Obserwatorzy

Czytasz te opowiadanie (chcę wiedzieć, ile was jest)?

czwartek, 27 czerwca 2013

Chapter Twenty- Eight

~Muzyka~
Wzięłam swoją czarną marynarkę, która była przewieszona przez krzesło i ubrałam na siebie. Podeszłam do lustra i wygładziłam lekko sukienkę. Poprawiłam torebkę na moim ramieniu i wyszłam z mieszkania. Wróciłam do swojego starego mieszkania, które zastałam w okropnym stanie. Wszystko było porozrzucane, i jestem pewna w stu procentach, że to była sprawka Caroline. Nie wiem czego szukała, przecież oprócz naczyń, mebli i innych dupereli nic nie zostawiłam po sobie.
Popchnęłam drzwi, wpuszczając do chłodnego korytarza jeszcze zimniejsze powietrze z dworu. Zadrżałam lekko i odważnie wyszłam z bloku, kierując się w stronę taksówki, która na mnie czekała. Wsiadłam do samochodu i podałam adres miejsca, do którego nie miałam ochoty jechać.
Spojrzałam przez szybę na szare niebo, które po chwili wypuściło z siebie małe, mokre kropelki. Ludzie zaczęli przyspieszać na chodnikach chcąc schować się przed deszczem. Nie rozumiałam ich.
Pogoda jakby opisywała mój humor, i zapewne nie tylko mój. Od mojego powrotu do Londynu minęły dwa dni, które właściwie spędziłam sama, zamknięta w czterech ścianach cały czas wpatrując się w dwie koperty.
- Proszę pani? Jesteśmy na miejscu.- Zamrugałam kilka razy i rozejrzałam się. Kierowca spoglądał na mnie z lekkim aczkolwiek smutnym uśmiechem na ustach. Wyciągnęłam pieniądze zapłaciłam mu i nie czekając na resztę opuściłam samochód. Lekki deszczyk, który padał chłodził moją skórę w prawie przyjemny sposób. Przede mną zaparkował jakiś samochód, a gdy drzwi się otworzyły reporterzy, którzy stali pod bramą cmentarza obskoczyli pojazd przekrzykując się i robiąc tysiące zdjęć.
Podeszłam do starszej kobiety, która stała na uboczu z kwiatami. Wpatrywała się w reporterów z grymasem na twarzy.
- Ci ludzie nie mają wstydu. Żeby nawet w takim miejscu nie dać człowiekowi chwili spokoju.- Powiedziała i pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Oni nigdy nie dadzą człowiekowi spokoju. Nie ważne w jakiej sytuacji by był.- Odpowiedziałam jej.- Poproszę jedną czerwoną różę.- Dodałam i wyciągnęłam z torebki pieniądze po czym wręczyłam jej z lekkim uśmiechem i odebrałam długi kwiat z czarną wstążką. Ruszyłam w stronę wejścia na cmentarz gdy z tłumu reporterów wyłonił się Harry podtrzymujący bladego Louisa. Nie wiem czy był blady z powodu jego stanu czy może dlatego, że idzie na pogrzeb swojej dziewczyny i dziecka.  Podeszłam do nich cicho i ze spuszczoną głową udałam się z nimi na te straszne miejsce. Przeszliśmy kawałek aby odejść od wścibskich ludzi, który chcąc po prostu popatrzeć na nieszczęście innych.
- Co ty tu robisz?- Zapytał Louis i odepchnął lekko od siebie przyjaciela dając mu tym samy do zrozumienia, że ma zostawić nas samych. Przed odejściem Harry posłał mi smutny uśmiech i odszedł w stronę chłopaków.
- Musiałam przyjść. Może i się nie lubiłyśmy ale... Musiałam.- Odpowiedziałam cicho stojąc przed nim całkiem onieśmielona z głową spuszczoną i wzrokiem utkwionym w kostce brukowej.
- Harry powiedział, że to ty ją znalazłaś.- Przecież to ja mu to powiedziała... Może nie pamięta? Mógł być w szoku. Albo po prostu nie chce tego pamiętać. 
- Tak to prawda. Louis... Sama nie wiem co mam ci powiedzieć. Mogę się założyć, że już kilka razy w ciągu tych dwóch dni usłyszałeś, że wszystko będzie dobrze.- Siliłam się na lekki ton co po chwili wydało mi się całkiem niestosowne.
- Spójrz na mnie.- Poleciał. Przełknęłam zdenerwowana ślinę i wykonałam jego 'prośbę'.- Dlaczego ją zabiłaś?- Zapytał, a moje serce stanęło.
- Co ja zrobiłam?- Zapytałam nie do końca pewna tego co przed chwilą od niego usłyszałam. Jego twarz, oczy... Wyglądał jak Louis ale nie był nim. Jego zawsze wesołe oczy pałały nienawiścią. twarz, która była przyozdobiona uśmiechem teraz, wyrażała złość i wściekłość.
- Nie udawaj głupszej niż jesteś. Wiem, że to ty zrobiłaś. Tylko ty miałaś powód aby to zrobić, tylko ty jej nienawidziłaś. Tylko ty byłaś zdolna do zrobienia czegoś takiego!- Ostatnie zdanie wykrzyczał zwracając tym samym uwagę kilku osób. Chciałam coś powiedzieć ale nie wiedziałam co. On myślał, że to ja zabiłam Eleanor. Miał mnie za potwora. Co miałam w tej sytuacji zrobić? Co miałam mu powiedzieć? Że to ONA próbowała go zabić? Że to ONA wraz z Caroline zastraszały mnie jego i Kate śmiercią? Nie mogłam tego zrobić. A po za tym pewnie i tak by mi nie uwierzył. Nie miałam żadnych dowodów. Nie miałam niczego.
- Co ty tutaj robisz?- Odwróciłam się i zobaczyłam wściekłego Alex'a wpatrującego się we mnie. Chciałam się do niego przytulić tak jak zawsze ale on wydawał się inny. Wydawał się być zły na mnie.
- A co mogę tutaj robić?- Odpyskowałam chcąc zobaczyć jego reakcję. Ominął mnie, podszedł do Lou i pomógł mu się wyprostować.
- Nie sądziłem, że jesteś.... Co ona ci takiego złego zrobiła, że ją zabiłaś?- Nie czekał na moją odpowiedź. Po prostu wraz z Louisem odeszli powoli do przodu zostawiając mnie całkiem samą.
Czy oni wszyscy myślą, że to ja ją zabiłam? Czy oni wszyscy mnie teraz nienawidzą? Za co? Przecież to nie ja zrobiłam. Ja ją tylko znalazłam. To nie moja wina.
Zamknęłam oczy policzyłam do dziesięciu i ruszyłam w stronę tłumu ludzi stojących przed dołem w ziemi. Stanęłam bardziej z tyłu nie chcąc za bardzo pokazywać się na oczy chłopakom. Leżała tam. W białej trumnie, ubrana na czaro z lśniącymi włosami i tym samym uśmieszkiem na ustach z jakim ją zastałam u niej w domu. Nadal wyglądała jakby tylko spała. Na policzkach miała lekki rumieniec, który wyróżniał się na tle jej porcelanowej cery. Wyglądała pięknie.
Łzy za szczypały mnie w oczy gdy ksiądz stojący obok trumny powiedział, że najbliżsi mają pożegnać się ze zmarłą. Zmarłą... To takie obce słowo i wcale nie pasujące do Eleanor. Pierwszy do trumny podszedł Louis ledwo trzymając się na nogach. Zrobiło mi się go żal. Nie tylko dlatego, że on stracił kogoś ważnego dla siebie ale też dlatego, że ona nie zna prawdy. Jasne mogłabym mu ją powiedzieć ale nie sądzę aby to coś zmieniło, a po za tym i tak mi nie uwierzy.
 Gdy wrócił na swoje miejsce spuścił na dół głowę i pokręcił nią, gdy Harry chciał do niego podejść. Moje nogi jakby same ruszyły w jego stronę. Stanęłam trochę za nim ignorując wściekłe spojrzenie Alex'a. Lekko ujęłam dłoń Lou, a on raptownie odwrócił głowę w moją stronę. W jego oczach lśniły łzy, które po chwili spłynęły malując na jego bladych policzkach mokre ścieżki. Widok jego płaczącego łamał moje serce. Westchnęłam cicho i mocniej uścisnęłam jego dłoń. Odpowiedział na uścisk wpatrując się w płaczącą matkę Eleanor, która trzymała w swojej trzęsącej się dłoni, bladą dłoń córki. Widok... Okropny. Jakiś mężczyzna- zapewne mąż kobiety- podszedł do niej i objął ją ramieniem po czym odciągnął od trumny. Przełknęłam ślinę i spuściłam głowę nie chcąc oglądać jak inni żegnają się z Eleanor.
- Rosie? Wszystko dobrze?- Zapytał Lou, a ja tylko pokiwałam głową i pozwoliłam łzą spłynąć po moich policzkach. Ramiona chłopaka otuliły moje ciało tworząc bezpieczną przystań, w której mogłam dać ponieść się emocją. Nie znałam Eleanor za dobrze, ale ona była młoda, miała całe życie przed sobą, które ktoś jej odebrał. Gdzie tutaj jest sprawiedliwość? Zostawiła Louisa, swoich rodziców, przyjaciół, a co najgorsze zabrała ze sobą niewinną istotkę.
- Louis ja jej nie zabiłam.- Wyszeptałam wtulona w jego słabe aczkolwiek bezpieczne ciało. Musiałam zrobić wszystko aby mi uwierzył.
Chłopak złożył czuły pocałunek na mojej głowie i jeszcze mocniej przyciągnął mnie do siebie. Nie odpowiedział mi. Nie wierzy mi. Myśli, że to ja ją zabiłam. Nagle, jakby znikąd poczułam złość co do niego. Byłam zła, że mi nie wierzy. Odsunęłam się od niego, otarłam policzki i położyłam swoją różę na stertę innych kwiatów ułożonych wokół trumny. Nie patrząc na Louisa odeszłam od ludzi, i gdy już miałam wychodzić przypomniałam sobie o zgrai hien czekających przy bramie. Nie mogłam teraz wyjść.
Oparłam się plecami o jedno z dużych drzew rosnących wzdłuż chodnika, a dłonie oparłam na kolanach. Zaczęłam głęboko oddychać chcąc się choć trochę uspokoić. Nie mogłam zebrać myśli. Chciałabym wrócić do tego momentu w moim życiu gdzie to wszystko się tak pogmatwało. Chciałabym wszystko naprawić.
- Ładne przedstawienie.- Wyprostowałam się i westchnęłam widząc przed sobą kobietę, którą chciałam unikać.
Caroline uśmiechnęła się wrednie i założyła ręce na piersi wyraźnie dumna z siebie.
- Na prawdę? Nawet tutaj nie możesz sobie odpuścić?- Zapytałam zła. Wiedziałam, że Flack jest osobą bez wstydu i jest zdolna prawie do wszystkiego, ale nie sądziłam, że nawet w takim miejscu może wszczynać kłótnie.
- Powiedz mi Rosie jak taka inteligentna dziewczyna jak ty może robić takie głupi błędy? Chyba wyraźnie dałam ci do zrozumienia, że cię tu nie chcę, prawda?- Podeszła do mnie kawałek.
- Jesteś chora psychicznie. Nie wiem co mój ojciec w tobie widzi ale mam nadzieję, że wreszcie przejrzy na oczy i cię wykopie ze swojego życia.
- Och! To ty jeszcze nie wiesz?- Zapytała i wystawiła w moją stronę swoją dłoń. Na jednym z palców widniał złoty pierścionek, który wyglądał majestatycznie i pięknie.
- To są chyba jakieś jaja.- Powiedziałam i nadal wpatrywałam się w pierścionek w otwartymi ustami nie chcąc do końca uwierzyć w to co widzę.
- Trochę kultury młoda damo.- Tata objął ramieniem Caroline, a ta uśmiechnęła się do niego sztucznie. Zamknęłam oczy i zacisnęłam zęby aby powstrzymać się od zgryźliwego komentarza.
- Ciebie też miło widzieć tato.- Powiedziałam i skierowałam się w stronę wyjścia z cmentarza. Teraz to nawet nie obchodziły mnie osoby, które zaraz mnie zaatakują masą pytań.
***
- Otwarte!- Krzyknęłam z salonu i ściszyłam telewizor nasłuchując czy ktoś wchodzi do środka czy nie. Po chwili usłyszałam szepty, a moim oczom ukazały się trzy dziewczyny uśmiechające się do mnie szczerze. Wstałam z kanapy i przytuliłam je uśmiechając się.
- Fajnie, że tak często nas dowiedziałaś.- Powiedziała Danielle i wręczyła mi butelkę wina. Uśmiechnęłam się przepraszająco.
- Wiem, przepraszam. Po prostu trochę się działo i nie miałam głowy do jakiś odwiedzin.- Powiedziałam i wzięłam ich kurtki.- Zrobić wam coś do picia? Pewnie zmarzłyście.- Dodałam i skierowałam się do kuchni.
- Herbatę.- Powiedziały razem i zaczęły się śmiać, choć Kate wyglądała na przygnębioną. Dziewczyny usiadły przy wyspie kuchennej, a ja zaczęłam przygotowywać gorący napój.
- Kate co się dzieje? Wyglądasz na jakąś przygnębioną.- Zwróciłam się do przyjaciółki, a ta cicho westchnęła i wlepiła swój wzrok w wzroki na blacie.
- Niall. To się dzieje. Niby wszystko było dobrze, potem kazał mi wybierać czy chcę z nim być czy nie. Myślałam, a raczej byłam przekonana, że lepiej będzie dla niego jeżeli będziemy tylko przyjaciółmi. Pokłóciliśmy się o to, przez co wróciłam do domu. Potem w szpitalu powiedział mi, że mnie kocha no to ja też mu powiedziałam, że go kocham. Spałam u nich żeby po nocy się przez miasto do domu nie tłuc, rano on połamał miotłę na Harrym, chodził wściekły, a teraz cały czas mnie ignoruję. No normalnie zachowuję się jakby mnie nie było, albo jakby mnie nie znał.- Powiedziała i na koniec zaczerpnęła powietrza widocznie zmęczona swoją przemową.
- Czekaj, czekaj. A czy on już wcześniej nie żądał abyś się zdecydowała co z wami dalej?- Zapytała Perrie.
- No niby tak, ale jakoś cały czas odwlekałam ten czas na odpowiedź ale wreszcie się wkurzył i kicha. Wszystko poszło się jebać, że tak powiem. Ale dobra co mu tu gadamy o mnie i farbowanym pojebańcu? Rosie! Co z tobą i Lou?- Spuściłam głowę na dół i zagryzłam dolną wargę.
- A co ma być? Jesteśmy na poziomie nienawidzenia i pieprzenia się w schowku na miotły. Ale coś mi się wydaję, że to drugie to raczej się już nie zdarzy.- Powiedziałam i zalałam cztery kubki gorącą wodą tworząc białe obłoczki dymu.
- Widziałam was dzisiaj na pogrzebie Eleanor i nie wyglądaliście jakbyście się nienawidzili.- Powiedziała Danielle, a Kate i Perrie pokiwały głową przyznając dziewczynie rację.
- Po prostu... Gdy zobaczyłam, że on  płacze, jak cierpi to... Musiałam coś zrobić. Nie mogłam tam tak po prostu stać i patrzeć.- Wytłumaczyłam im i wzruszyłam ramionami jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
- Kochasz go.- Stwierdziła Kate i uśmiechnęła się w moją stronę.
- No i co z tego? Do Happy Endu potrzeba dwóch osób, a jak na razie to on daje mi jasno do zrozumienia, że nie chce mnie znać, a ja to uszanuję.- Uśmiechnęłam się lekko, ale mogłam się założyć, że zamiast uśmiechu wyszedł mi jakiś grymas. Teraz to już wszystko jedno.

Louis.

Stałem sam na pustym, ciemnym cmentarzu wcale nie czując strachu czy obawy, że coś mi się stanie. W tej chwili powinienem leżeć w łóżku podłączony do kroplówki ale to nie miało sensu. Czułem w sobie pewnego rodzaju pustkę...
 Pustkę, której już nikt nie zapełni ponieważ to nie możliwe. Może i ostatnio nie byłem blisko z Eleanor, mieliśmy kilka wzlotów i upadków ale to jednak była moja dziewczyna, która kochałem.... Kochałeś?! Chociaż... Może nie. Już sam nie wiem. Boli mnie myśl, że już nigdy jej nie zobaczę, nie usłyszę jej śmiechu, nie ujrzę brązowych oczu. 
Czuję się winny, choć wiem, że nie zrobiłem nic złego. To ona.... To ona ją zabiła. Jak mogła mi to zrobić?! Wierzyłem jej, ufałem. To był mój błąd. Teraz zostałem sam. Nie mam już nikogo i sam się o to prosiłem. Czas z tym skończyć. Czas skończyć z Rosie raz na zawsze. 

Narrator.

Ona- myślami błądząc przy jego osobie.
On- nie mogący pojąć dlaczego.
Samotni.
Słowa ranią, jak i naprawiają wiele spraw.
Serce przypomina nam o uczuciach.
Rozum błaga nas o spokój.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dobra dodaję dzisiaj ponieważ już napisałam i potem zapewne nie będę miała czasu soooo. jak tam emocje przed końcem roku? Ja już zapomniałam jak moja szkoła wygląda :D Byłam dzisiaj na zdejmowaniu szwów i mówię wam jaka ulga i mam teraz taką dziarę i jestem koksem :P 
Mam nadzieję, że was nie zawiodłam z rozdziałem mi ogólnie się podoba. Zauważyłam, że odchodzą obserwatorzy co zaczyna mnie martwić. A no i jeszcze jedna sprawa. Dostałam wiadomość od jakiejś dziewczyny, która napisała mi, że to iż nie lubię Eleanor nie oznacza, że muszę ją zabijać w opowiadaniu czy robić z niej czarnego charakteru. Otóż to nie ja ją taką stworzyłam tylko Samara, a ja kontynuuje to co ona zaczęła. No to tyle. A teraz: SUCHAR TIME:
 Co mówi prostytutka gdy wejdzie do baru?.....Stawiam wszystkim! Badum- Tsss. 

4 komentarze:

  1. Zajebisty rozdział !!!!!!!!!!!!!!!!!
    Kocham cię :*
    Pisz dalej xd
    Czekam na nowy rozdział z niecierpliwością <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Czemu ona nie da mu tego listu?
    Przecież El wszystko tam wyjaśniła...
    Rozdział świetny ;)
    Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział , jak zawsze ;))

    http://closertotheedge1.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń