Obserwatorzy

Czytasz te opowiadanie (chcę wiedzieć, ile was jest)?

czwartek, 27 czerwca 2013

Chapter Twenty- Eight

~Muzyka~
Wzięłam swoją czarną marynarkę, która była przewieszona przez krzesło i ubrałam na siebie. Podeszłam do lustra i wygładziłam lekko sukienkę. Poprawiłam torebkę na moim ramieniu i wyszłam z mieszkania. Wróciłam do swojego starego mieszkania, które zastałam w okropnym stanie. Wszystko było porozrzucane, i jestem pewna w stu procentach, że to była sprawka Caroline. Nie wiem czego szukała, przecież oprócz naczyń, mebli i innych dupereli nic nie zostawiłam po sobie.
Popchnęłam drzwi, wpuszczając do chłodnego korytarza jeszcze zimniejsze powietrze z dworu. Zadrżałam lekko i odważnie wyszłam z bloku, kierując się w stronę taksówki, która na mnie czekała. Wsiadłam do samochodu i podałam adres miejsca, do którego nie miałam ochoty jechać.
Spojrzałam przez szybę na szare niebo, które po chwili wypuściło z siebie małe, mokre kropelki. Ludzie zaczęli przyspieszać na chodnikach chcąc schować się przed deszczem. Nie rozumiałam ich.
Pogoda jakby opisywała mój humor, i zapewne nie tylko mój. Od mojego powrotu do Londynu minęły dwa dni, które właściwie spędziłam sama, zamknięta w czterech ścianach cały czas wpatrując się w dwie koperty.
- Proszę pani? Jesteśmy na miejscu.- Zamrugałam kilka razy i rozejrzałam się. Kierowca spoglądał na mnie z lekkim aczkolwiek smutnym uśmiechem na ustach. Wyciągnęłam pieniądze zapłaciłam mu i nie czekając na resztę opuściłam samochód. Lekki deszczyk, który padał chłodził moją skórę w prawie przyjemny sposób. Przede mną zaparkował jakiś samochód, a gdy drzwi się otworzyły reporterzy, którzy stali pod bramą cmentarza obskoczyli pojazd przekrzykując się i robiąc tysiące zdjęć.
Podeszłam do starszej kobiety, która stała na uboczu z kwiatami. Wpatrywała się w reporterów z grymasem na twarzy.
- Ci ludzie nie mają wstydu. Żeby nawet w takim miejscu nie dać człowiekowi chwili spokoju.- Powiedziała i pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Oni nigdy nie dadzą człowiekowi spokoju. Nie ważne w jakiej sytuacji by był.- Odpowiedziałam jej.- Poproszę jedną czerwoną różę.- Dodałam i wyciągnęłam z torebki pieniądze po czym wręczyłam jej z lekkim uśmiechem i odebrałam długi kwiat z czarną wstążką. Ruszyłam w stronę wejścia na cmentarz gdy z tłumu reporterów wyłonił się Harry podtrzymujący bladego Louisa. Nie wiem czy był blady z powodu jego stanu czy może dlatego, że idzie na pogrzeb swojej dziewczyny i dziecka.  Podeszłam do nich cicho i ze spuszczoną głową udałam się z nimi na te straszne miejsce. Przeszliśmy kawałek aby odejść od wścibskich ludzi, który chcąc po prostu popatrzeć na nieszczęście innych.
- Co ty tu robisz?- Zapytał Louis i odepchnął lekko od siebie przyjaciela dając mu tym samy do zrozumienia, że ma zostawić nas samych. Przed odejściem Harry posłał mi smutny uśmiech i odszedł w stronę chłopaków.
- Musiałam przyjść. Może i się nie lubiłyśmy ale... Musiałam.- Odpowiedziałam cicho stojąc przed nim całkiem onieśmielona z głową spuszczoną i wzrokiem utkwionym w kostce brukowej.
- Harry powiedział, że to ty ją znalazłaś.- Przecież to ja mu to powiedziała... Może nie pamięta? Mógł być w szoku. Albo po prostu nie chce tego pamiętać. 
- Tak to prawda. Louis... Sama nie wiem co mam ci powiedzieć. Mogę się założyć, że już kilka razy w ciągu tych dwóch dni usłyszałeś, że wszystko będzie dobrze.- Siliłam się na lekki ton co po chwili wydało mi się całkiem niestosowne.
- Spójrz na mnie.- Poleciał. Przełknęłam zdenerwowana ślinę i wykonałam jego 'prośbę'.- Dlaczego ją zabiłaś?- Zapytał, a moje serce stanęło.
- Co ja zrobiłam?- Zapytałam nie do końca pewna tego co przed chwilą od niego usłyszałam. Jego twarz, oczy... Wyglądał jak Louis ale nie był nim. Jego zawsze wesołe oczy pałały nienawiścią. twarz, która była przyozdobiona uśmiechem teraz, wyrażała złość i wściekłość.
- Nie udawaj głupszej niż jesteś. Wiem, że to ty zrobiłaś. Tylko ty miałaś powód aby to zrobić, tylko ty jej nienawidziłaś. Tylko ty byłaś zdolna do zrobienia czegoś takiego!- Ostatnie zdanie wykrzyczał zwracając tym samym uwagę kilku osób. Chciałam coś powiedzieć ale nie wiedziałam co. On myślał, że to ja zabiłam Eleanor. Miał mnie za potwora. Co miałam w tej sytuacji zrobić? Co miałam mu powiedzieć? Że to ONA próbowała go zabić? Że to ONA wraz z Caroline zastraszały mnie jego i Kate śmiercią? Nie mogłam tego zrobić. A po za tym pewnie i tak by mi nie uwierzył. Nie miałam żadnych dowodów. Nie miałam niczego.
- Co ty tutaj robisz?- Odwróciłam się i zobaczyłam wściekłego Alex'a wpatrującego się we mnie. Chciałam się do niego przytulić tak jak zawsze ale on wydawał się inny. Wydawał się być zły na mnie.
- A co mogę tutaj robić?- Odpyskowałam chcąc zobaczyć jego reakcję. Ominął mnie, podszedł do Lou i pomógł mu się wyprostować.
- Nie sądziłem, że jesteś.... Co ona ci takiego złego zrobiła, że ją zabiłaś?- Nie czekał na moją odpowiedź. Po prostu wraz z Louisem odeszli powoli do przodu zostawiając mnie całkiem samą.
Czy oni wszyscy myślą, że to ja ją zabiłam? Czy oni wszyscy mnie teraz nienawidzą? Za co? Przecież to nie ja zrobiłam. Ja ją tylko znalazłam. To nie moja wina.
Zamknęłam oczy policzyłam do dziesięciu i ruszyłam w stronę tłumu ludzi stojących przed dołem w ziemi. Stanęłam bardziej z tyłu nie chcąc za bardzo pokazywać się na oczy chłopakom. Leżała tam. W białej trumnie, ubrana na czaro z lśniącymi włosami i tym samym uśmieszkiem na ustach z jakim ją zastałam u niej w domu. Nadal wyglądała jakby tylko spała. Na policzkach miała lekki rumieniec, który wyróżniał się na tle jej porcelanowej cery. Wyglądała pięknie.
Łzy za szczypały mnie w oczy gdy ksiądz stojący obok trumny powiedział, że najbliżsi mają pożegnać się ze zmarłą. Zmarłą... To takie obce słowo i wcale nie pasujące do Eleanor. Pierwszy do trumny podszedł Louis ledwo trzymając się na nogach. Zrobiło mi się go żal. Nie tylko dlatego, że on stracił kogoś ważnego dla siebie ale też dlatego, że ona nie zna prawdy. Jasne mogłabym mu ją powiedzieć ale nie sądzę aby to coś zmieniło, a po za tym i tak mi nie uwierzy.
 Gdy wrócił na swoje miejsce spuścił na dół głowę i pokręcił nią, gdy Harry chciał do niego podejść. Moje nogi jakby same ruszyły w jego stronę. Stanęłam trochę za nim ignorując wściekłe spojrzenie Alex'a. Lekko ujęłam dłoń Lou, a on raptownie odwrócił głowę w moją stronę. W jego oczach lśniły łzy, które po chwili spłynęły malując na jego bladych policzkach mokre ścieżki. Widok jego płaczącego łamał moje serce. Westchnęłam cicho i mocniej uścisnęłam jego dłoń. Odpowiedział na uścisk wpatrując się w płaczącą matkę Eleanor, która trzymała w swojej trzęsącej się dłoni, bladą dłoń córki. Widok... Okropny. Jakiś mężczyzna- zapewne mąż kobiety- podszedł do niej i objął ją ramieniem po czym odciągnął od trumny. Przełknęłam ślinę i spuściłam głowę nie chcąc oglądać jak inni żegnają się z Eleanor.
- Rosie? Wszystko dobrze?- Zapytał Lou, a ja tylko pokiwałam głową i pozwoliłam łzą spłynąć po moich policzkach. Ramiona chłopaka otuliły moje ciało tworząc bezpieczną przystań, w której mogłam dać ponieść się emocją. Nie znałam Eleanor za dobrze, ale ona była młoda, miała całe życie przed sobą, które ktoś jej odebrał. Gdzie tutaj jest sprawiedliwość? Zostawiła Louisa, swoich rodziców, przyjaciół, a co najgorsze zabrała ze sobą niewinną istotkę.
- Louis ja jej nie zabiłam.- Wyszeptałam wtulona w jego słabe aczkolwiek bezpieczne ciało. Musiałam zrobić wszystko aby mi uwierzył.
Chłopak złożył czuły pocałunek na mojej głowie i jeszcze mocniej przyciągnął mnie do siebie. Nie odpowiedział mi. Nie wierzy mi. Myśli, że to ja ją zabiłam. Nagle, jakby znikąd poczułam złość co do niego. Byłam zła, że mi nie wierzy. Odsunęłam się od niego, otarłam policzki i położyłam swoją różę na stertę innych kwiatów ułożonych wokół trumny. Nie patrząc na Louisa odeszłam od ludzi, i gdy już miałam wychodzić przypomniałam sobie o zgrai hien czekających przy bramie. Nie mogłam teraz wyjść.
Oparłam się plecami o jedno z dużych drzew rosnących wzdłuż chodnika, a dłonie oparłam na kolanach. Zaczęłam głęboko oddychać chcąc się choć trochę uspokoić. Nie mogłam zebrać myśli. Chciałabym wrócić do tego momentu w moim życiu gdzie to wszystko się tak pogmatwało. Chciałabym wszystko naprawić.
- Ładne przedstawienie.- Wyprostowałam się i westchnęłam widząc przed sobą kobietę, którą chciałam unikać.
Caroline uśmiechnęła się wrednie i założyła ręce na piersi wyraźnie dumna z siebie.
- Na prawdę? Nawet tutaj nie możesz sobie odpuścić?- Zapytałam zła. Wiedziałam, że Flack jest osobą bez wstydu i jest zdolna prawie do wszystkiego, ale nie sądziłam, że nawet w takim miejscu może wszczynać kłótnie.
- Powiedz mi Rosie jak taka inteligentna dziewczyna jak ty może robić takie głupi błędy? Chyba wyraźnie dałam ci do zrozumienia, że cię tu nie chcę, prawda?- Podeszła do mnie kawałek.
- Jesteś chora psychicznie. Nie wiem co mój ojciec w tobie widzi ale mam nadzieję, że wreszcie przejrzy na oczy i cię wykopie ze swojego życia.
- Och! To ty jeszcze nie wiesz?- Zapytała i wystawiła w moją stronę swoją dłoń. Na jednym z palców widniał złoty pierścionek, który wyglądał majestatycznie i pięknie.
- To są chyba jakieś jaja.- Powiedziałam i nadal wpatrywałam się w pierścionek w otwartymi ustami nie chcąc do końca uwierzyć w to co widzę.
- Trochę kultury młoda damo.- Tata objął ramieniem Caroline, a ta uśmiechnęła się do niego sztucznie. Zamknęłam oczy i zacisnęłam zęby aby powstrzymać się od zgryźliwego komentarza.
- Ciebie też miło widzieć tato.- Powiedziałam i skierowałam się w stronę wyjścia z cmentarza. Teraz to nawet nie obchodziły mnie osoby, które zaraz mnie zaatakują masą pytań.
***
- Otwarte!- Krzyknęłam z salonu i ściszyłam telewizor nasłuchując czy ktoś wchodzi do środka czy nie. Po chwili usłyszałam szepty, a moim oczom ukazały się trzy dziewczyny uśmiechające się do mnie szczerze. Wstałam z kanapy i przytuliłam je uśmiechając się.
- Fajnie, że tak często nas dowiedziałaś.- Powiedziała Danielle i wręczyła mi butelkę wina. Uśmiechnęłam się przepraszająco.
- Wiem, przepraszam. Po prostu trochę się działo i nie miałam głowy do jakiś odwiedzin.- Powiedziałam i wzięłam ich kurtki.- Zrobić wam coś do picia? Pewnie zmarzłyście.- Dodałam i skierowałam się do kuchni.
- Herbatę.- Powiedziały razem i zaczęły się śmiać, choć Kate wyglądała na przygnębioną. Dziewczyny usiadły przy wyspie kuchennej, a ja zaczęłam przygotowywać gorący napój.
- Kate co się dzieje? Wyglądasz na jakąś przygnębioną.- Zwróciłam się do przyjaciółki, a ta cicho westchnęła i wlepiła swój wzrok w wzroki na blacie.
- Niall. To się dzieje. Niby wszystko było dobrze, potem kazał mi wybierać czy chcę z nim być czy nie. Myślałam, a raczej byłam przekonana, że lepiej będzie dla niego jeżeli będziemy tylko przyjaciółmi. Pokłóciliśmy się o to, przez co wróciłam do domu. Potem w szpitalu powiedział mi, że mnie kocha no to ja też mu powiedziałam, że go kocham. Spałam u nich żeby po nocy się przez miasto do domu nie tłuc, rano on połamał miotłę na Harrym, chodził wściekły, a teraz cały czas mnie ignoruję. No normalnie zachowuję się jakby mnie nie było, albo jakby mnie nie znał.- Powiedziała i na koniec zaczerpnęła powietrza widocznie zmęczona swoją przemową.
- Czekaj, czekaj. A czy on już wcześniej nie żądał abyś się zdecydowała co z wami dalej?- Zapytała Perrie.
- No niby tak, ale jakoś cały czas odwlekałam ten czas na odpowiedź ale wreszcie się wkurzył i kicha. Wszystko poszło się jebać, że tak powiem. Ale dobra co mu tu gadamy o mnie i farbowanym pojebańcu? Rosie! Co z tobą i Lou?- Spuściłam głowę na dół i zagryzłam dolną wargę.
- A co ma być? Jesteśmy na poziomie nienawidzenia i pieprzenia się w schowku na miotły. Ale coś mi się wydaję, że to drugie to raczej się już nie zdarzy.- Powiedziałam i zalałam cztery kubki gorącą wodą tworząc białe obłoczki dymu.
- Widziałam was dzisiaj na pogrzebie Eleanor i nie wyglądaliście jakbyście się nienawidzili.- Powiedziała Danielle, a Kate i Perrie pokiwały głową przyznając dziewczynie rację.
- Po prostu... Gdy zobaczyłam, że on  płacze, jak cierpi to... Musiałam coś zrobić. Nie mogłam tam tak po prostu stać i patrzeć.- Wytłumaczyłam im i wzruszyłam ramionami jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
- Kochasz go.- Stwierdziła Kate i uśmiechnęła się w moją stronę.
- No i co z tego? Do Happy Endu potrzeba dwóch osób, a jak na razie to on daje mi jasno do zrozumienia, że nie chce mnie znać, a ja to uszanuję.- Uśmiechnęłam się lekko, ale mogłam się założyć, że zamiast uśmiechu wyszedł mi jakiś grymas. Teraz to już wszystko jedno.

Louis.

Stałem sam na pustym, ciemnym cmentarzu wcale nie czując strachu czy obawy, że coś mi się stanie. W tej chwili powinienem leżeć w łóżku podłączony do kroplówki ale to nie miało sensu. Czułem w sobie pewnego rodzaju pustkę...
 Pustkę, której już nikt nie zapełni ponieważ to nie możliwe. Może i ostatnio nie byłem blisko z Eleanor, mieliśmy kilka wzlotów i upadków ale to jednak była moja dziewczyna, która kochałem.... Kochałeś?! Chociaż... Może nie. Już sam nie wiem. Boli mnie myśl, że już nigdy jej nie zobaczę, nie usłyszę jej śmiechu, nie ujrzę brązowych oczu. 
Czuję się winny, choć wiem, że nie zrobiłem nic złego. To ona.... To ona ją zabiła. Jak mogła mi to zrobić?! Wierzyłem jej, ufałem. To był mój błąd. Teraz zostałem sam. Nie mam już nikogo i sam się o to prosiłem. Czas z tym skończyć. Czas skończyć z Rosie raz na zawsze. 

Narrator.

Ona- myślami błądząc przy jego osobie.
On- nie mogący pojąć dlaczego.
Samotni.
Słowa ranią, jak i naprawiają wiele spraw.
Serce przypomina nam o uczuciach.
Rozum błaga nas o spokój.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dobra dodaję dzisiaj ponieważ już napisałam i potem zapewne nie będę miała czasu soooo. jak tam emocje przed końcem roku? Ja już zapomniałam jak moja szkoła wygląda :D Byłam dzisiaj na zdejmowaniu szwów i mówię wam jaka ulga i mam teraz taką dziarę i jestem koksem :P 
Mam nadzieję, że was nie zawiodłam z rozdziałem mi ogólnie się podoba. Zauważyłam, że odchodzą obserwatorzy co zaczyna mnie martwić. A no i jeszcze jedna sprawa. Dostałam wiadomość od jakiejś dziewczyny, która napisała mi, że to iż nie lubię Eleanor nie oznacza, że muszę ją zabijać w opowiadaniu czy robić z niej czarnego charakteru. Otóż to nie ja ją taką stworzyłam tylko Samara, a ja kontynuuje to co ona zaczęła. No to tyle. A teraz: SUCHAR TIME:
 Co mówi prostytutka gdy wejdzie do baru?.....Stawiam wszystkim! Badum- Tsss. 

niedziela, 23 czerwca 2013

Chapter Twenty- Seven

Eleanor.

Wpatrywałam się w swoje odbicie w lustrze i nie wierzyłam temu co widziałam. To nie byłam ja. Ja taka nie jestem! Wyglądałam tak samo jak tydzień temu, miesiąc temu czy chociażby dwa. Ale to tylko na zewnątrz. Wewnątrz natomiast jestem inna. A może mnie już właściwie nie ma? Stałam się marionetką, zabawką, której sznurki pociąga ktoś dla kogo zemsta i wygrana są najważniejsze w życiu. Straciłam to co najważniejsze. Straciłam siebie i Louisa. Już nigdy nie będzie tak samo. Czas się z tym pogodzić.
Włączyłam sobie moją ulubioną piosenkę i słuchałam dokładnie słów z zamkniętymi oczami.
Maybe I schould kill myself/ Może powinienem sam się zabić
Tak. Dokładnie. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na dwie kartki leżące na biurku. Dotknęłam swojego brzucha i westchnęłam cicho.
- Przepraszam.- Wyszeptałam po czym chwyciłam broń z szafki i nie myśląc więcej przystawiłam ją do serca. Tak trzeba to zakończyć. Nacisnęłam spust i przez jedną przeraźliwą sekundę poczułam wielki ból, a potem tylko ciepło i lekkość, która owijała moje ciało. Z trudem łapałam każdy kolejny oddech. Nie walczyłam. Czułam, że tak trzeba, że dobrze zrobiłam. Zamknęłam oczy i zobaczyłam uśmiechniętą twarz Louisa.
Sail with me into the dark./ Płyń ze mną w ciemność 
Czekam. Czuję, że to już. Nie boję się. Nie czuję bólu. Tak jest mi dobrze. Ostatnie co słyszę to ciche sail. To już koniec.

Rosie.

Londyn. Co ja najlepszego zrobiłam? Dlaczego wróciłam?. Nie tak to powinno wyglądać, ale jestem za słaba aby siedzieć i nic nie robić. Bez sensu bo tutaj też dużo nie zdziałam ale wolę być tutaj i próbować walczyć niż ukrywać się kilka tysięcy kilometrów dalej jak jakiś tchórz. 
Moją pierwszą przystanią po powrocie miał być dom brunetki. Musiałam z nią porozmawiać, wytłumaczyć kilka rzeczy.
Zadzwoniłam już drugi raz i cierpliwie czekałam aż wreszcie ktoś mi otworzy. Z domu dobiegała piosenka, która skończyła się i zaczęła na nowo. Lekko zaniepokojona nacisnęłam klamkę, która ustąpiła z cichym zgrzytem. Po otwarciu drzwi uderzyła we mnie fala głośnej muzyki. Weszłam do środka i rozejrzałam się po pomieszczeniu.
- Eleanor!- Krzyknęłam ale odpowiedziała mi tylko muzyka i słowa piosenki. Maybe I schould kill myself. Przez moje ciało przeszedł dreszcz. Postanowiłam udać się do pomieszczeniu, z którego wydobywała się muzyka. Rozglądałam się na boki, a gdy podeszłam bodajże do sypialni pchnęłam ręką uchylone drzwi. Głośny krzyk wydobył się z moich ust mieszając się z piosenką. Zakryłam usta dłonią i przez chwilę wpatrywałam się w bezwładne ciało leżące na ziemi. Podeszłam po woli i zobaczyłam dziurę w ciele dziewczyny koło serca. Spojrzałam na twarz Eleanor. Jej oczy były zamknięte, a na ustach widniał lekki uśmiech jakby zbawienia. Trzęsącą się ręką przyłożyłam dwa palce do szyi brunetki nie wiedząc właściwie po co. Było widać, że ona już nie żyję.
Wyciągnęłam z kieszeni telefon i wykręciłam numer pogotowia. Mówiłam chaotycznie ale chyba wszystko im przekazałam. Muzyka, która znów zaczęłam lecieć zaczęła mnie irytować dlatego wyłączyłam odtwarzacz powodując wszędzie ciszę.
 Na biurku zauważyłam dwie koperty, dlatego podeszłam bliżej i wzięłam je do ręki. Na jednej było napisane Louis, a na drugiej... Rosie. Mój wzrok od razu powędrował do martwej Eleanor. Mam to wziąć? A może zostawić? 
Sygnał nadjeżdżającej karetki zmusił mnie do szybkiej decyzji. Otwarłam swoją torebkę i wrzuciłam do niej dwie koperty. Po chwili do pomieszczenia wpadło dwóch sanitariuszy. Najpierw spojrzeli na mnie, a potem na Eleanor. Jeden z mężczyzn klęczący nad jej ciałem pokręcił głową ze smutną miną. Wiedziała już, że ona.... Że jej nie ma ale teraz tak na prawdę to wszystko do mnie dotarło. Łzy pojawiły się  w oczach, a gdy mrugnęłam poleciały po moich policzkach. Nie wydałam z siebie żadnego dźwięku. Nie umiałam. Wydawało mi się.... Wydawało mi się, że nie mogę tutaj hałasować. Muszę być cicho aby jej nie zbudzić ale prawda jest taka, że jej już nic nie obudzi.
- Proszę pani? Wszystko w porządku? Zaraz zjawi się policja i będzie pani musiała im wszystko powiedzieć. Może pani zadzwonić po kogoś kto panią odbierze, dobrze?- Starszy z mężczyzn potarł moje plecy w geście otuchy. Pokiwałam głową, starłam łzy z policzków i poluźniłam uścisk dłoni na moim telefonie. Zaczęłam przeglądać listę kontaktów i tak na prawdę to nie wiedziałam do kogo mam zadzwonić. Alex? Nie znam go doskonale i wiem, że to nie najlepszy pomysł. Zatrzymałam się przy jednej osobie i mój palec sam wybrał ten kontakt. Przyłożyłam telefon do ucha i czekałam cały czas patrząc na nieruchome ciało przede mną.
- Rosie? Gdzie ty kurwa jesteś? Kate odchodzi od zmysłów, Louis prawie ucieka ze szpitala bo chce cię znaleźć, Alex to... To nadal Alex ale wypadało o nim wspomnieć...
- Harry.- Przerwałam mu jego paplaninę.- Potrzebuję cię. Przyjedź do Eleanor. Tylko proszę cię nie mów gdzie jedziesz ani z kim rozmawiałeś. Czekam na ciebie.- Rozłączyłam się nim chłopak zdążył cokolwiek powiedzieć.
Koperty w mojej torebce zaczęły tak jakby ciążyć. Może powinnam je oddać? Mogę powiedzieć, że spanikowałam czy coś. Ale... Przecież na jednej z nich jest moje imię. To chyba jasne, że Eleanor chciała abym to właśnie ja ją dostała. No bo kto inny?
- Pani znalazła zmarłą?- Oderwałam wzrok od ciała brunetki i spojrzałam na starszego mężczyznę w stroju policjanta. Siwe włosy miał zaczesane do tyłu, a brązowe oczy zmęczone i przygaszone.
- Tak.- Odpowiedziałam krótko i odgarnęłam włosy z twarzy. Czułam się nieswojo i stałam się strasznie zmęczona, a właściwe nic takiego nie robiłam.
- Proszę podać swoje pełne imię, nazwisko, wiek, datę urodzenia.- Wyciągnął z kieszonki munduru mały notesik, otworzył go na czystej stronie i czekał na moje odpowiedzi.
- Rosalie Silby, dwadzieścia jeden lat, urodziłam się dziesiątego października tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego pierwszego. (nie jestem pewna daty i wieku jak coś to sorry, a no i tutaj jest jeszcze 2012r.)- Odpowiedziałam leniwie mrugając powiekami chcąc odgonić łzy, które znów wezbrały się w moich oczach.
- Dobrze. Dziękuję jeszcze dziś zadzwonimy do pani i umówimy się na złożenie zeznań.- Pokiwałam głową i usiadłam na krześle. Schowałam twarz w dłonie  chcąc zniknąć stąd jak najszybciej. Nie chciałam tutaj być. Może to głupie ale czułam jakby to była moja wina.  Czułam się odpowiedzialna za jej śmierć.
- Gdzie pan idzie?! Tam nie wolno!- Jakaś kobieta zaczęła krzyczeć. Podniosłam głowę i zobaczyłam, że stara się ona zatrzymać za wszelką cenę jakiegoś o wiele wyższego do niej chłopaka. Harry.  Wstałam z krzesła i podeszłam do chłopaka odpychając lekko kobietę. Rzuciłam się na niego i wtuliłam twarz w jego klatkę piersiową dając upust łzą.
- Ćśśś.- Chłopak zaczął głaskać moje plecy i co jakiś czas składał delikatny pocałunek na moim czole. Objęłam jeszcze mocniej jego ciało i zacisnęłam mocno powieki.
- Harry jej nie ma.- Wyszeptałam, a jego uścisk stał się jeszcze mocniejszy.- Boże Louis się załamie.- Dodałam widząc przed oczami Louisa gdy dowie się co się stało.
***
Szłam obok Harry'ego szpitalnym korytarzem i czułam się jakby szła na ścięcie. Postanowiliśmy z Harrym, że to my powiemy Lou o śmierci Eleanor. Nie chcę aby dowiedział się od policji. Wolę być przy nim.
- Matko Boska albo mam zwidy ze zmęczenia, albo tutaj stoi Rosie.- Kate wstała i szturchnęła mnie w ramię sprawdzając czy aby na pewno jestem prawdziwa. W tej chwili wolałabym być złudzeniem. 
- Też się cieszę, że cię widzę.- Posłałam jej słaby uśmiech.- Harry ja pójdę sama.- Spojrzałam na chłopaka.
- Co? Nie, nie. Rosie przecież.... Tego nie idzie tak po prostu powiedzieć.
- Wiem, ale... Po prostu.... Dam radę.- Zaczęłam się motać we własnych słowach. Uścisnęłam jego ramię i skierowałam się do sali. Jeszcze niedawno myślałam, że już nigdy ich nie zobaczę, a teraz? Wszystko się zmienia. To bez sensu.
Zapukałam cicho do drzwi i nie czekając na pozwolenie weszłam do środka. Louis wyglądał na zaskoczonego i... szczęśliwego. Na jego twarz wstąpił uśmiech, który chciałam odwzajemnić ale nie mogłam. Nie teraz. Nie w tej sytuacji.
- Rosie...- Wyszeptał, a po moim ciele przeszły dreszcze na dźwięk mojego imienia wypowiedzianego przez niego. Podeszłam do łóżka i usiadłam na krześle ściskając lekko jego dłoń.
- Louis.... Ja muszę ci coś powiedzieć.- Spuściłam wzrok na nasze dłonie i przełknęłam ślinę.- Louis, Eleanor ona... Poszłam do niej i.... Znalazłam ją na podłodze, ona... Jej nie ma.- Wciągnęłam głośno powietrze i spojrzałam na niego.
- Nie, nie. To nie może być prawda. Żartujesz, prawda?- Z brakiem mojej odpowiedzi, w jego oczach wzbierało się jeszcze więcej łez, które rozrywały moje serce na kawałki.
- Przykro mi, Lou.- Tylko te słowa wydawały się na miejscu. Wiem, że właśnie utwierdziłam go w przekonaniu, że jej już nie ma i nigdy nie będzie.
- Wyjdź.- Powiedział, a ja nadal siedziałam uparcie na miejscu.- Głucha jesteś?! Wynoś się! Nie chcę cię znać! Nienawidzę cię!- Zaczął krzyczeć, a aparatura, do której był przypięty zaczęła przeraźliwie piszczeć.
- Louis! Louis!! Proszę cię uspokój się!- Dotknęłam dłonią jego twarzy, a usta połączyłam ze swoimi. Jego ciało znieruchomiało, a wargi rozszerzyły się pogłębiając pocałunek.
Czułam na twarzy swoje jak i jego łzy i właściwie wydawało mi się, że to dobrze. Oboje pokazujemy sobie, że cierpimy. Nie skrywamy tego w sobie dusząc jak najgłębiej. Odsunęłam się i spojrzałam w jego niebieskie, błyszczące od łez oczy.
- Też cię kocham Lou.- Skradłam mu ostatniego szybkiego buziaka w usta i wyszłam na korytarz opierając się o ścianę i zjeżdżając po niej na dół.
- Rosie....
- Harry idź do niego.- Przerwałam Kate, a chłopak wykonał moje polecenie i zniknął za drzwiami do sali przyjaciela.- Powiedziałam mu. Powiedziałam mu, że ona nie żyję. Powiedziałam mu, że go kocham. On mnie nienawidzi.- Wpatrywałam się w ścianę na przeciwko mnie starając się uspokoić moje szybko bijące serce.
- Zgłupiałaś? On na pewno cię nie nienawidzi.- Kate kucnęła przede mną i położyła swoje dłonie na moich podciągniętych do piersi kolanach.
- Powiedział mi to Kate. Powiedział mi, że mnie nienawidzi.- Wytłumaczyłam jej, a ona westchnęła i pokręciła głową.
- Powiedział to bo był zdenerwowany. Właśnie dowiedział się, że jego trochę szurnięta dziewczyna nie żyję, a przy okazji zginęło też jego nienarodzone dziecko.
- Był zdenerwowany wiele razy i jeszcze nigdy nie usłyszałam od niego tych słów. Znam go bardzo dobrze i wiem, że nie powiedziałby tego gdyby to nie była prawda.
- Myślisz, że chciałby ci się oświadczyć, nosiłby twój łańcuszek, planował ucieczkę ze szpitala aby cię odnaleźć dlatego, że cię nienawidzi? Wydaję mi się mała, że to coś odwrotnego do nienawiści.- Spojrzałam w jej oczy i pozostawiłam to bez odpowiedzi. Tylko Louis wie co tak na prawdę do mnie czuję.
Zamknęłam oczy i uświadomiłam sobie najgorsze. Dzisiejszego dnia zginęły dwie osoby.

Narrator.

Tak blisko siebie, a jednak daleko...
On- szczęśliwy bo wróciła...
Ona- załamana bo pokochała...
Oboje inni....
Oboje obcy....
Oboje kochają...
Ale czy aby na pewno prawdziwie? 
**
Nie wierzę. Nie ma jej? Czy to ONA zrobiła? A co jeżeli mnie też spotka taki los? Chciałem umrzeć, ale teraz... Teraz już nie chcę. Muszę być. Mam uciekać? Cholera nie mam pewności, że to ONA. Nie będę tchórzem. Nic na mnie nie ma. Nie ma, prawda? 
---------------------------------------------------------------------------------------------------
Hejooo! Udało mi się napisać ten rozdział akurat gdy nie było mamy bo inaczej nie pozwoliłaby mi do komputera usiąść :D I wszystko przez jedno ramię... Ech. Mam już tego dość. Byle do czwartku zdejmą mi te zakichane szwy i będzie melanż! O Boziu w piątek zakończenie roku! Aaa jaram się xD Ja idę tylko jutro i w środę do szkoły. Buhahaha :d Jutro mamy biwak soooo libacja się szykuję. Dobra teraz co do rozdziału. Smutny jakiś ale tak mi się wydawało, że ma być. Jestem z niego zadowolona co jest dziwne. Następny pewnie za tydzień :* To chyba tyle... A no i szczęśliwego ostatniego tygodnia szkoły Misiaki! :D
A teraz.... SUCHAR TIME:
Rozmawia dwóch górali: 
- Baco, a jak ja bym się przespał z waszą żoną, to jak by my wtedy byli? Kumy? Szwagry?
- Wtedy do my by byli kwita. Badum-Tsss. 

niedziela, 16 czerwca 2013

Chapter Twenty- Six

Kate.

Otworzyłam oczy rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym aktualnie się znajdowałam. Westchnęłam i wstałam z łóżka spoglądając na siebie. Chwila.... Nie przypominam sobie abym się rozbierała. Szybko wciągnęłam na tyłek podniesione z ziemi spodnie i wyszłam z pokoju wściekła na chłopaka. Zbiegłam ze schodów i zatrzymałam się w salonie. Uśmiechnęłam się na widok śpiącego Niall'a. Wyglądał tak słodko, że aż miałam ochotę go przytulać i tarmosić przez całą wieczność.
- Kate...- Wymruczał i uśmiechnął się lekko.- Nie musisz dawać mi tyle hamburgerów.- Przewrócił się na drugi bok, a ja przewróciłam oczami. Czy on nawet sny musi mieć o jedzeniu?! Hamburgery i ja.... Co ja mam wspólnego z hamburgerami? Może jestem do nich podobna?
Z lekkim przerażeniem weszłam do kuchni gdzie spotkałam Zayn'a i Liam'a. Spojrzeli na mnie z lekkimi uśmiechami, ale i ze smutkiem w oczach.
- Chłopcy czy ja jestem podobna do hamburgera?- Zapytałam i okręciłam się chcąc dać im lepszy widok mnie. Spojrzeli na siebie.
- Nie wydaję mi się abyś wyglądała jak krowa.- Powiedział Zayn, a Liam pokiwał głową na znak, że się zgadza z przyjacielem.
- Wyglądasz jak wielka tłusta jałówka.- Harry pojawił się w kuchni. Wyciągnął z szafki wielki garnek i założył go sobie na głowę.
- Sam wyglądasz jak wielka tłusta jałówka kretynie.- Powiedziałam.- Po co ci ten garnek?- Zapytałam i uderzyłam w metalowy przedmiot. Harry pokręcił głową chcąc zapewne pozbyć się piszczenia w uszach.
- Idę odkurzać.- Powiedział dumnie i wyszedł z kuchni. Spojrzałam zdezorientowana na chłopaków.
- Na nas nie patrz. Ja natomiast z chęcią popatrzę na niego. To może być ciekawe.- Zayn wstał i wyszedł za Harrym. Spojrzałam na Liam. Oboje równocześnie wzruszyliśmy ramionami i również poszliśmy zobaczyć co wykombinował Harry.
Naszemu wejściu do salonu towarzyszyło włączenie odkurzacza przez Harry'ego z garnkiem na głowie. Bidny Niall śpiący na kanapie poderwał się przestraszony. Styles obserwujący zachowanie blondyna uśmiechnął się wrednie. Podeszłam do gniazdka i wyciągnęłam wtyczkę
- Co ty Harry odwalasz?- Zapytałam i zaczęłam machać kablem. Może to dziwne ale poczułam się jak na dzikim zachodzie. Oni też tak robili tylko, że liną. Jeszcze konia brakuję.
- No odkurzam. A raczej odkurzałem.- Powiedział oburzony i poprawił swój hełm na głowie.
- Na prawdę Styles, na prawdę? Panele odkurzałeś?- Zapytałam zbulwersowana.
- No bo miotły nie mamy to czym miałem zamiatać? Włosami?- Zaczął machać rękoma jak jakiś szalony.
- Przecież mamy miotłę.- Wtrącił się Liam.
- Mieliśmy jak już. Niall ją na mnie rano połamał.- Mój wzrok od razu powędrował na blondyna,  który tylko wzruszył ramionami i nie zaszczycając mnie swoimi spojrzeniem udał się na górę. Dziwne.

Rosie.

Wyjrzałam przez okno i lekko uśmiechnęłam się widząc małą Ivy bawiącą się za domem z jakimś chłopczykiem, którego najwidoczniej musiała znać. Zazdroszczę jej. Moje dzieciństwo nie było złe ale... Jednak mogło być lepsze. Kłóciłam się z ojcem wiele razy ale zawsze po godzinie wszystko było dobrze mimo wszystko czułam, że czegoś mi brakuję. Tata poświęcał mi wiele czasu w tej kwestii nie mam mu nic do zarzucenia ale małe dziewczynki potrzebują też matki. Rosłam, dojrzewałam. Tata wstydził się ze mną rozmawiać na wiele tematów więc sama musiałam się wszystkiego dowiadywać. Może to się wydawać dziwne lub nieistotne ale wtedy.... Wtedy nie raz bałam się, że dzieje się ze mną coś złego.
Ciche pukanie rozniosło się po pokoju. Potrząsnęłam głową chcąc wyrzucić z głowy wspomnienia i powiedziałam cicho proszę. Do pokoju weszła Melanie i od razu usiadła na łóżku. Ja nadal stałam przy oknie ale teraz mój wzrok spoczywał na niej.
- Chciałaś ze mną porozmawiać.- Odezwałam się pierwsza, a ja cicho westchnęłam. Chciałam. A czy teraz chcę? Rano myślałam, że to już czas na dowiedzenie się całej prawdy ale teraz gdy zaraz miałam wszystko usłyszeć bałam się.
- Tak. Chciałam abyś powiedziała mi dlaczego cię przy mnie nie było.- Powiedziałam prosto z mostu i wypuściłam głośno powietrze. Melanie spuściłam na dół głowę i zaczęła wyginać palce.
- Rosie... Wiem, że chcesz poznać prawdę ale ja chyba nie jestem jeszcze gotowa aby ci wszystko powiedzieć.- Odezwała się po chwili ciszy. Prychnęłam pod nosem zdziwiona.
- A co może nie miałaś czasu na przygotowanie się? Szukałaś mnie więc to chyba jasne, że teraz chcę poznać prawdę. Od ojca na pewno niczego się nie dowiem. Miałaś dwadzieścia jeden lat aby przygotować się do tej rozmowy.- Nie brzmiałam miło. Brzmiałam stanowczo co mnie ucieszyło ale i gniewnie co kazało trochę się uspokoić. Nerwami i krzykiem na pewno niczego od niej nie wyciągnę.  
- Kochanie to nie tak. Ja po prostu nie wiem jak mam ci to wszystko powiedzieć aby nie oczerniać twojego ojca.- Westchnęła i wstała.- To jest moja jak i jego wina ale... 
- Ale bardziej jego.- Dokończyłam za nią całkowicie rozumiejąc jej wahanie. Fakt ona ode mnie odeszła ale to tata wiedząc o jej istnieniu wpoił i mi bajeczkę, że ona nie żyję. 
- Nie chcę abyś się od niego odcinała. Wiem, że teraz to wszystko jest dla ciebie trudne i nie wiesz co masz zrobić ale z upływem czasu wszystko się wyjaśni.
- A co jeżeli nie? Mam więcej problemów niż połowa osób w moim wieku. Nie wiem co mam robić, gdzie być, z kim rozmawiać aby innych nie skrzywdzić. I wiesz co? Nie wydaję mi się, że upływ czasu mi w tym wszystkim pomoże, wręcz przeciwnie. Tylko pogorszy sprawę.- Wyrzuciłam z siebie wszystko na jednym oddechu. 
- Wiem, że nie chcesz mi powiedzieć co cię tak na prawdę dręczy i nie będę na ciebie naciskała. Znam cię tylko z opowieści ludzi, którzy powiedzieli mi gdzie jesteś. I wiesz co? Każda z tych osób mówiła mi, że jesteś silna i zawsze znajdujesz rozwiązanie z każdej sytuacji i wierzę, że tym razem też postąpisz dobrze.- Posłała mi ostatni ciepły uśmiech i wyszła z pokoju zamykając za sobą cicho drzwi. Postąpię dobrze? Tylko jak....
Dotknęłam małego pierścionka na moim palcu. Przypomniał mi o nim. On ma coś mojego. Ja mam coś jego. I nie chodzi mi w tej chwili o łańcuszek, który mu dałam, i o pierścionek, który jest dla mnie tak ważny. Ja oddałam mu swoje serce, a on oddał swoje mi. I gdzie nas to doprowadziło? Do tego, że on walczy o życie, a ja boję się wychodzić z domu chociaż jestem tysiące kilometrów od Londynu. 
Teraz... Teraz gdy nie wiem co robić chciałabym go zobaczyć, dotknąć, porozmawiać. Chociażby przez chwilę Pomógłby mi. Nie świadomie ale by to zrobił. Sama jego obecność mi pomaga, jest zbawieniem. Tylko, że teraz go nie ma. To nie jest jego wina. Przecież to ja odeszłam. Wydawało mi się, że dobrze zrobiłam. Ale teraz czuję, że jestem samotna i to się nie zmieni. 
Żałuję.
Żałuję wszystkiego co zrobiłam.

Louis.

Co możemy otrzymać od życia? Oczywiście oprócz smutku, żalu i nienawiści. Miłość? Szczęście? Radość? To gdzie one są? Nie ma ich bo nie ma jej. Ściskam w ręce z całej siły srebrny łańcuszek i walczę z łzami. Po co? Bo nie chcę aby ktoś je zobaczył co w tej chwili jest bez sensu. Czuję... Teraz czuję jej pocałunki złożone na moim czole, jej delikatne palce ściskające moją dłoń. Tylko, że teraz jest już za późno. Na wszystko.
- Louis?- Harry przestąpił próg i zamknął drzwi odgradzając nas od ciekawskich spojrzeń. Pociągnąłem nosem i wyprostowałem rękę pokazując mu co znajdowało się w mojej dłoni. 
- Zostawiła mnie. Na zawsze.- Wszeptałem i pozwoliłem słonym kropelką wypłynąć na wierzch ukazując moją słabość. 
- Czy to jest....?- Pokiwałem głową nie zdolny do wypowiedzenia żadnych słów.- Znajdziemy ją Louis. Obiecuję ci to.- Powiedział hardo Harry i usiadł na krześle stojącym obok mojego łóżka.
- A jest sens?- Zapytałem nie oczekując odpowiedzi.- Zostawiła mnie co oznacza, że nie zależy jej na mnie. Nie chcę jej  zmuszać do bycia ze mną.- Dodałem i wytarłem policzki.
- Wzięła pierścionek. Tobie dała swój naszyjnik, a ona wzięła pierścionek. Louis do cholery czy tak postępują ludzie, którym nie zależy na innym człowieku?- Zapytał i uśmiechnął się lekko.- Jesteście jak dzieci. Na prawdę jak dzieci.

Kate.

 Obserwowałam Niall'a na każdym kroku od naszego wyjścia z domu i muszę powiedzieć, że on mnie po prostu najzwyczajniej w świecie ignoruje! No o co chodzi? Wczoraj wyznaję mi miłość, potem proponuję abym została u nich na noc (co prawda spałam ze Styles'em ale to na jedno wychodzi), łamie na Harrym miotłę, gada o mnie przez sen, a potem zaczyna ignorować. No szlag człowieka może trafić! 
- Kate co się z nim dzieje?- Liam wskazał głową na Niall'a, który zawzięcie coś pisał na telefonie. Westchnęłam i wygodniej rozsiadłam się na krześle.
- Sama bym chciała wiedzieć. Wczoraj wydawało mi się, że wszystko będzie dobrze. No wiesz powiedział, że mnie kocha i w ogóle, ale teraz.... Zaczął mnie ignorować i nie wiem czemu.- Powiedziałam mu wszystko co wiedziałam czyli właściwie nic.. 
- Może z nim porozmawiaj, co? No wiesz powiedz mu jeszcze raz, że go kochasz i chcesz spróbować i takie tam.- Chłopak wzruszył ramionami.
- Nie chcę go okłamywać.- Palnęłam pierwsze co mi ślina na język przyniosła. Liam zrobił zdziwioną minę.- Znaczy ja nie wiem czy go kocham czy nie. Wczoraj czułam, że to prawda ale teraz nie jestem już do tego tak przekonana jak wczoraj.- Pośpieszyłam z wytłumaczeniami. 
- Kate musisz zajrzeć w głąb siebie.
- Co mam się prześwietlić? I bez tego potrafię wskazać gdzie mam trzustkę, śledzionę, żołądek i....
- Nie! Nie oto mi chodziło. Miałem na myśli, że musisz się zastanowić jaką częścią twojego życia jest Niall.- Wytłumaczył  mi na spokojnie.
- Aaaa. No to było trzeba tak od razu.- Pokiwałam głową i zamknęłam oczy. Jaką częścią mojego życia jest Horan...- Niall ile ważysz?- Zapytałam, ale nie uzyskałam odpowiedzi. No i jak ja mam cholera określić jaką częścią mojego życia on jest? Jakbym wiedziała ile waży to bym wiedziała czy zajmuję jego dużą część czy małą.

Narrator.

Ich myśli są jednością...
Ich serca biją w tym samym rytmie....
Myśli są zajęte tą właściwą osobą....
Uczucia z dnia na dzień rosną...
Te złe jak i te dobre....
***
Jak ja mam spojrzeć im w twarz? Boję się z chwili na chwilę co raz bardziej. Odcinam się od życia, od uczuć. Co mi to daję? Smutek, żal, samotność. Nie chcę. Muszę. Jestem głupi. Czas zginąć. Tak to najlepsze rozwiązanie. 
----------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam. Rozdział miał pojawić się wczoraj ale miałam małe problemy z oczami i nie mogłam pisać, przez co ogólnie rozdział jest krótszy. Czy jest w nim coś ciekawego? Moim zdaniem nie. Ale cóż.... bywa. Co raz trudniej mi pisać ale to pewnie przez te nerwy i stres przed wtorkiem. A własnie! Nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział ponieważ we wtorek mam pewien zabieg na ramieniu i podobno (nic pewnego) będę miała temblak aby nie rozciągać skóry i szwów nie zerwać co na pewno będzie mi przeszkadzało w pisaniu ale to jeszcze dam wam znać co i jak.  Dziękuję za wszystkie komentarze to mi na prawdę pomaga. Zauważyłem, że jedna osoba przestała obserwować bloga.... Cóż bywa. A teraz... SUCHAR TIME:
Co to jest małe, białe i pożera kamienie?
Mały, biały pożeracz kamieni! Badum- Tssss. (głupie to było) 

sobota, 8 czerwca 2013

Chapter Twenty- Five ( Część III)

Otworzyłam oczy i przetarłam czoło ręką wzdychając cicho. Śmiechy dochodzące prawdopodobnie z dołu uświadomiły mnie, a raczej przypomniały gdzie się znajduję. Uśmiechnęłam się lekko przypominając sobie pozytywną energię dzieci, którą wczoraj mnie przywitały. Bynajmniej jedno z nich tak zrobiło. Aktualnie znajduję się w Paryżu, u mojej matki. Chyba matki... Właściwie to nie wiem czy to nie jest następny podstęp Caroline ale czułam, że Melanie mi pomoże i tak zrobiła. Zapewniła mi dach nad głową nie chcąc nic w zamian. Czy ktoś wie gdzie jestem? Niestety tak. Alex wczoraj, a raczej dzisiaj dzwonił do mnie kilka razy i groził, że sam mnie znajdzie jeżeli nie powiem mu gdzie jestem. Zmuszona powiedziałam, że jestem w Paryżu. Obiecał, że nikomu nie powie i mam nadzieję, że dotrzyma słowa. Za dużo się wydarzyło abym mogła tak spojrzeć im w oczy i chociażby udawać, że wszystko jest dobrze. No bo cholera nie jest! Wyjechałam chcąc chronić osoby, które kocham ale skąd mam pewność, że to coś da? Eleanor na pewno nie jest zdrowa psychicznie, więc może coś im zrobić. Zrobić jemu.

Louis. 

Czy wszystko pozostanie tak samo, kiedy mnie już nie będzie?
Czy książki odwyknął od moich rąk, czy bluzy zapomną o zapachu mojego ciała? 
A ludzie? Przez chwilę będą mówić o mnie, będą dziwić się mojej śmierci...-zapomną.
Nie łudźmy się, przyjacielu, ludzie pogrzebią nas w pamięci równie szybko jak pogrzebią w ziemi nasze ciała. 
Nasz ból, nasza tęsknota, nasza miłość... Wszystkie nasze pragnienia odejdą razem z nami i nie zostanie po nich nawet puste miejsce.
Na ziemi nie ma pustych miejsc. 
Powinienem wrócić. Ale czy chcę? Gdzie ja właściwie jestem? 
Wegetuję... To nie jest nawet takie złe. Ale ten ból i tęsknota wyżera od środka. Wyłączyć to? Ale jak? Jestem tylko człowiekiem. Nie potrafię. 
- Puchatku? 
- Tak prosiaczku?
 -Nic.- Powiedział Prosiaczek biorąc Puchatka za łapkę.- Chciałem się tylko upewnić, że jesteś.- Głos Harry'ego zadrżał. Czytał mi naszą ulubioną bajkę. On ma nadzieję. A ja? Czy ja ją mam? Raczej nie. Ten cud straciłem już dawno temu.   
Nie sztuką jest być odważnym, sztuką jest robić odważne rzeczy. Przecież zamiany są dobre. Może właśnie takie moje zniknięcie będzie dobrą zmianą?

Kate.

Przetarłam dłonią zmęczone czoło i ziewnęłam przeciągle. Nie śpię już od 24 godzin? Możliwe. Ale nie tylko ja. Chłopcy, namawiali mnie abym pojechała do domu się przespać ale wiem, że i tak bym nie zasnęła. Za bardzo się martwię stanem Lou i zachowaniem Rosie. Dzwoniłam do niej, ale nie odebrała ani razu, ale oczywiście jak Alex zaczął dzwonić to odebrała. Czuję się urażona, odrzucona i tak troszkę zazdrosna. Przecież to ja jestem jej najlepszą przyjaciółką. To ode mnie powinna odebrać, prawda? Nie mam pojęcia co ona wyprawia ale nie podoba mi się to. Jej zachowanie.... Co to w ogóle było? Jak jakaś scena z dramatu. Znam Rosie bardzo dobrze i wiem, że ona jest inna. Coś ją zmieniło. I to bardzo. Ale co? Co takiego się stało o czym mi nie powiedziała?
- Kate...- Otworzyłam oczy i ujrzałam przed sobą zmartwioną twarz Niall'a. Nie odzywałam się do niego, a on do mnie przez co było dość... Niezręcznie ale wydawało mi się, że tak będzie lepiej.
Horan usiadł obok mnie i podał mi kubek z kawą. Uśmiechnęłam się do niego lekko i wzięłam kubeczek z napojem.
- Dzięki.- Mruknęłam pod nosem lekko onieśmielona jego widokiem. Niebieskie zmęczone oczy błyszczały, włosy miał roztrzepane co dodawało mi uroku i jeszcze ta lekka chrypka w głosie...
- Chciałbym cię przeprosić.- Powiedział, a mój wzrok momentalnie zatrzymał się na jego twarzy, która była poważna. Przełknęłam zdenerwowana ślinę i spojrzałam w jego oczy.
- Za co? Przecież nic nie zrobiłeś.- Odpowiedziałam cicho i nadal uporczywie wpatrywałam się w jego oczy, które wyrażały tyle uczuć... Tyle dobrych uczuć.
- Właśnie Kate. Nic nie zrobiłem, a powinienem.- Westchnął cicho.- Powinienem kłócić się z tobą tak długo, aż skończą ci się argumenty, powinienem zostać wtedy z tobą i cię przytulić, a nie zamykać się w pokoju jak małe urażone dziecko. To ja powinienem cię wtedy przytulać i pocieszać, a nie Harry.- Zakończył, a w moich oczach wezbrały się łzy, które właściwie nie powinny się pokazać. Powinnam zostać twarda, nie pokazywać mu jak wiele dla mnie znaczy.
- Boże Niall jak ty nic nie rozumiesz....- Westchnęłam i usiadłam prosto odchylając głowę do tyłu. Zamknęłam oczy i zaczesała włosy do tyłu.
- To mi wytłumacz. Do cholery ile razy mam jeszcze ci powiedzieć, że cię kocham?- Zapytał zły, a gdy do mojego umysłu dotarły jego słowa momentalnie, stałam wyprostowana przed nim i patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami.
- Powiedziałeś to pierwszy raz.- Odpowiedziałam, a on spojrzał na mnie zdezorientowany. Wstał i błądził wzrokiem po mojej twarzy chcąc oszukać odpowiedzi.
- Ale co powiedziałem pierwszy raz?- Zapytał.
- Że mnie kochasz. Powiedziałeś to pierwszy raz.- Wytłumaczyłam mu.
- Nic takiego nie powiedziałem.- Odparł i lekko się zarumienił.
- Powiedziałeś. Przecież słyszałam.
- Co? Nie, nie. Musiało ci się zdawać. Może to ktoś inny powiedział i ci się teraz wydaję, że to ja ale tak na prawdę to nie ja bo przecież to nie ja....
- Ja ciebie też.- Przerwałam mu. Jego mina była bezcenna. Biedak chyba nie wiedział, czy sobie żartuję, czy mówię na poważnie.
- Kate? Co mu się stało?- Zapytał lekko przerażony Liam i pomachał ręką przed oczyma blondyna, który stracił kontakt z rzeczywistością.
- Powiedział, że mnie kocha i się zaciął.- Wzruszyłam ramionami.- A co z Lou?- Zapytałam, a jego mina stała się o wiele poważniejsza.

 Rosie.

Układałam właśnie swoje bluzki w szafce, gdy po pokoju rozniosło się ciche pukanie. Powiedziałam 'proszę', a po chwili w moim pokoju znalazła się mała Ivy, która odważnie weszła do środka zamykając za sobą drzwi i usiadła na łóżku. Uśmiechnęłam się do niej miło i powróciłam do swojego zajęcia, całkowicie ignorując jej obecność. 
- Czy to prawda, że znasz One Direction?- Po zadaniu pytania, przez dziewczynkę moja ręką zatrzymała się w połowie drogi do torby. Odwróciłam się do niej przodem.
- Skąd takie pytanie?- Zapytałam i usiadłam obok niej próbując jakoś ogarnąć bicie swojego serca jak i myśli, które zaczęły toczyć zawziętą walkę w mojej głowie. 
- Widziałam w telewizji. Mówili o wypadku Louisa i widziałam zdjęcia jak wchodzisz do szpitala, a potem wychodzisz.- Wytłumaczyła mi.
- Tak to prawda. Znam ich.- Odpowiedziałam jej zgodnie z prawdą. 
- A Louis przeżyję, prawda? Bo wiesz ja bardzo ich lubię i chcę aby on dalej śpiewał. Ładnie śpiewa, prawda?- Jej oczy zajaśniały, a mnie przeszedł dreszcz.
- Oczywiście, że przeżyję Ivy. Obiecał mi kiedyś, że nigdy mnie nie opuści, a on zawsze dotrzymuję słowa.- Przytuliłam do siebie dziewczynkę i zacisnęłam mocno powieki chcąc zatrzymać łzy dla siebie.
**
Z niecierpliwością czekałam aż Alex do mnie zadzwoni co jak na razie się nie wydarzyło. Obiecał mi! Kogo ja chcę oszukać? Przecież doskonale wiedziałam, że wyjeżdżając z Londynu tracę wszystko. Ojca, przyjaciół, ukochanego... Nie mam nic i powinnam się z tym pogodzić. Powinnam to zaakceptować. W końcu sama sobie wybrałam takie życie, prawda?
Rzeczywistość jest przerażająca. Moje życie przed poznaniem chłopaków było monotonne. Praca, dom, przyjaciółka. Nie więcej. Potem przez jedną imprezę, przez jedno zlecenie moje życie wywróciło się do góry nogami.
Choć nie raz żałuję tego, że ich poznałam to wiem, że tak powinno być. Dzięki nim, dzięki niemu zasmakowałam prawdziwej miłości co mnie zmieniło na dobre. Nauczyłam się, że inni też mogą mieć problemy bardzo zbliżone do moich.
Dokładnie pamiętam wszystkie chwile, a nawet sekundy spędzone z Lou. Nigdy tego nie zapomnę. Chcę anie nie potrafię. Chciałabym wymazać te wspomnienia, przez które cierpię. Bez sensu skoro nie żałuję spotkania z nim, prawda? Ale tęsknota nie raz jest silniejsza. Teraz to wiem. W miłości nie ma czegoś takiego jak zwątpienie. Kochasz albo nie... A ja? Czy ja kocham? Całym sercem.
Pamiętam pierwszy pocałunek. Nie pamiętam ostatniego. Nie wiedziałam, że to ostatni więc nie starałam się go zapamiętywać...  

Louis.

Dlaczego ten dotyk na mojej dłoni sprawia mi ból? Dlaczego każdy wdech rozrywa mi klatkę piersiową? Dlaczego myśli kotłujące się w głowie wyżynają wielkie dziury? Nie chcę tego. Mam już dość. Chcę się obudzić. Chcę mówić, śmiać się. Chcę zobaczyć Harry'ego, chłopaków. Mamę, siostry, tatę. Nawet Eleanor. Chcę z nimi być. Wypuście mnie proszę! Dajcie mi do nich wrócić! Dlaczego nie mogę wyjść? Dlaczego jest tutaj ciemno? Nie lubię ciemności.... Brakuję mi  powietrza. Chcę oddychać. Nie mogę. Dlaczego? Boję się... Mamo! Gdzie jesteś? Potrzebuję cię... Musisz mi pomóc. ''Tylko nadzieja i prawdziwa miłość wyzwoli cię z pułapki jaką jest życie i kłamstwo'' Kocham! Mam nadzieję! Dlaczego nie mogę wyjść? Gdzie są drzwi? Co mam jeszcze zrobić? Mam dość. Chcecie abym się poddał? Jeszcze chwilę temu bym to zrobił, ale teraz? Teraz chcę walczyć. Czuję, że muszę. Czuję, że ktoś tego ode mnie oczekuję. A kto? Nie pamiętam ich... Dlaczego? Chcę aby wrócili. Rosie... Tak! To ona! Kocham ją! Najmocniej na świecie! Muszę do niej iść! Chciałem się oświadczyć! Wypuście mnie! Muszę to zrobić! Ona na mnie czeka... Ktoś tu jest? Proszę.... Kocham ją. Co mam jeszcze zrobić? Chcę do niej. Chcę ją przytulić, poczuć jej wargi na swoich. Usłyszeć jej uroczy śmiech, spojrzeć w jej piękne lśniące oczy.... Gdzie ona jest? Gdzie ja jestem? Kocham.... Powinienem wyjść... Przecież kocham..... Najmocniej na świecie..... Kocham.... Wypuście mnie! Kocham... Boję się. Słyszy mnie ktoś? Proszę... Mam dość. Przecież kocham....

Narrator.

On pragnący poczuć, że żyję....
Ona uciekając przed prawdą....
Chłopak na skraju życia i śmierci....
Dziewczyna bojąca się uczuć.... 
Bojąca się śmierci....
On chce wrócić....
Ona chce być....
On i Ona... Razem...

***

Miałem się przyznać.... Zrobiłem to? Bardzo śmieszne. Nie mogę. Dlaczego? Boję się. Teraz.... Teraz gdy wszystko ma się ułożyć ja znów muszę coś zepsuć. Dlaczego? Chciałbym cofnąć czas, chciałbym aby to wszystko okazało się jednym wielkim cholernym koszmarem, z którego zaraz wszyscy się wybudzą.
 Szczypię się po ręce... 
Nic. 
To rzeczywistość. 
Przerażająca. 
Szara.
Raniąca wszystkich.
----------------------------------------------------------------------------------
Hejooo! Eh co raz bliżej wakacji! Jaram się tym jak cholera! Dobra ogar. Rozdział jest krótszy ponieważ nie chciałam wszystkiego walić w pierwszym. Wiecie takie napięcie. :D Ogólnie nie jestem z niego w 100% zadowolona. Najbardziej podoba mi się ostatnia perspektywa Lou. Taka psychiczna :P Dziękuję za wszystkie komentarze pod rozdziałem jak i pod zwiastunem. Jesteście wspaniali! :* A jak tam w szkole? Ja muszę na poniedziałek nauczyć się 179 słówek z niemieckiego żeby mieć 5 na koniec. Umiem już 120 także ten.... A! Suchar Time
- Po co w Punto (samochód) podgrzewana tyna szyba? 
- Aby ręce nie marzły jak się będzie pchać! 
Na początku może to mieć kilka znaczeń i skojarzeń ale zastanówcie się na tym. :P
Do następnego! :*

środa, 5 czerwca 2013

Zwiastun części III


Z powodu wszechobecnej nudy postanowiłam zrobić zwiastun III części bloga. Może nie jest on profesjonalny i w ogóle jakiś fajny (ale rym) ale jest.
 W sobotę nowy rozdział!! :D
A teraz suchar, którego ostatnio zabrakło...
Przychodzi Pikachu do kardiologa:
- Jak tam serce?
- Pika! Pika!

niedziela, 2 czerwca 2013

Chapter Twenty- Four (Zakończenie części II)

~Muzyka~
Drzwi otworzyły się tworząc na przejściu ścieżkę ze światła wpadającego z korytarza.
- Rosie...- Odwróciłam się i zobaczyłam Harry'ego. Wyszłam z ławki i podeszłam do niego.- Louis....- Zaczął chłopak, a po jego policzkach popłynęły łzy. Nie, nie, proszę nie. 
***
Moje serce zamarło. Umysł eksplodował. Krew zaczęła szumieć w uszach. Strach sparaliżował całe moje ciało. Chciałam się ruszyć. Nie mogłam. Chciałam płakać. Nie mogłam. Chciałam krzyczeć. Nie potrafiłam. Obezwładnienie- tak można nazwać mój stan, w którym właśnie się znajduję. Nie chcę czuć takiej...Obojętności. Chcę znów poczuć, szczęście, radość czy chociażby ból. Bo przecież ból jest dobry, prawda? To dzięki niemu mamy inny światopogląd. To właśnie dzięki niemu możemy odróżniać co jest dla nas dobre, a co złe.
A więc czy ból spowodowany utratą kogoś jest dobry? Raczej nie.... Co ja gadam. Na pewno nie. Czy czuliście się kiedyś tak jakby ktoś zabrał wam jakąś część siebie? Ja właśnie mam takie wrażenie....
Nie podoba mi się to.
Jakaś mokra ciecz na mojej twarzy przywróciła mi jasność umysłu.
Co to takiego?
Łzy?
To ja je mam?
Nie chcę ich. Dlaczego one cały czas lecą? Niech przestaną! Nie chcę ich mieć! Nie chcę niczego, oprócz jego! Zostawcie mnie!
- Rosie dlaczego ryczysz?- Harry pociągnął nosem i otarł swoje policzki jakby wstydząc się tego, że płakał. Ja się wstydzę. On też? Ale dlaczego?
- Nie wiem, Harry. Nie chcę płakać nie nie potrafię przestać. Świadomość, że jego nie ma....- Urwałam i spojrzałam na ziemię zastanawiając się czy to aby nie jakiś sen. Koszmar, z którego za chwilę się wybudzę i będę się śmiać, z tego jak łatwo poddaję się emocją.
- Przecież Lou żyję, idiotko.- Mój wzrok od razu przeniósł się na twarz Harry'ego, która była wykrzywiona w uśmiechu. Chwila.... Jak to on żyję?
- To dlaczego ryczałeś gdy tutaj przyszedłeś?- Zapytałam czując się co raz bardziej zdezorientowana. Jakby ktoś zaczął mieszać w moich wspomnieniach, w moim życiu.
- Ze szczęścia.- Odpowiedział.
W głowie, zaczęłam analizować wszystko co mi się tutaj przytrafiło. Jego zimne ciało, zmasakrowana twarz, maszyny, pikanie, prosta kreska.... 258. 
Ominęłam Harry'ego i spokojnym, równym krokiem zaczęłam zmierzać w kierunku sal 258. Bałam się. Strach znów powrócił. Rósł na sile z sekundy, na sekundę. Przybierał na sile, miażdżąc mnie.
Nie wiem dlaczego ale widząc resztę zespołu przed tą samą salą co wcześniej ulżyło mi. Głupie, prawda? A może nie? Może to po prostu... Sama nie wiem co.
Alex wstał, gdy tylko mnie zobaczył Poczułam wstyd. Wstyd, za to jak go potraktowałam. Ale co innego miałam zrobić?
Musiałam...
Tak było lepiej...
- On żyję....- Wyszeptałam i usiadłam na jednym z krzesełek. Schowałam twarz w dłonie i zamknęłam oczy. Zagryzłam dolną wargę chcą w ten sposób powstrzymać łzy.
Płacz. To ci pomoże.
Na prawdę?
Oczywiście.

Możliwość ostatniego spojrzenia na jego twarz była jak haust powietrza osoby tonącej. 
Zbawienne.
 Wyglądał jakby spał. Taki spokojny, cichy. To tylko iluzja. Tak na prawdę już nigdy nie usłyszę jego śmiechu, głosu. Nie zobaczę jego niebieskich oczu. 
Straciłam go. Na zawsze. 
To boli.
 Bardzo. 
Jest jeszcze tyle rzeczy, o których powinien się dowiedzieć. Tyle kłótni, które powinniśmy odbyć. A teraz? Teraz to wszystko przepadło. 
Stałam w bezruchu ze wzrokiem utkwionym w jego twarz, która za chwilę zniknie z zasięgu mojego wzroku. Jacyś całkiem obcy mężczyźni zamknęli wieku trumny wbijając złote bolce w brzegi. Harry stojący obok całkiem się załamał i zalał łzami. A ja? Ja chyba też powinnam płakać, prawda? Z moich oczu nie wydostała się ani jedna łza co mogło wydawać się dziwne, ale dla mnie było to zbawienne. Nie chciałam aby ktoś zobaczył moje cierpienie. 
Tylko on miał prawo do oglądania moich łez. 
Położyłam jedną czerwoną różę na zamknięte wieko trumny nim została ona wpuszczona do głębokiego dołu wykopanego w ziemi. Uczucie, które ogarnęło moje ciało było niedopisania. Złość, smutek, żal, miłość, roztargnienie, nienawiść. Wszystko na raz. 
Stałam sama przed jego grobem nie przejmując się deszczem i zimnym wiatrem, który ochładzał moje ciało z sekundy na sekundę. Wszyscy zniknęli. Rozeszli się pogrążeni w smutku. A ja? Ja miałam jeszcze coś do załatwienia. Moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa przez co upadłam na kolana i dopiero wtedy z moich oczu potoczyły się łzy, które miały dać mi ukojenie. Tak jak wcześniej wspomniałam. 
Tylko on miał prawo oglądać moje łzy. 

Otworzyłam gwałtownie oczy. Mój oddech stał się urywany. Rozejrzałam się i odetchnęłam z ulgą uświadamiając sobie iż jestem w szpitalu, że to był tylko głupi sen.
- Gdzie on jest?! Co z nim?!- Z daleka usłyszałam ten jakże denerwujący głos. Westchnęłam doskonale zdając sobie sprawę, że teraz to dopiero będzie przedstawienie.
Eleanor podbiegła do nas i zaczęła się rozglądać. Jej wzrok spoczął na mnie jakby chciała zmusić mnie do odejścia stąd.
- Co ta małpa tu robi?- Zapytała i wskazała na mnie ręką, całkiem zapominając o tym, że jej chłopak leży na sali poprzypinany do jakiś cholernych maszyn, które podtrzymują mu życie.
- Eleanor jestem zmęczona odpuść sobie chociaż w tej sytuacji.- Odpowiedziałam jej. Zdawałam sobie sprawę, że nie mam siły na kłótnie z nią czy chociażby jakieś rozmowy.
- To wszystko twoja wina.- Powiedziała, a ja zamknęłam oczy mając już dość całej tej chorej sytuacji.
- To nie jest jej wina.- W moją obronę wstawił się Niall, który był wyraźnie zmęczony ale mimo wszystko nadal tutaj siedział, i czekał. Czekał razem z nami.
- Pewnie, a ty będziesz jej bronić.- Prychnęła zdenerwowana.- Gdyby posłuchała Caroline to nic by się nie wydarzyło.- Dodała, a ja momentalnie wstałam z miejsca.
- Skąd o tym wiesz?- Zapytałam zła.
- Czy to ważne? Po prostu wiem i już. I chyba nie powiesz mi, że.....
- Skąd kurwa o tym wiesz?!- Wrzasnęłam, a ona przestraszona zrobiła krok do tyłu.
- Rosie.... Uspokój się.- Alex chwycił mnie za ramię, a ja zrzuciłam jego rękę czując narastającą we mnie frustrację i złość.
- Jeżeli miałaś coś z tym wspólnego to przyrzekam ci, że cię zabiję rozumiesz? Jeżeli przyczyniłaś się do tego, że Louis walczy tam o życie pożałujesz tego.- Jeszcze nigdy w życiu, mój głos nie był przepełniony taką nienawiścią jak w tej chwili.
- Radzę ci posłuchać rady Flack bo nie sądzę aby reszta była wytrzymalsza.- Powiedziała Eleanor i z wielką gracją i dostojnością odeszła w stronę wyjścia. Chciałam pójść za nią i po prostu.... No po prostu jej zajebać.
- Rosie? O co chodziło? Co Caroline miałaby mieć w spólnego z wypadkiem?- Harry doskoczył do mnie i zaczął zasypywać pytaniami.
- O nic. Muszę coś załatwić. Wrócę za godzinę. Jak coś to dzwońcie.- Odpowiedziałam i ruszyłam w stronę wyjścia nie zastanawiając się nad swoją decyzją.
***
- Jesteś pewna, że tego chcesz?- Brunet siedzący obok mnie zadał mi to samo pytanie, trzeci raz z rzędu. Spojrzałam na szary budynek szpitala i westchnęłam cicho.
- Tak będzie najlepiej. Zaraz wrócę.- Powiedziałam i od razu wyszłam z samochodu kierując się do wejścia. Ignorowałam blaski fleszy, pytania rzucane w moją stronę. Marzyłam tylko o jednym i musiałam to zdobyć.
Zaciskałam pięści i szłam przed siebie. Minęłam swoich przyjaciół nie odpowiadając na żadne, zadane przez nich pytanie.
Nie mogłam tego zrobić...
Musiałam być dzielna....
Otworzyłam drzwi, i weszłam do środka lekko uśmiechając się do Harry'ego, który siedział przy przyjacielu i trzymał go za rękę. Bardzo zdziwił mnie fakt iż Harry, znów płakał.
Taki niewinny....
Taki zraniony....
Usiadłam po drugiej stronie łóżka Louisa i chwyciłam jego drugą rękę.
- Policjanci coś mi dali.- Odezwał się Harry. Wyciągnął z kieszeni swojej kluzy czerwone pudełko i podał mi je.- Powinien należeć do ciebie.- Dodał nie odrywając wzroku od spokojnej twarzy Louisa. Na chwilę puściłam rękę chłopaka i z szybko bijącym serce otwarłam pudełeczko. Zobaczywszy zawartość wciągnęłam głęboko powietrze i spojrzałam na Harry'ego.
- Skąd pewność, że był dla mnie?- Zapytałam i znów spojrzałam na srebrny pierścionek, z niebieską łezką na środku. Był taki śliczny, delikatny....
- Pewnie stąd, że są na nim wygrawerowane wasze inicjały.- Odpowiedział mi, a ja obróciłam pierścionek w palcach. Na dole po wewnętrznej stronie były wygrawerowane dwie małe literki. L+R.
- Zostawisz nas na chwilę samych?- Zapytałam nie odrywając wzroku od literek. Harry posłusznie opuścił salę, a ja spojrzałam na Tomlinsona przez łzy, które zbierały mi się w oczach.
Odgarnęłam z jego czoła jeden niesforny kosmyk włosów, uśmiechając się przy tym lekko.
- Masz się obudzić wiesz? Dużo dla ciebie poświęciłam, więc jeżeli się nie obudzisz to tego pożałujesz, a uwierz mi wszystkim dziś grożę.- Pociągnęłam nosem i odpięłam naszyjnik, który chowałam pod bluzką.- Cały czas go noszę. Pamiętasz? Dałeś mi go, robiący tym samym nadzieję, że będziemy razem na zawsze.- Delikatnie dotknęłam literki L przyczepionej do srebrnego łańcuszka.- Dlaczego to wszystko się tak skomplikowało? Gdzie zrobiliśmy błąd? Właściwie.... Czy to teraz ważne? I tak wszystko skończone. Mimo wszystko dziękuję Lou. Dziękuję, że nauczyłeś mnie co to prawdziwa miłość i poświęcenie. Dziękuję, że obdarowałeś mnie tak silnym uczuciem. Dziękuję za wszystko.- Włożyłam na palec srebrny pierścionek.- Pamiętaj, że zawsze będę cię kochać Lulu.- Włożyłam do jego dłoni łańcuszek, który jeszcze przed chwilą wisiał na mojej szyi.
Pocałowałam go w czoło i otarłam mokre policzki. Czułam się tak jak w moim śnie. Ostatni raz patrzyłam na jego warz. Ostatni raz dotykałam jego ręki. Ostatni raz mogłam poczuć jego zapach.
Wszystko się kończy...
A czy coś zaczyna?
Możliwe.
Może właśnie w tej chwili mam szansę na nowe życie. Ale czy aby lepsze? Mogę mieć taką nadzieję. Mówi, się, że nadzieja matką głupich. Chyba.... Chyba coś w tym jest.
Położyłam dłoń na zimnej klamce i nacisnęłam ją przez co drzwi ustąpiły mi z cichym zgrzytem. Nim odcięłam sobie dostęp do łóżka Louisa posłałam mu ostatni uśmiech, którego nie mógł zobaczyć. Ale czy to teraz ważne? Chyba nie. Sama właściwie już nie wiem.
Rozejrzałam się po korytarzu i podeszłam do Kate, która siedziała na krześle wpatrzona w dal. Gdy mnie zobaczyła podniosła się z miejsca, i czekała. Czekała na mój ruch.
- Porozmawiaj z Niall'em. Kate nie rób tego samego błędu co ja, bo uwierz mi mówię to z własnego doświadczenia, będziesz żałować.- Przytuliłam ją do siebie.
- Rosie zostaniesz tutaj prawda?- Zapytała cicho, a ja odsunęłam się od niej i z całych sił starałam się zatrzymać łzy cisnące się do moich oczu.
- Na zawsze kochanie.- Odpowiedziałam jej i pocałowałam w policzek. Czułam, że już długo nie dam rady więc ze spuszczoną głową zaczęłam kierować się w stronę wyjścia.
- Stój!- Krzyknął Alex, ale ja nadal brnęłam przed siebie.
Brak wyboru....
Brak jakiejkolwiek deski ratunku....
Poczułam silne szarpnięcie i zostałam odwrócona przodem do napastnika. Alex mocno mnie przytulił, a ja objęłam go rękoma za szyję wtulając się w jego ramię. Tyle tracę....
- Byłeś najlepszy co mnie w życiu spotkało.- Wyszeptałam i odsunęłam się od niego. Nie patrząc na jego twarz po prostu zaczęłam biec do drzwi chcąc mieć to już za sobą.
Wsiadłam do samochodu i odetchnęłam. Spojrzałam na Matta siedzącego obok, który patrzył na mnie z wielką troską w oczach.
- Jedźmy.- Powiedziałam i odwróciłam głowę w stronę szyby.- Już nic mnie tutaj nie trzyma.- Wyszeptałam i dotknęłam pierścionka na moim palcu.
Ze szpitala wybiegł Harry wraz z Kate, która zaczęła coś krzyczeć. Zamknęłam oczy i starałam się zapomnieć.
Czy to możliwe?
Nie da się zapomnieć o miłości....
***
Nie wierzę.... Słowa, które dziś padły na szpitalnym korytarzu zostaną w mojej głowie na zawsze. Poczucie winy, wyrzuty sumienia jeszcze bardziej sparaliżowały moje ciało. 
To ja...
To ja zrobiłem...
Koniec. Czas to zakończyć.
-------------------------------------------------
Zapowiedź części: III
Kiedy wreszcie nadchodzi ten dzień, w którym czujesz, że już zapomniałaś, zamknęłaś za sobą pewien rozdział życiu i brniesz do przodu....
Budujesz wszystko na nowo.
Starasz się.
Uśmiechasz.
 Zaczynasz wierzyć, że rzeczywiście jest już co raz lepiej.
 Ale wystarczy tylko ułamek sekundy, słowo, spojrzenie, byś zrozumiała, że przez cały ten czas tylko oszukiwałaś siebie.
-----------------------------------------------------------------------------------------------
No cześć! Przepraszam za rozdział taki trochę dziwny wyszedł.... Jakby go taka trochę psychiczna osoba pisała jak to ktoś powiedział. :D Oto zakończenie części, którą zaczęła pisać moja poprzedniczka. Dodałam od razu zapowiedź części III ponieważ nie wiem kiedy będę miała czas coś dodać. Wiecie wystawianie ocen, poprawki, czeka mnie jeszcze zabieg, potem biwak więc cały czerwiec zawalony ale będę się starała dodawać nowe rozdziały co tydzień tak jak teraz.
Chciałabym też was prosić o to abyście nie odpisywały na komentarze Kai ponieważ szkoda na to czasu, a ona i tak sobie z tego nic nie robi. Cóż nie walcz z idiotami, jest ich więcej. 
Oczywiście przepraszam za błędy.