Obserwatorzy

Czytasz te opowiadanie (chcę wiedzieć, ile was jest)?

środa, 24 lipca 2013

Chapter Thirty- One

Rozdział +18 napisany z pomocą mojej ukochanej Elki :*
------------
Po wczorajszej wizycie Louisa zadzwonił do mnie tata zapraszając na obiad. Oczywiście wiedziałam, że to wiąże się ze spotkaniem Caroline dlatego chciałam się wyplątać pod byle jakim pretekstem ale gdy usłyszałam jego błagalny ton nie mogłam mu tego zrobić. A po za tym miałam jakąś małą nadzieję, że może uda mi się z nim na spokojnie porozmawiać i wyjaśni mi dlaczego do cholery ukrywał przede mną fakt iż moja mama żyję.  Mama. Te słowo jest dla mnie całkiem obce. Ja nigdy tak nie mówiłam, nie miałam do kogo.

 Louis.

Zszedłem zadowolony ze schodów z lekkim uśmiechem na ustach. Skierowałem się w stronę salonu, w którym siedział Harry z pilotem w ręce i zmieniał kanały ze znudzonym wyrazem twarzy. Usiadłem obok niego i uśmiechnąłem się szczerze pierwszy raz od wielu dni.
- Czy ty ochujałeś!?- Krzyknął Styles i wstał zdenerwowany. Spojrzałem na niego zdziwiony.- Powinieneś leżeć w łóżku cwelu. Masz szwy na brzuchu i jeszcze sobie po domu latasz.- Dodał oburzony i z powrotem zajął swoje miejsce.
- Przesadzasz. Dobrze się czuję i nic mnie nie boli.- Powiedziałem i posłałem mu następny szczery uśmiech. Czułem się szczęśliwy i nie zanosiło się na to aby stan mojej egzystencji się zmienił. Nie teraz gdy znam już prawdę i wszystko się układa.
- Czemu ty jesteś taki szczęśliwy i uśmiechnięty?- Zapytał podejrzliwie przyglądając mi się cały czas z dziwnym wyrazem twarzy.
- Och Styles gdybyś tylko wiedział...- Westchnąłem i ułożyłem się wygodniej zabierając mu pilota i tym razem to ja zacząłem szukać czegoś co spodobałoby się nam obydwojgu.  
Usłyszeliśmy krzyk Niall'a, a po chwili głośne kroki, które nasilały się z sekundy na sekundę jak blondyn był co raz bliżej nas. 
- Styles! Weź tego swojego zapchlonego kota. Mówiłem, że nie chcę widzieć go u siebie w pokoju.- Horan podał Harry'emu wystraszonego kotka, który i tak wyrwał się z rąk Harry'ego i zeskoczył na ziemię chowając się pod kanapą.
- A co ci tym razem zeżarł?- Zapytałem z ciekawości i patrzyłem jak twarz Niall'a robi się czerwona ale nie ze wstydu czy zażenowania. Ze złości. Oho będzie źle.
- Nic. Podrapał mi gitarę.- Powiedział wściekły i wyszedł z salonu kierując się bodajże na górę. Po chwili po domu rozniosło się głośne trzaśnięcie drzwiami. 
- Dobra teraz to jestem po stronie Niall'a.- Odezwałem się i zacząłem obserwować małego rozrabiaka jak zaczął obserwować wszystko wokół siebie. 
- Wiem ma prawo być wściekły ale co ja poradzę, że on wszędzie włazi?- Odezwał się zrezygnowany i oparł się o poduszki bacznie obserwując kociaka.
- Mówiłem trzeba było wziąć chomika albo coś takiego.- Wzruszyłem ramionami.
- Ale ja wolę kotka!- Pisnął obrażony Harry.- No weź jakbyś miał teraz wymienić mojego słodkiego Lucyfera na chomika to być to zrobił?
- Szczerze to bez zastanowienia.- Odparłem.- Ale wiesz co? Mi się tak trochę wydaję, że wina leży też w jego imieniu.
- Louis! Telefon ci dzwoni!- Krzyk, a raczej wrzask Niall'a rozniósł się po cały domu zmuszając mnie do wstania i wejścia na górę.

Rosie.

Stałam przed szafą ubrana w samą bieliznę z wykonanym makijażem i rozczesanymi włosami, które łaskotały mnie w plecy przy moim każdym najmniejszym ruchu. Nie miałam zielonego pojęcia co mam ubrać, a czas leciał nieubłaganie i musiałam za chwilę wychodzić z mieszkania by zdążyć na czas. Nie miałam pojęcia czy mam wybrać coś bardzo eleganckiego czy może coś mniej oficjalnego. 
Zdenerwowana wyciągnęłam bluzkę, po czym chwyciłam pierwsze lepsze spodnie. Założyłam na siebie rzeczy i wyciągnęłam z dna szafy moje ulubione buty, które po chwili znalazły się na moich nogach. Podeszłam do szkatułki stojącej na komodzie i wyciągnęłam z niej pierścionek oraz łączone ze sobą bransoletki.
Do torebki włożyłam telefon, błyszczyk oraz chusteczki. Nim wyszłam z mieszkania przejrzałam się ostatni raz w lustrze i chwyciwszy klucze wybiegłam z mieszkania zamykając je po sobie.
***
Może to dziwne ale wchodząc po schodach czułam rosnące we mnie zdenerwowanie. Ręce zaczęły mi się trząść, a serce biło co raz szybciej. Zaczynałam po woli żałować, że nie wykręciłam się z tego całego obiadu, który moim zdaniem będzie jedną wielką szopką. Ja będę udawała, że nie mam za złe ojcu tego iż okłamywał mnie przez tyle lat, będę musiała jeszcze tolerować tą jędzę, która groziła mi śmiercią moich przyjaciół. Ona natomiast będzie miała z tego ubaw ponieważ będzie doskonale widziała jak mnie nosi, i że mam chęć przywalenia jej w tej głupi ryj. Wprost będzie idealnie.
Nie chcąc wchodzić do środka bez żadnej zapowiedzi nacisnęłam dzwonek i dopiero potem nacisnęłam klamkę i weszłam do środka od progu nie poznając miejsca, w którym spędziłam tyle czasu. Zwykle obite drewnem ściany teraz były pomalowane na zielono, a szare płytki na podłodze przybrały czarny kolor.
- Oo Rosie. Cześć kochanie.- Tata wyszedł z kuchni w brązowym fartuchu uśmiechając się do mnie szczerze. Nie chcąc wyjść na gorszą uśmiechnęłam się do niego lekko.
- Hej.- Podeszłam do niego i uściskałam go.- Co tutaj się stało?- Zapytałam znów spoglądając na zmienione ściany jak i podłogę.
- Och nie podoba ci się?- Zapytał i wszedł do kuchni. Weszłam za nim spodziewając się jakiś zmian ale na szczęście kuchnię zastałam w takim samym stanie w jakim ją opuściłam.
- Nie no podoba ale po prostu zdziwiłam się ponieważ wiem, że nie lubisz łączyć czegoś jasnego z czymś ciemny, a te ściany i podłoga to... No cóż zdziwiłam się.- Wytłumaczyłam lekko motając się w swoich słowach.
- Wiesz Caroline stwierdziła, że czas na zmiany i właściwie to ona wybierała kolor ścian jak i płytki.- Tata wzruszył ramionami i posłał mi lekki uśmiech.
- No i już mi się nie podoba.- Mrugnęłam cicho do siebie ale po szybkim odwrocie moje taty w moją stronę i karcącym spojrzeniu mogę wnioskować iż on też to usłyszał.
- Rosie proszę cię bądź dla niej miła chociaż dzisiaj. Możesz to dla mnie zrobić?- Westchnęłam cicho i pokiwałam ledwo zauważalnie głową.
- Dzisiaj mogę.- Odpowiedziałam mu chcąc upewnić go, że się postaram. Wyszłam z kuchni po czym skierowałam się do salonu, w którym ujrzałam tą czarownicę dlatego wykonałam szybki odwrót i wróciłam do taty.
- Rosie...- Westchnął zrezygnowany.
- No co? Przecież nic nie powiedziałam.- Wytłumaczyłam się i uśmiechnęłam się kręcąc głową. Co za kabaret. 
***
Od jakiś trzydziestu minut siedzieliśmy przy stole. Co jakiś czas mierzyłam się wściekłym wzrokiem z Caroline. Mi się chciało śmiać ale zważywszy na tatę i to co mu obiecałam starałam się opanować.
- Smakuję ci, Rosie?- Zapytał tata, a ja najpierw spojrzałam w swój talerz, a potem na niego. Odłożyłam widelec i wyprostowałam się.
- Sam gotowałeś?- Zapytałam i napiłam się kawy, która swoją drogą była już zimna i smakowała jak siki. Nie żebym wiedziała jak one smakują....
- Caroline mi pomagała.- Ojciec chwycił za rękę sztucznie uśmiechniętą kobietę  i położył ich splecione dłonie na stole.
- Wiesz jakoś ten sos był zasłony, a makaron niedogotowany.- Skrzywiłam się, a twarz Caroline zrobiła się czerwona ze złości co dało mi tylko wielką satysfakcję.
- Oj Rosie, Rosie jaka ty jesteś zabawna. Kochanie powiemy jej?- Caroline spojrzała na mojego ojca i nawet ja- nie mająca uczuć suka, mogę stwierdzić, że ona go nie kochała. Bawiła się nim i tyle.
- Tak, tak to chyba najlepszy moment.- Tata odchrząknął.- Chcielibyśmy cię prosić abyś ty i ten Louis, twój przyjaciel... Abyście zostali naszymi światkami na ślubie.- Gdy tata skoczył mówić moje oczy powiększyły się zapewne z dwa razy.
- Ja... My... Co? Jakoś nie łapię. Co?  Że ja i Louis? My? Na waszym... Czym? Co?- Spojrzałam na nich zdezorientowana.
- Wiesz chciałam cię prosić abyś była moim świadkiem, a twój tata nie wiedział kogo ma poprosić więc pomyślałam sobie, że skoro łączą was dość bliskie relacje to może oboje będziecie świadkami.- Caroline posłała mi pełne nienawiści spojrzenie.
- Lepiej nie myśl bo jak na razie ci to nie wychodzi.- Odpowiedziałam jej wściekła.- Tato ja oczywiście zapytam Lou czy chciałby być twoim świadkiem ale na mnie nie licz. Znosiłam tą zołzę przez tyle czasu ale nawet moja cierpliwość ma jakieś granice.
- Rosie!- Krzyknął zdenerwowany ojciec i wstał z miejsca. Kiedyś może i by to zrobiło na mnie wrażenie, ale ten czas minął już dawno temu.
- No co Rosie?- Zapytałam i również wstałam.- Ja tam nie wiem co wy sobie myślicie o mnie i Louis'ie ale może wam wszystko wyjaśnię. My NIE jesteśmy razem, i NIGDY nie będziemy.
- A te wasze przygody w schowku na miotły? Eleanor mi powiedziała, że was nakryła.- Caroline jak zwykle musi dorzucić swoje niepotrzebne trzy grosze.
- Tak Boże raz czy dwa razy nam się zdarzyło. A po za tym skąd wiesz co my tam robiliśmy?- Zapytałam całkiem wyprowadzona z równowagi.
- O na prawdę? Ja słyszała, że zdarzyło wam się trochę więcej takich przygód.- Na twarzy Flack pojawił się wredny uśmiech, który z chęcią starłabym jej swoją pięścią.
- Tak oczywiście! Rucham się z każdym kto mieszka w tamtym dniu! O ale Harry to ma dwa dni w tygodniu bo jest najmłodszy!
- Rosie!- Krzyknął zdenerwowany ojciec.
- Co?! Muszę już iść bo Liam czeka na swoją kolejkę! Cześć.- Posłałam im ostatnie oburzenie spojrzenie i wyszłam z mieszkania trzaskając drzwiami.
  ***
Nacisnęłam dzwonek i przygryzłam wargę nie pewna co ja właściwie tutaj robię. Powinnam siedzieć w domu przed telewizorem, albo odsypiać czy coś takiego. A zamiast tego? Skazuję się na.... Zapewne rozczarowanie.
Drzwi otworzyły się i ujrzałam w nich zaspanego bruneta ze sterczącymi włosami. Aż miałam ochotę przeczesać je palcami i przywołać do ogólnego porządku.
- Obudziłam cię? Przepraszam nie chciałam. Już sobie idę.- Wyrzuciłam z siebie potok słów i odwróciłam się chcąc odejść i przeżyć te zażenowanie w samotności.
- Nie, nie. Poczekaj.- Ręka Louisa zacisnęła się na moim nadgarstku zmuszając mnie do zatrzymania się.- Sam się obudziłem ty mnie tylko zmusiłaś do wstania.- Powiedział i widząc moje niepewne spojrzenie puścił moją rękę.
- A więc nie muszę czuć się winna?- Zapytałam i uśmiechnęłam się lekko do niego zaczesując za ucho włosy, które otulały moją twarz.
- Nie mniej niż Harry.- Odpowiedział mi i otworzył szerzej drzwi wpuszczając mnie do środka. Spojrzałam na niego zaciekawiona.
- A co ma do tego Harry?- Zapytałam zdziwiona jego odpowiedzią.
- Wiesz.... Sądzę, że nie chcesz wiedzieć. To co? Idziemy do mnie? Na dole czai się Lucyfer.- Parsknęłam śmiechem.
- Louis ty aby na pewno dobrze się czujesz?- Przyłożyłam dłoń do jego czoła i uśmiechnęłam się promiennie widząc na jego twarzy taką samą reakcję.
- Bardzo dobrze. Lucyfer to kot Harry'ego. Nie wiem co mu dzisiaj strzeliło do tego małego pustego kociego łebka ale wszystkich drapie dlatego siedziałem u góry.

  Narrator.

Louis siedział zdenerwowany przy niepewnej Rosie. Chłopak chciał coś powiedzieć ale bał się, że walnie jakąś gafę i wystraszy tym samym dziewczynę. Rosie chciała wreszcie usłyszeć jakieś słowa od strony chłopaka ale niestety niczego takiego się nie doczekała. 
Oboje spojrzeli na siebie w tym samym czasie przez co na twarzy dziewczyny wyrósł uroczy rumieniec, który starała się zakryć długimi blond włosami. 
- Nie.- Powiedział chłopak i odgarnął włosy z twarzy dziewczyny.- Ładnie ci z rumieńcem.- Dodał i uśmiechnął się szeroko do zawstydzonej Rosie.
- Zachowuję się jak jakaś nastolatka.- Jęknęła Rosie i zaśmiała się cichutko. Zachowujesz się idealnie. Pomyślał chłopak ale mimo wszystko nie wypowiedział tych słów ponieważ wiedział, że może oberwać za to od dziewczyny.
Rosie zauważyła minimalną zmianę na twarzy chłopaka. Stał się poważniejszy i przybliżał się do niej po woli jakby bał się iż ją wystraszy. Czekała. Cierpliwie marząc już o ciepłych ustach chłopaka. Mimowolnie zamknęła oczy i otwarła lekko usta jakby zapraszając chłopaka, który patrzył na Rosie jak zaczarowany. Czerwone policzki, długie blond włosy i te malinowe usta rozchylone czekające na pocałunek. Bał się. Louis Tomlinson, który przeważnie nie myśli na tym co robi lub mówi teraz bał się konsekwencji swojego czynu, który za raz popełni. 
Zdenerwowana Rosie wreszcie po długi oczekiwaniu poczuła delikatny nacisk warg chłopaka, który zachowywał się jakby bał się iż może jej coś zrobić. Ręce chłopaka znalazły się na talii dziewczyny, a drobne rączki Rosie zaplotły się na szyi chłopaka, a palce zacisnęły na rozczochranych włosach, które zdaniem Rosie były miękkie w dotyku. Louis jednym- sprawnym ruchem przyciągnął do siebie dziewczynę tak, że wylądowała na jego kolanach. Nie protestowała. A wręcz przeciwnie. Po tych wszystkich kłótniach, problemach, miała wreszcie coś czego pragnęła i nie bała się. Wcale. Jedyne co czuła to radość, podniecenie, i chęć oddania się właśnie jemu. Ha. Jakie to dziwne. Zawsze starali się unikać, a teraz siedzą w pokoju Louisa, na jego łóżku całując się namiętnie i z pasją wytwornych kochanków. Jak bardzo można zwariować od samotności?
- Louis...- Jęknęła dziewczyna, gdy usta chłopaka wylądowały na jej szyi.- Nie możemy... Jak ktoś wejdzie...- Wyszeptała pomiędzy cichymi westchnieniami, które tylko nakręcały chłopaka do dalszej pracy.
- Nikogo nie ma.- Wyszeptał gdy oderwał się od jej szyi. Spojrzał jej głęboko w oczy co wcale nie było łatwe zważywszy na jej nabrzmiałe od pocałunków usta. 
- Aaa. No to chyba, że.- Rosie nie poznawała sama siebie. Nie poznawała swojego ciała, które już zaczęło reagować na lekkie muśnięcia dłoni Louisa.
- Wydaję mi się, że...- Chłopak złapał pewnie dziewczynę w pasie i położył ją na łóżko wsłuchując się w jej perlisty śmiech.-... tak będzie ci wygodniej.- Dokończył i znów zaatakował spragnione usta Rosie. Rosalie czekała na następny krok chłopaka, ale jak na razie on nie nadchodził dlatego to ona postanowiła przejąć chwilową inicjatywę. Wsunęła swoje ciepłe dłonie pod koszulkę Louisa wywołując tym samym dreszcze na jego rozpalonej skórze. Podciągnęła zbędny materiał do góry i tylko na chwilę rozłączyła ich usta w pocałunku w celu ściągnięcia z niego tego durnego skrawka materiału. 
Louis czuł delikatne muśnięcia dłoni Rosie na swoim torsie i aby nie skłamać podobało mu się to. Myślał, nie, był wręcz przekonany iż blondynka nie wykona żadnego ruchu. Mylił się. Najwidoczniej ona chciała tego samego co on i nie zamierzała się z tym kryć czy bawić w kotka i myszkę tak jak on. 
Gdy dryfujące palce Rosie natknęły pewną przeszkodę oderwała się niechętnie od chłopaka i spojrzała na idealnie wyrzeźbiony tors Louisa. Na lewym boku widniał długi plaster, który ledwo co trzymał się skóry.
- Louis...- Szepnęła przerażona dziewczyna. Spojrzała w jego oczy chcąc wyczytać z nich to co właśnie czuję. Nie zobaczył nic. Jego zwykle roześmiane niebieskie oczy, teraz były ciemne i tajemnicze.
- To nic takiego.- Powiedział i znów przywarł do jej ust. Rosie oplotła rękoma szyję chłopaka i całą siłą jaką w sobie miała przekręciła ich splecione ciała tak, że teraz to Louis był na dole, a dumna z siebie Rosie nad nim górowała. 
- Mogę?- Zapytała cichutko i dotknęła dwoma palcami plastra. Louis skinął głową i bacznie obserwował poczynania dziewczyny. Rosalie chwyciła palcami skrawek białego materiału i bardzo delikatnie i ostrożnie zaczęła odklejać go ze skóry Louisa całując miejsca gdzie przed chwilą był plaster chcąc złagodzić pieczenie, które na pewno odczuwał. 
Gdy cały plaster został odklejony z ciała Louisa, Rosie wyprostowała się i przyjrzała dokładnie granatowym szwom, które zdobiły lewy bok chłopaka. Jej palce musnęły zszytą skórę w taki sposób, że biedny i maltretowany chłopak nie mógł powstrzymać się od jęku. 
- Boli?- Rosie wyprostowała się jak oparzona i spojrzała z przerażeniem namalowanym na twarz w oczy Louisa. 
- Nie. Nie gdy ty tutaj jesteś.- Odpowiedział jej zgodnie z prawdą posyłając w jej stronę lekki uśmieszek. Rosie zorientowała się iż chłopak leży pod nią w samych spodniach dlatego szybkim ruchem ściągnęła z siebie koszulkę ukazując Louis'owi swój płaski brzuch oraz piersi okryte czarnym koronkowym stanikiem. 
Louis ujrzawszy półnagą dziewczynę wstrzymał na chwilę oddech po czym wypuścił powietrze z płuc. Rosie nachyliła się nad nim i zaczęła całować zszytą skórę schodząc co raz niżej zostawiając po sobie niedosyt i gęsią skórkę, którą ona zresztą wywołała. Z racji tego iż chłopak miał dresowe spodnie sprawa z jednej strony została ułatwiona ponieważ wystarczyło chwycić gumkę i je zsunąć co zresztą zrobiła gdy tylko chłopak uniósł do góry biodra chcąc jej pomóc. Gdy został już bez spodni Rosie wyczuła lekką wypukłość, ale niestety nie mogła się z nim podroczyć ponieważ teraz chłopak przejął inicjatywę i Rosalie znów znalazła się na dole. 
Louis zaczął całować delikatną i aksamitną skórę na brzuchu Rosie schodząc co raz niżej. Gdy doszedł do guzika spodni odpiął go ale po chwili zauważył coś bardzo interesującego. A mianowicie na kości biodrowej Rosie znajdowały się dwa małe piórka, które jakby gubiły resztę pod spodniami.
- Nie chwaliłaś się.- Powiedział do niej i pocałował dwa małe piórka, które tyle znaczyły dla Rosie. Oczy dziewczyny zamknęły się, a w głowie pojawiło się tysiąc myśli, które sprowadzały się tylko i wyłącznie do tej jednej osoby.
- Nie było czym.- Odpowiedziała mu po chwili gdy ustały pocałunki chłopaka i spodnie Rosie zniknęły z niej w jakiś magiczny i tajemniczy sposób. Gdy dziewczyna ujrzała rozjarzone i pełne pożądania oczy chłopaka poczuła, że to nie będzie tylko seks. Nie dla niego. Wcześniej jego oczy były jak mroczna tajemnica. Teraz już nie. Teraz były jak otwarta księga, z której Rosie uwielbiała czytać. Była od niej wprost uzależniona.
 Chciał jej. Nie wręcz chorobliwie pragnął. Louis czuł się jakby bez pocałunków Rosie brakło mu powietrza. Była jego tlenem. Jego życiem, nadzieją.
 Louis po pozbyciu się spodni dziewczyny podciągnął się do góry i lekko, jakby od niechcenia musnął usta dziewczyny swoimi wargami. Bawił się z nią. Jego jedna ręka znalazła się pod ciałem blondynki, a dokładniej pod zapięciem czarnego stanika.
Rosie poczuła jak brunet odpiął jej stanik i teraz wpatrywał się w nią z chytrym uśmieszkiem na ustach. Pozbył się jej stanika i znów schodził pocałunkami co raz niżej. Fascynowała go. Jej uroda, wdzięk, tajemniczość. Pociągnął za cienką gumkę od dolnej partii bielizny i zsunął minimalnie odsłaniając następne piórko. A potem jeszcze jedno, następne i jeszcze, aż dotarł do małej dziewczynki, która dmuchała w piórka, które miała na dłoni.
- Piękny.- Powiedział i przejechał palcami po cały tatuażu.
(Część Eli)
Louis rozsunął nogi dziewczyny i lekko niczym jak muśnięcie skrzydeł motyla pocałował intymne miejsce dziewczyny ciesząc się z jej cichego westchnienia. Teraz gdy wiedział jak ona na niego reaguję nie bał się. Po prostu zamknął oczy i zaczął składać następne pocałunki, które wywoływały jęknięcia dziewczyny.
Rosie czuła, że jest na skraju, i Louis doskonale o tym wiedział.
- To jest złe.- Wyszeptała cicho dziewczyna i wygięła swoje ciało w łuk pod napływem przyjemności, która wywołała na jej twarzy rumieńce i szybki oddech, który starała się unormować.
- Jesteś taka piękna.- Louis zignorował wypowiedź Rosie i wpatrywał się w ciało dziewczyny niczym w najpiękniejszy na świecie obraz, który jest przeznaczony tylko i wyłącznie dla niego.
Nim blondynka zdążyła coś zauważyć brunet pozbył się bokserek i wszedł delikatnie w Rosie na co ona zamknęła oczy i jęknęła po czym zacisnęła mocno zęby czując lekki ból jak i dyskomfort z powodu wielkości męskości chłopaka.
Cofnięcie się do tyłu przez Louisa wywołało mimowolne i dość głośne jęknięcie ze strony Rosalie, które dało gwarancję iż czuję rozkosz przez co Louis znów się poruszył i nie przestawał dopóki nie poczuł lekkiego bólu z miejsca gdzie miał założone szwy. Mimo tej przeszkody gdy zobaczył wyraz twarzy Rosie nie mógł się powstrzymać. Kochał ją. Całym serce, całym ciałem. Chciał dla niej jak najlepiej, chciał by czuła się dobrze nie tylko w tej chwili ale w całym swoim życiu. Chciał być przy niej. Trwać z nią.

Rosie.

Wpatrywałam się w śpiącego Louisa w niczym zwierciadło. Oddychał miarowo i miał namalowany delikatny uśmiech, który zdradzał iż śni mu się coś przyjemnego. Czułam się może nie tyle co winna ale wykorzystana. Chociaż właściwie to też nie jest odpowiednie słowo. Obiecałam sobie, że mu nie ulegnę, a gdy tylko nadarzyła się okazja wskoczyłam mu do łóżka. Nie żeby on tego nie chciał ale mimo wszystko... Teraz po wszystkim czułam jakby Caroline miała rację. To nie był tylko raz czy dwa. 
- Przepraszam.- Wyszeptałam po czym złożyłam delikatny pocałunek na jego czole. Wstałam z łóżka i szybko ubrałam na siebie bieliznę jak i rzeczy, w których tutaj przybyłam i po cichu skierowałam się w stronę drzwi. Spojrzałam na bruneta, który był do połowy przykryty kołdrą i kusił swoim ciałem. Zamknęłam oczy jak i drzwi po czym westchnęłam cicho i zeszłam ze schodów. 
- Rosie?- Poskoczyłam na dźwięk swojego imienia. Z kuchni wyszedł zdziwiony Harry z kubkiem w jednej ręce, a małym kotkiem w drugiej.
- A więc to jest Lucyfer?- Zapytałam chcąc jakoś odwrócić uwagę od swojej osoby.- Louis mi o nim opowiadał.
- Taa z tego co słyszałem to raczej nie za dużo sobie rozmawialiście. No chyba, że wymyśliliście nowy język. Och, ach, och.- Powiedział i zaczął się śmiać gdy na mojej twarzy pojawił się rumieniec. 
- Ja.... Przecież Lou mówił, że nikogo nie ma w domu.- Spojrzałam na niego zażenowana całą tą sytuacją. 
- No bo nie było. Ale wróciłem wcześniej, a wiesz mamy słabą wentylację więc...- Chłopak wzruszył ramionami widocznie rozbawiony całą tą sytuacją.
- Muszę iść.- Wyszeptałam i uciekłam jak najszybciej z domu odprowadzona głośnym śmiechem Harry'ego, który na pewno o wszystkim opowie chłopakom, a wtedy to już będę skończona.
Położyłam głowę na kierownicy i zaczęłam się śmiać niczym opętana. Z czego się śmiałam? Sama chciałabym to wiedzieć. Po chwili wyciągnęłam z torebki telefon i wybrałam numer Kate.
- Przyjedź do mnie. Przespałam się z Lou potrzebuję pomocy.- Powiedziałam gdy blondynka odebrała. Nie dałam jej dojść do słowa ponieważ rozłączyłam się i uruchomiałam silnik samochodu  po czym odjechałam obserwując przez chwilę w lusterku dom, a raczej pokój, w którym zapaliło się światło.

Narrator.

Ona- płakała przez śmiech.
On- przytulał przesiąkniętą jej zapachem poduszkę.
Malutka dziewczynka w ciele dorosłej kobiety.
Zrozpaczony, bo zakochany 
----------------------------------------------------------------------------------------
Hej. Nie wiem jak wyszedł ten rozdział ponieważ bałam się go przeczytać. Nie umiem pisać takich rzeczy, i gdyby Ela nie dopisała tego kawałka to byłoby kiepsko. Szczerze to zbliżamy się do niechcianego (przynajmniej przez mnie) końca. Zostały bodajże dwa lub trzy rozdziały i pojawi się Epilog. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe ale tak już musi być. Dziękuję za komentarze i oczywiście proszę i następne w większej ilości. Mam nadzieję, że wam się spodoba rozdział.
A teraz....
 SUCHAR TIME: Jak nazywa się Ada, która gra?.......... Plejada!   Badum-Tssss

10 komentarzy:

  1. Rozdział świetny ;) Mam nadzieję że wszystko zakończy się szczęśliwie. Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  2. Super Roździał . ! Kocham <3 Pisz dalejj :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Już dawno zrezygnowałem z czytania TEGO bloga ale myśle że wrócę do niego ;) Dawaj kolejny rozdział, dziewczyno a w wolnym czasie, wpadnie do mnie :)
    spotkanie-po-koncercie-1d.blogspot.com
    operacja-1d.blogspot.com
    Alex xox

    OdpowiedzUsuń
  4. Ps. Szkoda że to już prawie koniec.. Ale liczę że z takim talentem pisarskim, założysz nowe opowiadanie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział niesamowity <3 Jeju, nie kończ tego opowiadania :( Zrób kolejną część :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Zaczepisty rozdział. Niestety niedługo już komiec. Bede plakać.

    PS. Dawaj szybko nowy rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  7. Super piszesz!!! Masz talent dziewczyno!
    Mam nadzieję, że będzie szczęśliwe zakończenie :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. eJ.To jest boskie!czekam na następny <3

    http://pleas-enjoy-your-life.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. hej przepraszam za spam :(
    ale chciałam cię serdecznie zaprosić na nowy rozdział mojego bloga

    http://icouldnothaveloveyoumorethannow.blogspot.com/

    Czytałaś go bo pozostawiłaś komentarz. Przerwałam pisanie ale wróciłam i gorąco zapraszam ;*

    OdpowiedzUsuń