Obserwatorzy

Czytasz te opowiadanie (chcę wiedzieć, ile was jest)?

sobota, 10 sierpnia 2013

Epilog!!

Proszę przeczytaj notkę pod rozdziałem. Dziękuję :*
--------------

Tydzień później.

Louis/ Doncaster.
~Muzyka~
Wpatrywałem się niepewny w moje dwie młodsze siostrzyczki, które starały się nakłonić mnie do czegoś czego bardzo się obawiałem. Daisy chwyciła mnie za rękę i zrobiła tak zwane maślane oczka. Phoebe poszła w jej ślady, a ja nie wiedziałem co mam zrobić. Przeniosłem wzrok na siedzącą obojętnie Rosie wpatrującą się w drzewa za oknem. Westchnąłem cicho i pokiwałem głową.
- Dobra.- Dziewczynki zaczęła skakać z radości.- Ale jest jeden warunek. Macie na mnie poczekać, i idę za wami.- Obydwie pokiwały głowami i podleciały ucieszone do Rosie. 
Przetarłem czoło i przechwyciłem krótkie, współczujące spojrzenie Lottie. Wczoraj przyjechałem z Rosie do mojego rodzinnego domu mając nadzieję, że tutaj coś się zmieni. 
Pokręciłem głową i udałem się do kuchni. Usiadłem na krześle i schowałem twarz w dłonie. Byłem zmęczony ale nie mogłem się poddać. 
Gdy oddech Rosie stał się urywany wstałem i zniosłem ją z tego przeklętego dachu. Lekarze od razu zaczęli reanimację i gdy już straciłem nadzieję, ona zaczęła oddychać. Byłem szczęśliwy, myślałem, że teraz już będzie dobrze ale ona tylko powiedziała, że mnie nienawidzi za to co zrobiłem i od tego czasu nie wypowiedziała do mnie ani jednego słowa. Do chłopaków czy Kate zresztą też. Najbardziej boli mnie jednak fakt, że po tych wszystkich słowach wypowiedzianych na tym dachu ona się ode mnie odizolowała tylko i wyłącznie dlatego, że ją uratowałem. Fakt- zachowałem się jak egoista ale miałem pozwolić jej umrzeć? Miałem pozwolić jej odejść? 
- Louis?- Podskoczyłem na cichy głos za moimi plecami. Odwróciłem się i zobaczyłem kobietę, która zawsze mi pomoże i jest przy mnie kiedy ją potrzebuję.
- Tak mamo?- Zapytałem i wysiliłem się na lekki uśmiech. Mama westchnęła i usiadła przede mną biorącą moją dłoń w swoją.
- Sztuczne uśmieszki zostaw dla dziewczynek.- Spuściłem głowę słysząc jej słowa. Dlaczego ona zawsze wszystko wie? Bo to twoja matka debilu.
- Aż tak bardzo widać?- Zapytałem i zagryzłem wargę. Czułem się podle chociaż nie powinienem. Dużo rzeczy nie powinieneś. 
- Pytasz czy tak bardzo widać, że ją mocno kochasz, czy pytasz czy aż tak bardzo widać, że zrobiłeś coś czego ona nie może ci wybaczyć.- Spojrzałem w jej mądre oczy i zachciałem znów poczuć się jak mały chłopczyk, którego przytuli mama i powie, że wszystko będzie dobrze.
- Mamo ja już nie mam siły.- Westchnąłem i pokręciłem głową. Łzy za szczypały mnie w oczy więc mocno zacisnąłem powieki nie chcąc płakać przy mamie. 
- Ależ oczywiście, że masz skarbie. Musisz po prostu je w sobie znaleźć. Musisz objąć za cel jedną najważniejszą dla ciebie rzecz i do niej dążyć. - Otwarłem oczy i nie mogłem powstrzymać słonych kropelek.
- Ona mnie nienawidzi, a ja nie wiem jak mam to naprawić. Żebym sobie chociaż zasłużył na takie traktowanie, a przecież nie zrobiłem niczego złego.- Ktoś obserwujący tą scenę z boku mógłby sobie pomyśleć, że jestem frajerem, który nie potrafi sobie poradzić w samodzielnym życiu i po prostu skarży się mamusi. Szczerze to chciałabym aby tak było.
- Rozumiem, że nie chcesz mi powiedzieć co przeskrobałeś i ja to szanuję Louis. Tobie może się wydawać, że nie zrobiłeś niczego złego ale ona może to odbierać inaczej.- Mama uśmiechnęła się do mnie lekko.
- Tęsknie za nią. Mogłaby znów mnie wyzywać, wmawiać, że moja uczucia to fikcja. Byleby się do mnie odezwała, byleby spojrzała na mnie bez tego zawodu wymalowanego na twarzy.
- Louis to potrwa. Ona nie wybaczy ci tak z dnia na dzień musisz być cierpliwy. Musisz czekać ale przede wszystkim walczyć.- Pokiwałem głową rozumiejąc słowa mamy.
Tylko, że powiedzieć szło łatwo gorzej było z ogólnym wykonaniem. Jak ja mam czekać na kogoś na kogo czekałem już tyle czasu? Jak ja mam być niby cierpliwy? Przecież to jest wprost niewykonalne.
- Mamo ty jesteś kobietą, prawda?- Poczułem napływ nadziei.
- No brawo synku spostrzegawczy jesteś.- Mama zaśmiała się i poklepała mnie po policzku. Przewróciłem oczami i oblizałem suche usta.
- A nie mogłabyś z nią porozmawiać? Jak kobieta z kobietą? Może powiesz jej kilka dobrych słówek na mój temat czy coś.- Uśmiechnąłem się do niej najsłodziej jak potrafiłem.
- Tym razem skarbie musisz poradzić sobie sam. A teraz idź już bo dziewczynki salon rozniosą jak nie pójdą na plac zabaw.- Westchnąłem i wstałem z krzesła.
- Dziękuję mamo.- Przytuliłem ją i pocałowałem w policzek. Nie ma to jak u mamusi. 

Rosie.

Huśtałam się na huśtawce z małą Phoebe na kolanach. Dziewczynka śmiała się w niebo głosy, a ja czułam małe rozprzestrzeniające się ciepełko w sercu. Mogłam trzymać tak swoje dziecko. Mogłam mieć własną rodzinę, ale lęk i jakaś dziwna siła chęci pozostania samą zwyciężyła. To bez sensu bo przecież zawsze marzyłam o dziecku i na prawdę się ucieszyłam gdy usłyszałam od lekarza, że jestem w ciąży ale potem po dniach radości i uniesienia przyszedł lęk i przerażenie. Bałam się, że nie dam sobie sama rady, że Hugo mnie zostawi, że zostanę po prostu sama i ja jak i moje dziecko będziemy cierpieć, a tego bym nie zniosła. 
- Daisy chodź.- Mała Phoebe zeskoczyła z moich kolan i pociągnęła swoją siostrzyczkę w stronę Louisa, który szedł z lodami w ręce. 
Zostałam sama i właściwie mi to odpowiadało. Samotność mimo wszystko nie jest taka zła. Jeżeli oczywiście nie masz kim się przejmować, nie masz nikogo kogo musiałabyś pilnować. 
Gdy nie masz żadnych takich obowiązków to właściwie dobrze jest być samym. Masz spokój, wolne myśli. Możesz zbudować swoją własną fortecę, do której nikt się nie dostanie. To na prawdę nie jest złe. Ludzie się tego boją bo nie wiedzą co ich czeka ale tak na prawdę wszystko jest takie same. Tylko ty się zmieniasz. Tylko ty widzisz w ludziach swoich wrogów, tylko ty zaczynasz się bać zaufać ludziom.
- Teraz chociaż na chwilę mamy spokój.- Podniosłam raptownie głowę napotykając spojrzenie Louisa. Brunet siedział na huśtawce obok mnie i uśmiechał się lekko.
Nie odpowiedziałam mu tak samo jak na inne pytania, czy wypowiedzi skierowane do mnie. Jestem na niego zła. Nie poprawka jestem na niego wściekła. Chciałam zniknąć. Chciałam przestać się bać i czuć ból ale on oczywiście nie mógł tego zrozumieć. Nie mógł uszanować mojej decyzji. Chociaż ten jeden jebany raz mógł uszanować moją decyzję. Czy ja proszę o tak wiele? Czy wymagam czegoś niemożliwego?
- Odezwiesz się wrzeszczcie do mnie?- Nadal wpatrywałam się przed siebie całkiem go ignorując.- Ugh wiesz co? Zachowujesz się jak dziecko. Jak jakiś pierdolnięty bachor.  Uratowałem ci życie, a ty tego do cholery nie możesz uszanować. Wiesz jak ja się bałem? Gdy widziałem twoje ciało, pozbawione życia? Bałem się, że nie zdążę, że jednak wyjdzie na twoje.
- No i było trzeba nie zdążyć. Trzeba było zostawić mnie na tym zasranym dachu i sobie pójść.- Wstałam zdenerwowana z huśtawki i zaczęłam iść przed siebie.
- Rosie gdzie idziesz?!- Krzyk Louisa na pewno zwrócił uwagę dziewczynek siedzących na ławce jak i innych ludzi przebywających na placu zabaw.
- Jak najdalej od ciebie!- Odkrzyknęłam i wyszłam zza furtkę cieplej otulając się bluzą. Był październik a czułam się jak w grudniu. Nie lubiłam jesieni. Zdecydowanie wolałam zimę.
Jesienią wszystko było takie smutne, przygnębiające. Drzewa traciły liście i całe swoje piękno, a niebo było szare. Chociaż właściwie tutaj niebo cały czas było szare, tylko niekiedy była piękna pogoda. Mimo wszystko w czerwcu czy lipcu czuło się tą nadzwyczajną atmosferę. Wszyscy byli szczęśliwi, uśmiechali się, chętnie wychodzili z domów. Było inaczej niż tego przeklętego października.
Usiadłam na jakiejś ławce w całkiem niewiadomym dla mnie miejscu. Byłam przy jakimś zakręcie, otoczona drzewami, które pewnie w czasie lata miały dawać ludziom cień.
- Jesteś aniołem.- Obok mnie usiadł jakiś mały chłopczyk, który naciągnął bardziej swoją czapkę, która co chwilę zsuwała mu się do tyłu.
- Co?- Zapytałam nie rozumiejąc jego słów.
- Moja mama mówiła mi, że ci którzy mają skaleczone nadgarstki są aniołami.- Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na moją rękę, gdzie rękaw bluzy podwinął się do góry ukazując dwie kreski, które zrobiłam nie dawno. Pierwszy raz zrobiłam coś takiego ale one były mi potrzebne. Dla innych ludzi robienie tatuażu to sposób na zatrzymanie wspomnień, każdy znaczy dla nich coś wyjątkowego. Ja tak mam z tymi dwoma cholernymi kreskami. To moje wspomnienie.
- Nie jestem aniołem.- Sprzeciwiłam się i zakryłam te swoje 'wspomnienia'.
- Ależ jesteś. Mama mówiła, że tylko anioły się okaleczają, bo nie lubią życia na ziemi. Ten świat ich niszczy więc znów próbują wrócić do nieba. Są zbyt wrażliwi na ból innych jak i ten swój.
- Wiesz twoja mama jest bardzo mądra.- Powiedziałam i zawiązałam sznurki od spadającej czapki. Na twarzy chłopczyka pojawił się wdzięczny uśmiech.
- Dziękuję. Też jest aniołem ale wróciła już do domu. Kolin! Tutaj jestem!- Patrzyłam za oddalającym się  chłopczykiem, który biegł w stronę bodajże swojego brata. Dlaczego ci najmłodsi muszą być najmądrzejsi. 
***
Otworzyłam drzwi od pokoju Louisa i rozejrzałam się po pomieszczeniu mając nadzieję iż go tam znajdę. Wszystko wyglądało tak jakby go tutaj nie było od samego rana.
- Pani Tomlinson?!- Krzyknęłam i zbiegłam na dół. Z salonu wyszła pani Johannach. Spojrzała na mnie zdziwiona, a ja weszłam do salonu rozglądając się dokładnie.
- Co się stało skarbie? Właśnie jestem w trakcie dawania kary dziewczynką za jedzenie lodów w taką pogodę.- Jej ton głosu był spokojny tak jakby codziennie musiała karać za coś swoje dzieci.
- Wie pani gdzie jest Louis? Muszę z nim szybko porozmawiać.- Spojrzałam na nią z nadzieją, że poda mi odpowiednią odpowiedź.
- Poszedł na boisko pograć z kolegami w piłkę.- Odpowiedziała mi spokojnie.
- Gdzie to jest?- Następne pytanie wydobyło się w moich ust.
- Zaprowadzę cię.- Lottie stanęła obok mnie i pociągnęła  za rękę.
***
~Muzyka~
Już z daleka słyszałam wesołe krzyki dziewczyn jak i chłopaków. Gdy Lottie powiedziała mi, że jest tam raptem kilka osób byłam spokojniejsza ale gdy teraz ujrzałam ludzi będących na prowizorycznym boisku jak i ludzi siedzących na starych, drewnianych ławkach  miałam ochotę wrócić do domu i poczekać aż Louis wróci.
- Dasz radę. I pamiętaj, że ona cię kocha.- Lottie widząc moje wahanie popchnęła mnie na boisko. Kilka osób siedzących na ławkach, z których właściwie składały się same dziewczyny spojrzały na mnie groźnie. Teraz już nie ma odwrotu. Podniosłam wysoko głowę i zaczęłam kroczyć po boisku w stronę odwróconego do mnie tyłem Louisa.
- Ej co ty robisz?! Zejdź stąd!- Jakiś chłopak zaczął machać w moją stronę rękoma i wydzierać się ale ja całkiem go zignorowałam i dalej szłam uparcie przed siebie.
- Zabierzcie ktoś stąd tą laskę, no!- Jakiś inny chłopak zaczął się drzeć, a wtedy Louis odwrócił się i napotkał moje spojrzenie.
Zdziwienie wymalowało się na jego twarzy, a ja z coraz szybciej bijącym serce szłam uparcie przed siebie.
- Rosie? Co ty tutaj...- Nie dokończył przez moje wargi dociśnięte do jego ust. Wokół nas kilka osób zaczęło szeptać, ale właściwie to wszystko znikało.
Liczyłam się tylko ja i Louis. Tylko to co było w tej chwili. Tylko jego słodkie wargi całujące mnie zachłannie, z miłością i troską.
Zimne, mokre coś uderzyło w moją dłoń położoną na ramieniu Lou. Potem następne małe kropelki zaczęły uderzać w nasze ciała.
Odsunęłam się kawałek od Lou i spojrzałam w niebo.
- Czy to znaczy, że mi wybaczyłaś i będziemy razem?- Dłoń Lou znalazła się na moim policzku. Spojrzałam w jego niebieskie oczy i miałam ochotę w nich zatonąć.
- Chyba tak.- Odpowiedziałam i poczułam delikatny nacisk jego warg na moje usta.
- Ej! Skończcie się migdalić i chodźcie do domu!- Krzyk Lottie sprowadził nas na ziemię. Spojrzałam rozbawiona na Lou, a on tylko wzruszył ramionami i chwycił mnie za rękę.
- Skończymy w domu.- Powiedział i ruszyliśmy w stronę wyjścia z tego całego boiska. Mijaliśmy kilka dziewczyn, które zabijały mnie wzrokiem ale jakoś nie specjalnie się tym przejęłam.
- Żebyś się nie zdziwił.- Odpowiedziałam mu i uśmiechnęłam się lekko gdy zauważyłam na jego twarzy uśmieszek, który wyrażał jego wszystkie brudne myśli.
- Wiesz ja tam się już niczym nie zdziwię, a ty?- Szturchnął mnie lekko biodrem i zaśmiał się zakładając mi za ucho kosmyk, mokrych włosów.
- Przeginasz Tomlinson.- Powiedziałam poważnie, a po chwili razem zaczęliśmy się śmiać.
Teraz mam już wszystko. Teraz zaczynam coś nowego i pięknego. Teraz dopiero zaczyna się nasza historia. To co było za nami to jedynie długi prolog do tego co dopiero ma się wydarzyć.
 I niby wszystko co piękne szybko się kończy, ale w naszym przypadku będzie inaczej. Wieczność nas oczekuję, a my dumnie kroczymy w jej kierunku.
The End.
--------------------------------------------------------------------------------------------
A więc to już. Tak o to kończy się historia Rosie i Lou. Mam nadzieję, że was nie zawiodłam, że nie doprowadziłam do zawału przez te wszystkie zgonu i w ogóle. Dziś będzie krótko. 
DZIĘKUJĘ wszystkim za komentarze, których uzbierało się aż 585, DZIĘKUJĘ Samarze za założenie tego bloga i za powierzenie GO w moje niedoświadczone ręce. DZIĘKUJĘ za 59, 605 wejść. DZIĘKUJĘ za 95 obserwatorów. DZIĘKUJĘ za wszystko jesteście NIESAMOWICI.  Jeżeli ktoś chce mieć jeszcze styczność z moimi wypocinami zapraszam: BLOG
A teraz ŻEGNAJCIE! Nigdy nie zapomnę o tym blogu i o was. 
P.S. KAŻDY KTO PRZECZYTA NIECH ZOSTAWI PO SOBIE PAMIĄTKĘ W KOMENTARZU. NAWET KROPKĘ, CHCĘ TYLKO WIEDZIEĆ ILU WAS TO CZYTAŁ. 
DZIĘKUJĘ, KOCHAM WAS! :* ♥♥♥♥
Popłakałam się :(

19 komentarzy:

  1. To był najlepszy blog jaki kiedykolwiek czytałam, szkoda że to koniec :(.
    Masz dziewczyno talent i na pewno bd czytała twój kolejny. Normalnie kocham cię za ten blog który umilił mi trochę życia :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteś dziewczyną o niesamowitej empatii, ogromnej wyobraźni i wieeelkim sercu. Podjełaś się kontynuacji bardzo trudnej historii. I dałaś sobie wspaniale rade. Stworzyłaś coś niemożliwego. Z przyjemnością będę czytać Twoje następne opowiadania:)
    Rozpoznasz mnie po inicjale:):)

    --M.

    OdpowiedzUsuń
  3. obiecalam sobie ze nie bede plakac ale jednak nie dalam rady. Rycze i nie moge przestac. jestes niesamowita naprawde szkoda ze to juz koniec. Na poczatku nie bylo ci latwo a osoby ktore pisaly ze jestes do dupy olewalas i nie poddalas sie stworzylas cos niemozliwego i to jest piekne. bede czytac z przyjemnoscia twoje kolejne opowiadanie. Masz talent i nie marnuj go (moze kiedys napiszesz ksiazke :D napewno kilka osob by ja kupilo :*) kocham ten blog Marta :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten Epilog byl piekny. Jeden z najpiekniejszych jakie czytalam.
    Masz talent!
    xxx

    OdpowiedzUsuń
  5. Oczywiście że nie zawiodłaś! Cieszę się że zdecydowałaś się na szczęśliwe zakończenie ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Odpowiedzi
    1. Prowadzę jeszcze dwa o 1D ale z koleżanką więc jak chcesz to wpadnij.
      http://just-trying-to-make-you-understand.blogspot.com/
      http://let-them-criticize.blogspot.com/

      Usuń
  7. Fajne zakończenie, Haapyendzik. Szkoda,że to już koniec bloga, będę za nim tęsknić.

    OdpowiedzUsuń
  8. Przyznam się że czytam tego bloga juz od dawna ale nie komentowałam..Wiem..Wredny człowiek ze mnie :D Dziewczyną piszesz świetnie ! Ostatnio prawie przy każdym rozdziale ryczałam jak głupia.. Ale teraz ciesze sie że Lou i Rosie są razem. W sumie jeszcze bardziej cieszyłabym się gdyby jednak mieli to dziecko :) Ale nie można mieć wszystkiego, prawda ? I tak bardzo ciesze się że zdecydowałaś sie na takie zakończenie, już myślałam że Rosie naprawdę tam umrze i płakałam. Nie zawiodłaś nas :) Pozdrawiam ; ***

    OdpowiedzUsuń
  9. Cała ta historia była świetna dobrze, że tak to się skończyło a nie inaczej.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie mam pojęcia jak można pisać tak świetnie!

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny blog. Piszesz cudownie, tak jak poprzedniczki, a nawet lepiej (bez obrazy ;] ) <3

    Pozdrawiam
    Kikolka2

    OdpowiedzUsuń
  12. o to jest piękne aż się popłakałam <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Jedyne co mogę powiedzieć to BRAWO!!!

    OdpowiedzUsuń
  14. http://syrenkaharriel.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. Kooochaaam tą opowiesc :) przeczytalam wszysciutko i podazam czytav inne wasze blogi, kochane ^^

    OdpowiedzUsuń