przez wiadro z wodą po czym otworzyłam drzwi i spojrzałam na mojego gościa. Uśmiech wkradł mi się na twarz.
- Cześć.- Powiedział i uśmiechnął się do mnie lekko.- Nie odbierałaś telefonu więc postanowiłem sprawdzić czy nic ci się nie stało.- Zamrugałam zdziwiona.
- Cóż. Już sprawdziłeś więc cześć.- Chciałam zamknąć drzwi ale niestety jego ręka mi w tym przeszkodziła. Westchnęłam i spojrzałam na niego wyczekująco.
- Masz piętnaście minut na ogarnięcie się.- Powiedział i bez mojej zgody wszedł do mieszkania zamykająca za sobą drzwi.- Jeszcze tu jesteś?- Przewróciłam oczami i skierowałam się w stronę mojej sypialni. Otworzyłam szafę i skrzywiłam się widząc bałagan jaki w niej panował.
Po chwili wreszcie zdecydowałam co ubiorę i z wybranymi dodatkami jak i rzeczami wyszłam z pokoju po czym od razu weszłam do łazienki nie zaszczycając stojącego Hugo swoim spojrzeniem. Zrzuciłam z siebie dresy, w których paradowałam i wciągnęłam na tyłek spodnie, a potem nie spiesząc się z niczym zaczęłam po woli- bardzo po woli ubierać koszulę i zapinać guziczki, które co chwilę wyślizgiwały mi się z palców. Rozczesałam swoje za długie blond włosy. Czy żałuję, że się pofarbowałam? Nie raczej nie. Wydaję mi się, że wyglądam dość znośnie więc nie mam czego żałować.
Gdy już skończyłam myśleć o włosach pociągnęłam rzęsy tuszem i nałożyłam trochę podkładu stwierdzając, że nie potrzebuję więcej makijażu. Ubrałam jeszcze na siebie sweter, a na lewy nadgarstek założyłam zegarek. Na rozczesane włosy nałożyłam czapkę i uśmiechnęłam się do siebie słysząc jak Hugo chodzi zdenerwowany bądź zirytowany.
Wyszłam z łazienki z gracją i weszłam do swojej sypialni biorąc torebkę, do której włożyłam okulary, portfel oraz telefon, który wyciągnęłam spod poduszki. Usiadłam jeszcze na łóżku w celu założenia butów, które wiązałam chyba ze dwa razy ponieważ z jednej strony wychodziła mi krzywa kokardka.
Wreszcie wstałam całkiem ubrana i wyszłam na korytarz gdzie czekał na mnie Hugo.
- Już? Gotowa?- Zapytał wyraźnie zirytowany moim ociąganiem się. Uśmiechnęłam się do niego sztucznie i chwyciłam z szafki klucze od domu.
- Tak teraz jestem gotowa.- Odpowiedziałam mu i poczekałam aż sam wyjdzie z mieszkania po czym zrobiłam to samo co on i zakluczyłam drzwi wrzucając klucze do czarnej dziury- torebki.
***
Szłam z chłopakiem u boku nie mając zielonego pojęcia gdzie zmierzamy. Ja nie pytałam, on nie mówił. Właściwie... Chyba nie chciałam wiedzieć. Właściwie te wyjście z Hugo traktuję jako swój osobisty spacer, który ma mi pomóc w przemyśleniu kilku dość ważnych spraw.
- Rosie, chodź to tutaj.- Podniosłam głowę i spojrzałam na budynek, przed którym się znajdowaliśmy. Spojrzałam zdumiona na Hugo, który wyciągnął klucze i odtworzył drzwi.
- To twoja sala?- Zapytałam i weszłam do środka. Znajdowałam się w mały wręcz klaustrofobicznym korytarzyku, w którym wszystko było utrzymane w ciemnych kolorach co dodawało takiego tajemniczego uroku temu miejscu.
- Dokładnie to mojego dziadka, ale nie długo mają przerobić to miejsce w sklep.- Odpowiedział mi i otworzył jeszcze jedne drzwi, które prowadziły to wielkiej, starej i zakurzonej sali tanecznej.

Zrobiłam kilka kroków i wciągnęłam głęboko wilgotne powietrze. Pomieszczenie było ledwo co widoczne przez tylko jedną działającą lampę. Nie było żadnych okien co dawało pewien rodzaj intymności.
- I twój dziadek się na to zgadza?- Spojrzałam na Hugo, który wpatrywał się w głąb sali z lekkim uśmiechem na ustach.
- Pewnie by się nie zgodził.- Odparł i zamknął za nami drzwi. Echo odbijało się od ścian przez krótki moment, a potem zapanowała cisza.
- Nie rozumiem.- Weszłam w głąb pomieszczenia, a w lustrach na przeciwko mnie pojawiła się postać, a za nią wysoki i dobrze zbudowany mężczyzna.
~Muzyka~
- Mój dziadek nie żyję.- Wciągnęłam głęboko powietrze co było dokładnie słychać i nie spuszczałam z oczu naszych odbić w lustrach.
- Ja... Przepraszam. Mogłam się domyśleć czy coś.- Spuściłam na dół głowę, a przez moje myśli przewinęło się wspomnienie pogrzebu Eleanor.
- Nic nie szkodzi.- Powiedział głośno.- Właściwie już się z tym pogodziłem.- Dodał stanął i obok mnie. Stykaliśmy się ramionami co dodało mi trochę odwagi.
- Ze stratą dziadka, czy z tym, że nie długo nie będzie tego miejsca?- Podniosłam głowę i spojrzałam na niego. Jego usta rozciągnęły się w uśmiechu, który niestety nie sięgał oczu.
- Z obydwoma wariantami.- Odpowiedział i westchnął cicho.- Spędziłem tutaj najlepsze momenty mojego życia. Do dziś pamiętam jak dziadek uczył mnie podstawowych korków Tango czy Salsy. Zawsze myliłem prawą nogę z lewą przez co wyglądałem jak kurczak podłączony do prądu.- Uśmiechnęłam się szeroko i usiadłam na dość zimnej, drewnianej podłodze.
- A teraz nadal tak tańczysz?- Zapytałam, gdy chłopak usiadł na przeciwko mnie.
- Nie wiem.- Odparł krótko i spuścił głowę na dół jakby wstydził się tego co powiedział, albo tego co dopiero powie.
- Znowu nie rozumiem.
- Nie tańczę od śmierci dziadka. Nie potrafię tego robić, gdy wiem, że go nie ma obok mnie i nie będzie poprawiał mnie za każdym razem gdy zrobię coś źle. A może nawet nie chcę tańczyć gdy go nie ma bo to wtedy nie ma najmniejszego sensu.- Moja ręka jakby sama powędrowała do jego dłoni i moje palce złączyły się z jego tworząc jedność.
- Wszystko ma sens Hugo. Nawet jeżeli myślisz inaczej. Spójrz na mnie. Gdybym za każdym razem miała się poddawać bo coś dla mnie straciło sens nie byłoby mnie tutaj. I nie mówię o tym pomieszczeniu czy Londynie.- Jego głowa powędrowała go góry, a wzrok zatrzymał się na moich oczach.
- Jak to?- Zapytał cicho. Jego głos drżał, a mnie ogarnęła melancholia i poczucie jakiejś dziwnej pustki, którą pragnę wypełnić nawet i w tej chwili.
- Moje życie nie jest takie kolorowe jak może ci się wydawać.- Odparłam i zabrałam rękę onieśmielona jego bliskością.
- Taka dziewczyna jak ty ma problemy? Nie no nigdy bym tak nie pomyślał.- Powiedział tym swoim seksownym głosem uśmiechając się lekko ukazując dołeczki w policzkach. Chwila co? 
- No widzisz, nawet ideały mają pod górkę.- Wzruszyłam ramionami i również uśmiechnęłam się chcąc zapomnieć, o wcześniejszych słowach.
- Rosie... Dlaczego ty się boisz?- Jego brązowe oczy porwały mnie w głęboką wędrówkę, po świecie bez tajemnic. Po jego świecie. Mimo pozorów z oczu człowieka można wiele wyczytać. Można odróżnić emocję, które targają daną osobę. Trzeba po prostu zajrzeć tam gdzie się boimy.
- Nie rozumiem o co ci chodzi. Przecież ja się niczego nie boję.- Powiedziałam z uśmiechem który za pewne nie wyglądał szczerze czy chociażby miło.
- Boisz się.- Przechylił głowę w prawą stronę.- Boisz się zaufać ludziom i to cię gubi.- Dodał, a spuściłam głowę. Bałam się? Nigdy tak nie myślałam, Znaczy nie widziałam czy chociażby nie miałam do tego powodów. Zawsze wydawało mi się, że ufam tym, którym powinnam ufać.
Właśnie. Tylko tym co powinnam. A inni? Osoby poznane w pracy? W sklepie? Czy ich obdarzyłam zaufaniem? Może to się wydawać dziwne bo po co mam ufać człowiekowi, który sprzedał mi mleko? Ale czy gdybym mu nie ufała to kupiłabym coś od niego? Czy nie powinnam mieć obawy, że może mnie otruć?  Czy ja mu zaufałam? Możliwe. Ale to nie o to chodzi. Bardziej chodzi o to czy ufam Hugo. Czy ufam mu na tyle aby powierzyć mu wszystkie swoje sekrety? Tajemnice, które chowam przed światem? Ufam mu?
- Na zaufanie trzeba zasłużyć Hugo.- Odpowiedziałam mu szeptem i zamknęłam oczy zastanawiając się ile osobom zaufałam bez powodu.
- A ja? Czy ja zasłużyłem? Pokazałem ci miejsce, które jest dla mnie bardzo ważne. Powiedziałem ci o tym co ukrywałem głęboko w sobie. Czy już zasłużyłem?- Otwarłam oczy i spojrzałam na niego. Na jego twarzy, w oczach malowała się nadzieja. Ale na co? Na to abym mu zaufała? Abym mogła zniszczyć jego życie tak samo jak swoje? To bez sensu.
- Hugo ja... Nie wiem co ty sobie wyobrażałeś przychodząc dziś po mnie ale musisz wiedzieć, że.... Po prostu nie wymagaj ode mnie za dużo, dobrze? Czy ci zaufałam? Nie wiem. Ja ostatnio dużo przeszłam i nie chcę znów czuć się rozczarowana.- Wytłumaczyłam mu i westchnęłam cicho.
- A dlaczego myślisz, że ja chce cię rozczarować? Dlaczego od razu zakładasz, że mam co do ciebie złe zamiary?- Zapytał z lekką irytacją i nostalgią w głosie. Tęsknił. Ale za czym?
- Przepraszam Hugo. Sądzę, że lepiej będzie jeżeli ja już pójdę. Zobaczymy się w....
- Mam tylko ciebie.- Przerwał mi tym samym przygwożdżając swoimi słowami do drewnianej podłogi.- Nikogo innego nie mam. Dziadkowie nie żyją rodzice też. Cała reszta rodzinki? Ma mnie gdzieś sądząc, że jestem jakimś gorszym egzemplarzem.
- Hugo nie...
- Zginęli gdy miałem dziewięć lat.- Mimo moich dość słabych protestów, on nadal mówił.- Tata przyjechał po mnie do szkoły. Była jesień i padało. Pozwolił mi usiąść z przodu pod warunkiem, że nic nie powiem mamie. Tak się cieszyłem. Tata jechał po woli uważając na drodze przez okropną pogodę. Byliśmy już koło domu. Właściwie dzieliły nas tylko metry od podjazdu gdy... Zza zakrętu wyjechał samochód. Jechał zdecydowanie za szybko. Tata próbował zjechać na bok ale droga była taka śliska i wtedy... On wiedział. Wiedział, że nie uda mu się zjechać. Odpiął mój pas i posadził sobie na kolanach okrywając mnie swoim ciałem i właśnie wtedy... Dzięki niemu żyję. Moje mama zmarła rok później. W dniu rocznicy śmierci taty podcięła sobie żyły przy jego grobie. Desperacki akt, prawda?
- Nie. Hugo to był dowód prawdziwej miłości.- Przysunęłam się do niego i przytuliłam z całej siły nie mogąc sobie wyobrazić co on musiał czuć. Ja narzekałam na to, że olewa mnie mój ojciec, a on... On stracił obojga rodziców.
- A ty zrobiłabyś coś takiego dla tego chłopaka, którego pojechałaś szukać?- Zapytał, a ja momentalnie się od niego odsunęłam.
- To nie twój interes.- Powiedziałam i wstałam zabierając ze sobą torebkę.
- Rosie! Rosie poczekaj. Nie chciałem aby to tak zabrzmiało.- Zatrzymałam się i spojrzałam na niego. Stał i po prostu czekał. Na co? A skąd ja to mogę cholera wiedzieć.
- Nie nie zrobiłabym czegoś takiego dla niego ponieważ go nie kocham. Cześć.- Pchnęłam mocno stare drzwi chcąc się jak najszybciej wydostać z tego miejsca. Nie lubiłam kłamać. Zresztą chyba nikt tego nie lubi. Ale co dziwne. Przychodzi mi to co raz łatwiej.

Louis.

- Rosie! Rosie otwórz!- Waliłem w drzwi od mieszkania brunetki, teraz to właściwie blondynki i nasłuchiwałem czy ktoś aby nie nadchodzi. Cisza. Czułem rosnącą irytację z powodu cały czas zamkniętych drzwi.
- Louis? Co ty tutaj robisz?- Odwróciłem się gwałtownie i zobaczyłem dziewczynę stojącą u szczytów schodów z kluczami w ręce i dziwnym wyrazem twarzy.
- Musimy porozmawiać.- Powiedziałem hardo chociaż czułem rosnący we mnie strach i niepewność co do słów, które ułożyłem sobie w głowie.
- Nie nie musimy. Wczoraj powiedzieliśmy sobie wszystko.- Ominęła mnie i od kluczyła drzwi. Nie weszła do środka, tylko odwróciła się do mnie twarzą i spojrzała na mnie spokojnie.- Chodź muszę ci coś dać.- Powiedziała i weszła zostawiając za sobą otwarte drzwi.
Wszedłem niepewnym krokiem do środka rozglądając się po pomieszczeniu. Nigdy u niej nie byłem dlatego byłem ciekawy wystroju miejsca, w którym mieszka.
- Ładnie tu masz.- Odezwałem się tym samym zwracając uwagę dziewczyny, która szukała czegoś w szufladzie, szafki stojącej obok jakiś białych drzwi.
- Tak, a te wiadro z mopem dopełnia całą aranżację.- Prychnęła pod nosem i posłała w moją stronę malutki uśmiech, który rozpromienił mnie do granic możliwości.
- Właściwie...Wygląda to dość interesująco. Może zastosujemy z chłopakami coś takiego u nas.- Wzruszyłem ramionami i oparłem się o zamknięte drzwi wejściowe.
- Taa, a oni ci w ogóle pozwalają wchodzić jeszcze do schowka? I nie nawiązuję teraz do twojego stanu zdrowia.- Uśmiechnąłem się lekko rozumiejąc o co jej chodzi.
- Samemu tak. Ale nie jestem pewny czy z tobą by mnie tam wpuścili. I teraz nawiązuję do mojego stanu zdrowia.- Odpowiedziałem jej, a on wyciągnęła jakąś kopertę z szuflady i zagryzła dolną wargę spoglądając na mnie z lekkim strachem w oczach.
- Znalazłam to gdy poszłam do Eleanor.- Podeszła do mnie i wyciągnęła w moją stronę kopertę.- Leżała na biurku razem z inną kopertą, na której jest moje imię.- Chwyciłem papier drżącymi palcami i od razu rozpoznałem piękne pismo Eleanor, które zdobiło białą kopertę.
- Dlaczego dajesz mi ją dopiero teraz?- Zapytałem i przeniosłem wzrok na Rosie, która wpatrywała się we mnie z intensywnością, której nie potrafię opisać.
- Chciałam dać ci ją na pogrzebie ale... Nie było kiedy, a potem.... Po prostu wczoraj jej nie miałam przy sobie bo nie sądziłam, że się spotkamy.- Wytłumaczyła i spuściła głowę na dół.
- Dziękuję.- Powiedziałem i przytuliłem ją delikatnie czekając na jakieś uderzenie w brzuch czy coś ale nic takiego nie nadeszło co bardzo mnie ucieszyło.
- Louis...- Dziewczyna odsunęła się ode mnie.- Proszę cię...
- Przepraszam. Zapomniałem się.- Odparłem.- Czytałaś?- Zapytałem nawiązując do koperty, która była zaadresowana do niej.
- Nie. Gdy miałam już to zrobić to po prostu stchórzyłam. Chyba za bardzo boję się tego co mogę tam przeczytać.- Znów zagryzła dolną wargę, przez co wyglądała tak słodko i niewinnie.
- Rosie... Jeżeli będziesz potrzebowała pomocy lub po prostu będziesz chciała pogadać to... Zadzwoń. Opanowałem już do perfekcji ucieczkę przez okno więc....- Wzruszyłem ramionami, a na jej twarzy pojawił się nie śmiały uśmiech.
- Dobrze. A teraz lepiej już idź bo Harry znów będzie do mnie wydzwaniał i wszczynał alarm.- Powiedziała  patrząc mi w oczy.
- Tak. Masz rację.- Odwróciłem się i otworzyłem drzwi po czym wyszedłem na chodny korytarz. Odwróciłem się i ujrzałem blondynkę opierającą się o drzwi.- Rosie... Jeszcze raz dziękuję. - Uśmiechnąłem się do niej i zszedłem po schodach.
***
Siedziałem zamknięty w pokoju jedynie przy zapalonej małej lampce, która stała obok mojego łóżka i rzucała nikłe cienie na moją osobę. Przede mną na satynowej kołdrze leżała koperta, która może wszystko wyjaśnić, albo wręcz przeciwnie,- wszystko zniszczyć. Bałem się- to fakt. Nie wiedziałem czego mogę się spodziewać.
Z westchnieniem podniosłem kopertę i otworzyłem ją wyciągając złożoną kartkę papieru.

'Drogi, Louisie,
   chciałabym ci.... 

Narrator.

Dziewczyna zagubiona we własnym życiu, we własnych myślach...
Chłopak płaczący nad kartką papieru...
Ona- zagubiona...
On- zrozpaczony...
-----------------------------------------------------------------------------
Hej. Przepraszam, że tak późno ale nastąpiły pewne komplikację, o których wolałabym nie mówić. Postaram się bardziej zorganizować i no nie zawiść was. Obiecałam poprawę, a tym samym jeszcze bardziej wszystko zepsułam. Początek rozdziału wcale mi się nie podoba, ale reszta jakoś ujdzie w tle. A teraz sprawa. Znalazłam dziś moje stare opowiadanie pisane z nudów i tak sobie pomyślała, że gdy zakończę tego bloga to założę nowego z całkiem innym opowiadaniem i istotach nadprzyrodzonych. Będzie ktoś chętny do czytania? Chciałabym wiedzieć, czy opłaca się go zakładać czy nie. Od razu przepraszam za błędy ale klawiatura mi umiera więc... Oczywiście proszę was o komentarze, a teraz SUCHAR TIME:
Jak nazywa się pszczoła bez czoła?.... PSZ.  Badum- Tsss.

poniedziałek, 8 lipca 2013

Chapter Twenty- Nine

~Muzyka~
Spojrzałam ostatni raz w lustro i zadowolona ze swojego wyglądu wyszłam z mieszkania zakluczając drzwi. Zbiegłam radośnie ze schodów po czym wyszłam na dwór i wciągnęłam głęboko chłodne powietrze. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem i skierowałam w stronę samochodu.
***
Westchnęłam głośno widząc przed sobą stertę niedokończonych projektów. Przetarłam ręką czoło i wzięłam pierwszą teczkę. Nie wyjdę stąd do jutra. Wyciągnęłam kartki z teczki i zobaczyłam moje niedokończone projekty na galę One Direction. Uśmiechnęłam się lekko gdy w mojej głowie ukazał się obraz chłopaków ubranych w rzeczy, które dla nich przygotowałam.
- Rosie chciałaby ci przedstawić...
- Nie mam czasu Melanie. Potem.- Przerwałam jej nie podnosząc głowy znad projektu dla Niall'a. Coś mi tutaj nie pasowało....
- Rosie ale....- Starsza kobieta zamknęła się gdy podniosłam głowę i spojrzałam na nią wyczekująco.- Chciałam ci przedstawić Hugo. Od dziś to twój stażysta. Powodzenia.- Poklepała chłopaka, po plechach, a on uśmiechnął się do mnie ukazując przy tym słodkie dołeczki w policzkach, które od razu przypomniały mi o Harrym.
- Co kurwa?!- Krzyknęłam po czym wstałam i oparłam dłonie na biurku.- Od kiedy ja w ogóle mam stażystów?- Zapytałam sama siebie i znów usiadłam.- No co sie tak sterczysz? Siadaj.- Zwróciłam się do chłopaka, a on lekko zakłopotany przysunął sobie krzesło do mojego biurka i usiadł na przeciwko mnie.
- Masz na imię Rosalie prawda?- Przełknęłam ślinę i zamrugałam kilka razy. Opanuj się dziewczyno!
- Tak ale wszyscy mówią do mnie Rosie. A emmm czy naprawdę twoje imię to Hugo?- Zapytałam i z całych sił starałam się nie wybuchnąć śmiechem.
- Tak. Wiem, że to dziwne ale urodziłem się w Brazylii, a tam to imię jest powszechne. Ale wszyscy mówią mi Ale od Alejandro. Może nie brzmi to lepiej ale.... Właściwie wszystko brzmi lepiej od Hugo.- Na jego twarzy znów zagościł uśmiech przez co zrobiło mi się bardzo gorąco. Muszę przyznać całkiem szczerze, że wielkie z niego ciacho.
- Chyba jednak zostanę przy Hugo.- Powiedziałam i wyciągnęłam z torebki dzwoniący telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i westchnęłam zastanawiając się czy mam odbierać czy może po prostu zignorować telefon. W końcu przesunęłam palcem po ekranie i przyłożyłam telefon do ucha.
- Rosie! Wreszcie. Jest u ciebie Louis?- Głos Harry'ego drżał ze strachu albo z innych emocji, które nim szargały. Zmarszczyłam czoło zdziwiona.
- Ja jestem w pracy ale wątpię aby on u mnie był. Ostatnio postawił sprawę jasno. Nie chce mieć ze mną nic wspólnego. Ale... Właściwie dlaczego pytasz?
- Ech, bo ten idiota gdzieś zniknął. Nie ma go w domu, u Alexa, u rodziców, u Kate. Już nie wiem gdzie mam go szukać. A najgorsze jest to, że on nie wziął leków, nie ma zmienionego opatrunku. Nic. Obiecał, że będzie leżał cały czas, a co on robi?
- Harry a czy.... No wiesz sprawdzałeś na cmentarzu? Albo u Eleanor w domu?- Zapytałam niepewnie i spuściłam na dół głowę czując na sobie wzrok Hugo
- Tak. Nigdzie go nie ma Rosie. Zaczynam się na prawdę martwić. A ty? Ty nie wiesz gdzie on może być? Byliście przecież blisko to może wiesz....- Zamknęłam oczy i zastanowiłam się chwilę. Gdzie on mógł pójść? Gdzie on się schował? Miejsce, o którym oni nie wiedzą....
- Wiem!- Krzyknęłam i poderwałam się z miejsca.- Harry wiem. Do wieczora będzie w domu.- Dodałam i rozłączyłam się wpychając telefon do ciasnej kieszeni spodni. Torebkę zostawiłam na biurku gdy tylko udało mi się z niej wyciągnąć klucze.
- Rosie! Nie zostawisz mnie tutaj samego, prawda?- Zapytał przerażony Hugo. Zagryzałam lekko dolną wargę i rozejrzałam się w celu znalezienia mu jakiegoś zajęcia.
- Masz. Popraw to wszystko i czekaj na mnie. Nie długo będę.- Dałam mu wszystkie teczki i szybko wybiegłam z gabinetu przebiegając przez całe biuro aby jak najszybciej wydostać się na zewnątrz.
***

Rozglądałam się dokładnie nie mogąc zdecydować się, w którą dróżkę skręcić. W lewo czy w prawo. Głupia! Zaparkowałam samochód na poboczu i wysiadłam z pojazdu po czym nie myśląc za wiele weszłam w ścieżkę po lewej stronie. Szłam nie całe dziesięć minut gdy przede mną wyrosły gęste prawie ''gołe'' drzewa. Przedarłam się przez rozrośniętą 'ścianę' drzew i znalazłam się przy ogromny klifie, który wiązał ze sobą tyle wspomnień. Podeszłam do samego brzegu i spojrzałam w dół na spokojną wodę, która tylko co jakiś czas rozbijała się o mocne i stare skały na dole. Ściągnęłam swoje buty i postawiłam je pod drzewami. Zamknęłam oczy po czym wypuściłam powietrze z płuc uspokajając przy tym bicie serca.
~Muzyka~
- Bo wiesz moja niespodzianka.- Złapał moją dłoń i pociągnął na skraj klifu.- Jest tam.- Dokończył patrząc na dół.
- Dalej nie rozum...- Urwałam gdy już wiedziałam co chłopak ma na myśli.- Nie ma mowy.- Zaprzeczyłam od razu.
- No proszę.
- Absolutnie nie skoczę. Tu jest wysoko, możemy się zabić.
- Skakałem tu mnóstwo razy i jak widać, żyję. Proszę cię, nie pożałujesz. Obiecuję.
Sposób w jaki patrzył na mnie przekonał mnie. On dobrze wiedział, że nie mogę oprzeć się jego oczom. Nienawidzę tego. Lekko zdenerwowana zaczęłam ściągać sukienkę, po czym wrzuciłam ją do krzaków.
- Czyli, że...- Zaczął Lou z zadziornym uśmiechem.
- No ile mam czekać? Rozbieraj się!
Chłopak zrobił to pospiesznie i oboje stanęliśmy nad przepaścią. Mocno ścisnęłam jego dłoń.
- Gotowa?- Zapytał.
Zamknęłam oczy i westchnęłam.
- Gotowa.- Odparłam.
~
- Nie.- Powiedziałam i wyrzucając z głowy wspomnienia skoczyłam na dół zaciskając kurczowo powieki. Wtedy, z Louisem czułam się bezpiecznie. A teraz? Teraz miałam wrażenie, że to mój koniec. Gdy wpadłam do lodowatej wody poczułam jakby milion malutkich szpileczek wbijających się w moje ciało.
Wypłynęłam na powierzchnie. Zaczerpnęłam dużo powietrza i przetarłam twarz rozmazując makijaż.
- Lepiej żebyś tam był.- Wyszeptałam i wciągnęłam powietrze po czym zanurzyłam się w zimnej wodzie. Otwarłam oczy i zaczęłam płynąć mając nadzieję, że nic mnie nie zje, albo, żeby starczyło mi powietrza.
Wpłynęłam z lekkim przerażeniem do podwodnej groty ocierając sobie przy tym łokieć. Mój żakiet! 
Moje płuca rozpaczliwie zapragnęły powietrza, którego niestety nie mogłam im dać. Panika zaczęła we mnie rosnąć dopóki nie zobaczyłam lekkiej smugi światła nad wodą. Wynurzyłam się i zaczęłam szybko oddychać chcąc zminimalizować pieczenie płuc.
- Rosie?- Przetarłam oczy i ujrzałam zdziwionego Louisa siedzącego na jasnym piasku pod jedną ze skał, która swoją drogą nie wyglądała najbezpieczniej.
- Nie Matka Teresa.- Powiedziałam sarkastycznie i wyszłam z lodowatej wody.- Masz szczęście, że tutaj jesteś bo inaczej źle by się to dla ciebie skończyło. Ta zasrana woda wcale nie jest ciepła.- Dodałam i spojrzałam na swój łokieć. W żakiecie widniała dziura, przez co moja skóra lekko się zdarła i gdzieniegdzie pojawiły się kropelki krwi. Skrzywiłam się na ten widok.
- Rosie wiesz, że jest tutaj jeszcze jedno wejście, prawda? U góry? Na klifie?- Louis wstał z trudnością, której nie udało mi się zamaskować.
- Kurwa. Wiedziałam, że o czymś zapomniałam.- Powiedziałam cicho i lekko zadrżałam. Louis ściągnął swoją bluzę i rzucił mi ją bez żadnych emocji. Spojrzałam na nią, a potem na Tomlinsona i odrzuciłam mu ją z powrotem tylko, że ze zdwojoną siłą. Spojrzał na mnie zdziwiony.
- O co ci teraz chodzi?- Zapytał. Jego głos lekko drżał z przypływu emocji i zapewne złości. Podniosłam ręce ku górze i zamknęłam oczy zaciskając dłonie w pięści.
- O co mi chodzi? Kretynie ty powinieneś leżeć w łóżku, a nie odstawiać jakiś zasrany teatrzyk pokazując jak to bardzo jesteś zraniony!- Na początku mówiłam spokojnie, z opanowaniem ale potem zaczęłam krzyczeć chcąc wyrzucić z siebie wszystkie złe uczucia.
- Przestań.- Wysyczał i jego dłonie również zacisnęły się w pięści. Przez to, że nie miał na sobie bluzy został w samej cienkiej koszulce, przez którą widziałam dokładnie jego napinające się mięśnie.
- A co? Nie lubisz gdy ktoś mówi ci prawdę?- Zrobiłam dwa kroki do przodu przez co znalazłam się na przeciwko niego. Dzięki moim wysokim butom byłam niemal równa jego wzrostowi co bardzo mi pomagało ponieważ nie czułam się taka przytłoczona i wystraszona.
- Nie wiesz jaka jest prawda.- Jego oczy pociemniały, a szczęka mocno zacisnęła odrysowując to na jego kościach policzkowych, które w tej chwili uwydatniły się jeszcze bardziej.
- Właśnie, że wiem. Myślisz, że to ja ją zabiłam. Myślisz, że zostałeś sam. Masz uczucie wielkiej pustki, którą chcesz wypełnić ale nie wiesz jak. Chcesz aby to wszystko zniknęło. Chcesz znów poczuć się ważny w czyimś życiu.- Powiedziałam z ogromną pewnością siebie czym zaskoczyłam samą siebie.
- Skąd to wiesz?- Jego głos stał się miękki, łagodny jakby zobaczył we mnie kogoś innego. Jakby zobaczył moje prawdziwe wnętrze, które dopiero odkrył.
- Bo... Czułam się tak samo gdy... Nie ważne.- Miałam mu powiedzieć coś co kryłam głęboko w sobie. Chciałam mu powiedzieć to co ukrywałam ale się bałam. Czego? Do cholery sama nie wiem. Po prostu.... Po prostu się bałam.
- Powiedz mi Rosie. Powiedz mi prawdę.- Wyszeptał i dotknął swoją dłonią mojego policzka. Wciągnęłam głęboko powietrze i zamknęłam oczy walcząc sama ze sobą.
- Nie.- Powiedziałam twardo i otwarłam oczy.- Nie zasługujesz na to.- Dodałam i mimo wielkiego żalu i tęsknoty zabrałam jego rękę z mojego policzka zostawiając na nim tylko lekkie ciepło, które łagodziło wszystki ból jaki w sobie miałam.
- Ty też.- Nim zdążyłam się zorientować co się dzieje jego usta wylądowały na moich 'molestując' je w przyjemny sposób.
Nie wiem co właściwie się działo. Poczułam, że się odwracamy, a potem silne uderzenie w plecy i zimno skał na mojej chłodnej skórze. Jęknęłam cicho w jego usta i skrzywiłam się gdy Louis docisnął mnie do kamieni. Jego ręce zsunęły się z mojej talii na uda, a potem na pośladki. Chwycił mnie pewnie i podniósł do góry, a impulsem z mojej strony było objęcie go nogami w pasie. Ręce zarzuciłam mu na szyję, a palce wplotłam w jego zmierzwione, brązowe włosy. Co ty robisz?! Odepchnij go! On cię zrani! Myśli kotłowały się w mojej głowie ale Louis... Louis działał na mnie kojąco. Wyłączał wszystkie negatywne cechy w moim charakterze, potrafił wyłączyć moje myśli nie będąc o tym świadomy.
Chłopak przeniósł się z przyjemnymi pieszczotami na moją szyję, jedną ręką ściągając mój żakiet, a całym swoim ciałem przyciskając mnie do kamiennej ściany. Gdy jedna moja ręka została uwolniona z rękawa usta bruneta znalazły się na moim obojczyku. Westchnęłam cicho i zadrżałam pod ciepłym i czułem dotykiem chłopaka.
~
- Późno wczoraj wróciłaś.- Powiedziała Dan wchodząc do kuchni, a za nią Kate.
- Nawet nie zauważyłam.- Odparłam obojętnie.
- Oh daj spokój.- Powiedziała Kate siadając na blacie obok mnie. Pokaż mi ten uśmiech, wiem, że jesteś szczęśliwa. 
Na te słowa na mojej twarzy powstał wielki banan.
- O wiele lepiej.
- I jak było?- Zapytała Danielle.
- Mogę powiedzieć, że świetnie. Wszystko zaczyna się układać.
- Wiemy.
- Skąd?
- Harry darł mordę.
- No a jakby inaczej.- Pokręciłam głową.
- Gdzie w ogóle jest Lou?
- Poszedł spotkać się z El, ponoć to coś ważnego.
- To oznacza kłopoty.- Zawtórowały sobie dziewczyny.
- Dajcie spokój, Louis jest dorosły, wie co robi.
Usłyszeliśmy trzask drzwi.
- Ooo, chyba twój ukochany wrócił.- Wyszczerzyły się, na co ja westchnęłam.
Wzięłam swoje kakao i wróciłam z dziewczynami do salonu.
Na środek wpadł zdyszany, a zarazem szczęśliwy pasiasty.
- Posłuchajcie wszyscy, będę ojcem!!!- Wrzasnął a ja poczułam, jak kubek wypada z mojej dłoni. 
~
Wspomnienia wróciły, paraliżując moje ciało. Otwarłam oczy i spojrzałam w dal ignorując pocałunki Lou. Wtedy... Tego dnia zawaliło się całe moje życie. Czułam się zdradzona i oszukana. Zostawił mnie. Zostawił mnie dla kobiety, która zraniła go i zdradziła nie jeden raz. Miałam mu to za złe ale potem mi przeszło, a w miejsce smutku i żalu pojawiła się wielka nienawiść, która rosła z dania na dzień. 
- Rosie? Co jest?- Zapytał Louis i pozwolił stanąć mi na ziemi. Zamrugałam kilka razy i przełknęłam ślinę czując w ustach suchość.
- Nie możemy Louis. My się nienawidzimy, rozumiesz? My musimy chcieć robić sobie na złość.... A nie jakieś. Ugh!- Chwyciłam się za mokre włosy i kucnęłam.
- A co jeżeli moje uczucia do ciebie są przeciwnością nienawiści?- Zapytał i również kucnął podnosząc moją twarz.- Kochasz mnie?- Zapytał i nie spuszczał wzroku z mojej twarzy. Wszystko we mnie krzyczało aby powiedzieć to co on chce usłyszeć. To co ja chce usłyszeć.
- Nie.- Wyprostowałam się.- Wracajmy już. Harry się o ciebie martwi.- Dodałam i poczekałam aż chłopak zatuszuje swoje uczucia i poprowadzić mnie do wyjścia z jaskini bez konieczności kąpieli.
***
Podjechałam pod dom chłopaka, gdzie stała gromada fanek, które rozmawiały między sobą trzymając zdjęcia chłopaków i Eleanor. Spojrzałam na chłopaka, który westchnął cicho i zamknął oczy.
- Czułam się tak gdy mnie zostawiłeś. Gdy wybrałeś życie z Eleanor.- Wreszcie odpowiedziałam na jego pytanie. Louis gwałtownie otworzył oczy i spojrzał na mnie zdziwiony.- Idź już. Muszę jeszcze wrócić do biura.- Dodałam i spojrzałam prosto przed siebie starając się zignorować jego przewiercające spojrzenie. 
- Przepraszam Rosie. Za wszystko.- Powiedział i wysiadł z samochodu przechodząc przez drogę i wtapiając się w tłum szczęśliwych fanek. 
- Ja też przepraszam.- Wyszeptałam i odjechałam.
***
Weszłam do pustego biura i skierowałam się do swojego gabinetu. Weszłam do środka i zapaliłam światło po czym wrzasnęłam przerażona. Hugo poderwał się wystraszony i spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Matko co się drzesz?- Zapytał i przetarł zaspane oczy. Westchnęłam i zaczesałam do tyłu włosy.- Coś ty taka mokra?- Dodał i wstał z jęknięciem.
- Padało.- Powiedziałam obojętnie i chwyciłam torebkę z biurka.- A gdzie wszystkie projekty?- Zapytałam gdy nie zauważyłam żadnych teczek.
- Wszystko oddałem poprawione. Musiałaś to skończyć do jutra i raczej wątpiłem abyś była na siłach to wszystko zrobić.- Powiedział i wzruszył ramionami po czym ubrał swoją kurtkę.
- Boże jesteś skarbem, a nie człowiekiem.- Odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niego.- To co idziemy?- Zapytałam i wskazałam ręką korytarz.
- Panie przodem.- Hugo ukłonił się i przepuścił mnie pierwszą. Zamknął za nami drzwi i szedł czujnie za mną. 
- To co do poniedziałku.- Powiedziałam gdy oboje znaleźliśmy się na dworze.
- Do poniedziałku szefowo.- Hugo zasalutował i oddalił się z uśmiechem.
 Na mojej twarzy również zagościł uśmiech. 

Narrator.

Powiedział prawdę.
Powiedziała kłamstwo.
Zdecydował walczyć.
Zdecydowała zapomnieć.
---------------------------------------------------------------------------------------------------
Cześć. Przepraszam za dwa dni opóźnienia. Miałam napisane wszytko już wczoraj ale było już po północy i nie miałam siły na wszelkie poprawki. Chciałabym was przerosić za hmmm moje nieprzykładanie się do pracy. Stwierdziłam, że moje poprzednie rozdziały wcale nie były takie świetne. Obiecuję poprawę. Chciałam ogólnie dodać rozdział szybciej ale po prostu wszystko mi się zaczęło walić i złapałam taki tygodniowy dołek. Wiecie, pogrzeb kuzynki i jeszcze czekam na wyniki i po prostu stres i to wszystko. Mam nadzieję, że rozumiecie. Proszę o komentarze- szczere- z waszej strony, które na pewno mi pomogą.
A teraz..... SUCHAR TIME:
Co robi chirurg w operze?..... OPERUJĘ! Badum-Tssss