Obserwatorzy

Czytasz te opowiadanie (chcę wiedzieć, ile was jest)?

poniedziałek, 27 maja 2013

Chapter Twenty- Three

Patrzyłam na jego zmasakrowaną twarz doskonale wiedząc, kto mu to zrobił. Po nie kąt to moja wina. Powinnam się przyznać, powiedzieć, że...

- Rosie, kurwa!- Podniosłam się gwałtownie mrużąc oczy przez światło, które wpadało do mojej sypialni. Nakryłam głowę poduszką, chcąc zignorować otaczający mnie świat ale niestety osoba, która mnie odwiedziła miała inne plany ponieważ przedmiot znajdujący się na mojej głowie został mi brutalnie zabrany. Otworzyłam oczy z jęknięciem i westchnęłam widząc przed sobą smutną twarz Alexa.
- Idź sprawdź czy cię nie ma u siebie w domu.- Powiedziałam zła i usiadłam na brzegu materaca przecierając ręką zmęczone oczy.
- Byłem teraz wołają ciebie.- Powiedział, a ja spojrzałam na niego nie do końca jeszcze rozumiejąc co on do mnie w tej chwili mówi.
- Weź wyjdź.- Wstałam i nie przejmując się faktem iż paraduję przed nim w samej dość skąpej bieliźnie udałam się do kuchni w celu znalezienia czegoś do picia.
Otworzyłam swoją lodówkę i wyciągnęłam z niej do połowy pustą butelkę wody. Odkręciłam ją i wzięłam kilka dużych łyków minimalizując suchość w gardle.
- Porozmawiasz ze mną?- Alex znów postanowił pomęczyć mnie swoją obecnością i natrętnością. Spojrzałam na niego lekko zła.
- Przecież cały czas rozmawiam. Więc co się czepiasz?- Odpowiedziałam i udałam się do salonu. Zrzuciłam z kanapy kilka bluzek i gazet robiąc sobie tym samym miejsce do siedzenia.
Wzięłam pilot ze stolika i włączyłam odbiornik szukając czegoś co mogłabym obejrzeć i nie zasnąć.
- Normalnie porozmawiać.- Odpowiedział i usiadł obok.- Kate pokłóciła się z Niall'em. I to dość porządnie bo wróciła do siebie do domu.- Powiedział, a ja spojrzałam na niego nie dowierzając, że on jest aż tak głupi.
- Co mnie to obchodzi? Było jasne, że prędzej czy później się pokłócą. Znam Kate i wiem, że nie lubi być w poważnych związkach. Jeżeli to był związek.- Wzruszyłam ramionami całkiem nie przejmując się faktem iż moja 'przyjaciółka' może mnie w tej chwili potrzebować. Ja też jej potrzebowałam i jej nie było. 
- Czy ty się słyszysz? Rosie co się z tobą dzieję?- Alex wydawał się przybity moim zachowaniem. Oby tak dalej.
- Zaczęłam żyć drogi Alexandrze.- Odpowiedziałam i położyłam mu rękę na ramieniu.- Dopiero teraz.- Dodałam i powróciłam do szukania jakiegoś filmu czy chociażby programu, który mnie zaciekawi.
- Wszystko zniosę ale nie to jak bardzo stajesz się obojętna na moje istnienie.- Wyszeptał, a ja poczułam nie miłe ukłucie w klatce piersiowej. Nie, nie, nie. Proszę nie teraz. 
- Jeżeli to już wszystko co miałeś mi do powiedzenia to możesz już sobie iść. Wiesz gdzie są drzwi.- Powiedziałam i mocno zacisnęłam szczękę co na pewno nie uszło jego uwadze. Po chwili zastanowienia wstał z westchnieniem.
- Jak coś to dzwoń.- Powiedział i zniknął z mojego pola widzenia. Oparłam się o oparcie i odchyliłam do tyłu głowę. Było blisko. 
Tak desperacko próbuję odsunąć od siebie atakujące mnie uczucia, że aż się gubię. Sama już nie wiem czy nadal chcę prowadzić taki tryb życia. Z jednej strony podoba mi się ta wolność, egoistyczna postawa, ale z drugiej.... Tęsknię za Kate, Alex'em i nawet chłopakami. Nadal jestem człowiekiem z uczuciami, który popełnia błędy mimo wszystko. Mimo wszelkich starań nie będę ideałem. Nikt nie będzie.
Nie mogę się rozpaść.
Nie mogę.
Nie mogę, ponieważ nikt mnie nie poskłada.
Jestem sama. Muszę się do tego przyzwyczaić. Przyzwyczaić do myśli iż moje życie stanie się monotonią i będzie przepełnione samotnością. Tak. Od dziś. Samotność- to moja nowa przyjaciółka.

Kate.

Otwarłam oczy i ziewnęłam przeciągle. Poczułam jakieś dziwne ukłucie samotności, gdy zorientowałam się iż znajduję się w swoim pokoju, a nie w pokoju Niall'a. Nie było go obok tak jak zawsze. Dzisiaj nikt nie przyniesie mi śniadania do łóżka, nikt nie powie mi, że mimo roztrzepanych włosów i zaspanych oczu wyglądam najpiękniej na świecie. Trudno. Może tak powinno być. 
Odkryłam się i wstałam z ciepłego łóżeczka przeciągając się. Założyłam na swoje gołe stopy różowe kapciuszki- króliczki, które dostałam w prezencie od Harry'ego. Uśmiechnęłam się lekko i wymaszerowałam ze swojego pokoju kierując się na dół. Weszłam pogodnie do jadalni gdzie siedzieli moi rodzice i jedli śniadanie. Zajęłam miejsce na przeciwko swojej mamy i zlustrowałam wszystko co było na stole decydując się na tosty z dżemem. 
Podczas szóstego dokładnego pociągnięcia nożem po toście w celu rozsmarowania dżemu ziewnęłam zwracając tym samym uwagę swoich rodziców. 
- Kate wszystko w porządku?- Zapytała mama i upiła łyk swojej czarnej kawy z białej filiżanki. 
- Tak po prostu się nie wyspałam.- Odpowiedziałam zgodnie z prawdą i wreszcie odłożyłam nóż mogąc zacząć spożywać swoje śniadanie.
- Legenda mówi, że jeżeli nie możesz spać w nocy, to znaczy, że przebywasz w czyiś snach.- Powiedział tata i uśmiechnął się do mnie wesoło. 
- A co jeżeli nie mogę spać w dzień?- Zapytałam po woli mrużąc oczy i cały czas patrząc na niego.
- Ale przecież jest ranek, to znaczy, że nie mogłaś spać w nocy.- Wytłumaczył mi ojciec, a ja oparłam łokcie na stole.
- A co jeżeli dla mnie noc to dzień, a dzień to noc? Jak w 'Domie Nocy'*?- Znów zadałam pytanie całkiem zbijając go z tropu.
- Te książki co czytasz są psychiczne.- Odpowiedział i pokręcił głową.
- Insynuujesz, że jestem psychiczna? No pewnie! Własny ojciec nazwał mnie psycholem! No tego jeszcze nie było!- Poderwałam się gwałtownie z miejsca i obrożna ruszyłam na górę.

Rosie.

Z cichym westchnieniem zmęczenia zamknęłam szafkę w kuchni i rozejrzałam się po pomieszczeniu, które wyglądało jak po moim wprowadzeniu się tutaj. Na podłodze nie było żadnych śmieci, wszystkie meble umyte. Teraz zostało mi tylko iść po jakieś zakupy i mogę zabrać się za projekty do pracy.
Wyszłam z kuchni i skierowałam się do swojej sypialni. Otworzyłam wielką szafę i wyciągnęłam swoją szarą bluzę po czym ubrałam ją na siebie zapinając tylko do połowy. Wciągnęłam jeszcze na nogi buty i zabrałam telefon z biurka. Z szafki w kuchni wyjęłam portfel i chwyciłam klucze z blatu.
Zamknęłam za sobą drzwi na klucz i schowałam je do kieszeni bluzy. Zeszłam po cichu po szarych schodach i otworzyłam ciężkie drzwi pozwalając aby dość chłodne powietrze zaatakowało moje ciało. Spojrzałam na mój samochód i zamiast ruszyć w jego stronę obrałam kierunek wyjścia z terenu bloku.
Ludzie przepychali się, krzyczeli, machali na taksówki. Każdy gdzieś się spieszył. A ja? Ja szłam spokojnie z rękoma w kieszeniach bluzy i po prostu myślałam. Nad czym? Nad życiem, sensem naszego bycia, istnienia. Niby nasza obecność na ziemi powinna być dla nas czymś wspaniałym ale czy akurat dla każdej osoby taka jest? Czy dla tego pana spod bloku, który żebrze na jedzenie jego istnienie jest czymś wspaniałym? Dla innych może tak, ale dla niego... Może sam zapracował na to co go teraz spotyka, a może po prostu ktoś inny ingerował w jego przyszłość lub poczynania.
Za pewne każdy z nas zasługuję na szczęśliwe życie, ale nie każdy takie ma.
Nie ma na świecie takiej osoby, która nie zrobiłaby czegoś złego. Nie mówię tutaj o zabiciu drugiego człowieka, ale chodzi mi o odmówienie pomocy z czystego lenistwa, albo odsunięcie od siebie osoby, która mogłaby zepsuć naszą reputację. Tak. Ludzi są wredni i tego nie zmienimy nawet jeżeli byśmy się tego chcieli. Właśnie.
Jeżeli byśmy chcieli.
Podeszłam do automatycznych drzwi i odczekałam chwilę aby stanęły przede mną otworem. Weszłam spokojnie do ciepłego wnętrza i chwyciłam czerwony koszyk. W sklepie nie było dużo osób co było zbawieniem ponieważ nie miałam ochoty sterczeć w kolejkach lub przepychać się między stoiskami.
Stałam przed półką z żelkami i zastanawiałam, się które wybrać gdy usłyszałam ich roześmiane głosy. Rozejrzałam się wokół siebie ale nigdzie ich nie zobaczyłam. Zamknęłam oczy i odetchnęłam głęboko. Masz schizofrenie. Pokręciłam głową i wrzuciłam do koszyka kolorowe misie, które zapewne jeszcze dziś mnie uszczęśliwią. Pewnym krokiem ruszyłam w dalszy spacer po sklepie, a gdy wychodziłam zza jednego ze stoisk wpadłam na kogoś. A raczej na coś.
Metalowa rurka od wózka boleśnie wbiła mi się w brzuch przez co mój układ nerwowy od razu zareagował, a nogi jakby same cofnęły się od przyczyny mego bólu.
- Trochę orientacji w terenie, co?- Zapytałam wrednie i zaczęłam rozmasowywać bolące miejsce. Nawet nie wiem do kogo mówiłam. Właściwie nie interesowało mnie to zbytnio.
- Ciebie też miło widzieć Rosie.- Odpowiedział mi Harry, a moja głowa od razu powędrowała do góry napotykając jego rozbawione spojrzenie.
- No zajebiście.- Mruknęłam pod nosem i przetarłam ręką czoło.
- Nie bluźnij kobieto!- Powiedział Niall i zaśmiał się razem z Harrym.
- Ej nie mogłem znaleźć...- Louis pojawił się obok chłopców, a zauważywszy mą zacną osobę umilkł i zaczął się we mnie wpatrywać.
- Mózgu? Ten zajazd ominąłeś bardzo dawno temu.- Powiedziałam chcąc mu dokuczyć. Harry parsknął śmiechem ale pod ostrzegawczym spojrzeniem Lou umilkł i zagryzł dolną wargę aby powstrzymać śmiech.
- Taa, a ty kierunek: uroda.- Odpyskował mi. Zmarszczyłam brwi i cmoknęłam.
- Wiesz z tego co pamiętam, a pamięć mam dobrą, przy naszym ostatnim spotkaniu w schowku powiedziałeś, sorry krzyczałeś, że jestem najpiękniejszą dziewczyną na świecie.- Odpowiedziałam i nie chcąc bardzo zagłębiać się w tą dyskusję ominęłam ich i skierowałam się do kasy rezygnując z dalszych zakupów.

Harry.

- Ona jest taka irytująca!- Krzyknął Louis i zaczął krążyć po moim pokoju. Uśmiechnąłem się lekko i odchrząknąłem aby ukryć moje rozbawienie. Za wszelką cenę starałem się przyjąć poważny wyraz twarzy, ale jego zachowanie mi na to nie pozwalało.
- Tak, tak masz rację. Kontynuuj.- Powiedziałem i machnąłem ręką chcąc zachęcić go do dalszego marudzenia na pewną brunetkę. Właściwie to już blondynkę. 
- Jak ją widzę to mam ochotę zdzielić jej z krzesła, aby tylko zetrzeć jej ten parszywy uśmieszek z twarzy. I jeszcze te jej gadki ominąłeś ten zajazd bardzo dawno. Co to w ogóle ma być?! Rodzice ją w betoniarce bujali jak była mała czy coś?- Chłopak zaczął gestykulować rękoma i piszczeć jak mała dziewczynka. Tego było już za wiele. Nie wytrzymałem i po prostu zacząłem się śmiać jak opętany, a Lou spojrzał na mnie urażony.
- Przepraszam Louis ale po prostu już nie mogę. Zachowujesz się jak małe dziecko. Doskonale zdajesz sobie sprawę, że to ty wszystko spierdoliłeś ale zamiast się do tego przyznać wymyślasz co chwilę inne kłamstwo byleby odwrócić od siebie uwagę.- Powiedziałem, a chłopak westchnął i usiadł obok mnie.
- Cholera Styles trudno mi to powiedzieć ale nie mam wyboru. Masz rację.- Odparł, a ja uśmiechnąłem się dumny z samego siebie. 
- To dlaczego ty jeszcze tutaj jesteś? Powinieneś już być w drodze do tej irytującej piękności myśląc nad tym jak dostaniesz się do jej bunkru i co jej powiesz.
- Dobra. Idę się przebrać i pojadę do niej. A co. Najwyżej mnie pobije. Gorzej już być nie może.- Odpowiedział zdeterminowany i wyszedł z mojego pokoju, a ja pokręciłem głową z uśmiechem na ustach. Podniosłem się z westchnieniem i zszedłem na dół do salonu gdzie siedział Niall i Liam, którzy oglądali jakiś badziew w telewizorze. Usiadłem obok nich i rozejrzałem się po pomieszczeniu.
- A gdzie Zayn?- Zapytałem gdyż nie zauważyłem go nigdzie.
- U Perrie. I nie mam pojęcia, o której wróci.- Odpowiedział mi Liam, który nawet na mnie nie spojrzał.
- Tak. To wszystko wyjaśnia.- Odparłem ze śmiechem i jeszcze wygodniej rozłożyłem się na kanapie skupiając się na filmie.

Rosie.

Jęknąłem i zapaliłam lampkę stojącą na kremowej etażerce. Spojrzałam na zegarek i przetarłam oczy. Wzięłam do ręki swój dzwoniący telefon i nacisnęłam zieloną słuchawkę nie patrząc nawet kto budzi mnie o drugiej nad ranem.
- Rosie!- Usłyszałam zdenerwowany krzyk Harry'ego po drugiej stronie.
- Nie Święta Teresa z Kalkuty. Kretynie dzwonisz na mój telefon to jasne, że ja odbiorę.- Powiedziałam i usiadłam na łóżku.
- Proszę cię przyjedź do szpitala.- Poprosił zrozpaczonym głosem.
- Co? Po co?- Zapytałam, a moje serce przyspieszyło.
- Louis miał wypadek. Proszę cię pospiesz się.
- Gdzie?- Zadałam następne pytanie i wyskoczyłam z łóżka trzymając telefon przy uchu zaczęłam szukać jakiś ciuchów, które mogłabym szybko ubrać.  
- Santa Maria. Wiesz gdzie to jest?- Nie odpowiedziałam tylko rozłączyłam się i zaczęłam ściągać z siebie piżamę. Ubrałam na siebie szybko wyciągnięte rzeczy
Chwyciłam z blatu klucze i wybiegłam z mieszkania szybko zbiegając po schodach. Dobiegłam do samochodu i otwarłam trzęsącą się ręką drzwi. 
Wybijałam na kierownicy jakiś nieznany mi rytm czekając aż te przeklęte światła się zmienią. Po chwili straciłam cierpliwość dlatego po dokładnym rozejrzeniu się przejechałam na pasach nie czekając na zmianę koloru. Nie obchodziło mnie teraz to, że policja może wlepić mi wysoki mandat. Ważniejszy był Lou. Miałaś się nie przejmować! No i wszystko szlag trafił.
Zahamowałam z piskiem opon i nie zamykając samochodu pobiegłam w stronę wejścia do szpitala przeskakując po dwa stopnie. Rozejrzałam się zdezorientowana gdy zobaczyłam pełno reporterów z aparatami i mikrofonami. 
- Rosie!- Usłyszałam swoje imię i zobaczyłam czuprynę loków. Harry. Przecisnęłam się przez natrętnych ludzi aż dotarłam do trzech ochroniarzy, którzy odsunęli się na tyle abym mogła przejść do chłopaka, który mnie wołał. Bez słowa zaczęliśmy biec w stronę sali, w której najprawdopodobniej leżał Lou. 
Wszyscy siedzieli przed drzwiami i mieli zmartwione miny, a na twarzach dziewczyn mogłam dostrzec łzy. Ale gdzie do cholery była Eleanor? Wredna suka. 
- Liam powiedz mi co dokładnie się stało.- Skierowałam się do chłopaka, który trzymał się najlepiej ze wszystkich zgromadzonych. Brunet wzruszył ramionami dając mi tym samym do zrozumienia, że nie ma pojęcia i jeszcze bardziej przytulił do siebie płaczącą Danielle. 
- Wyszedł z domu jakoś po piątej i miał jechać prosto do ciebie.- Powiedział Harry, a ja spojrzałam na niego zdziwiona.
- Nie było go u mnie.- Odpowiedziałam czym zadziwiłam chłopaka.
- Ale on mówił, że pojedzie prosto do ciebie. Chciał z tobą porozmawiać.- Wytłumaczył mi brunet, a ja pokręciłam głową. 
Telefon, który jakimś cudem wzięłam ze sobą zaczął dzwonić w mojej kieszeni. Wyjęłam go i zobaczyłam iż próbuje skontaktować się ze mną  jakiś nieznany numer. Odeszłam kawałek i nacisnęłam 'odbierz' 
- A jednak Louis nie jest wytrzymały.- Usłyszałam wredny głos Flack w słuchawce. Wciągnęłam głęboko powietrze i zacisnęłam dłoń w pięść.
- Jeżeli coś mu się stanie zabiję cię dziwko, rozumiesz?- Powiedziałam wściekła.
- Oj, już się trzęsę. Mówiłam ci, że masz dzień. Nie posłuchałaś się więc spełniłam swoje obietnice. Ale chwila mówiłaś, że nie obchodzi cię ich los, prawda? Ciekawe czy Kate jest wytrzymalsza.- Mój wzrok automatycznie spoczął na blondynce, która chowała twarz w dłoniach. 
- Pożałujesz tego.- Powiedziałam tylko i rozłączyłam się zdenerwowana. Podeszłam do moich znajomych i spojrzałam na zamknięte drzwi.- Muszę go zobaczyć.- Powiedziałam i od razu rzuciłam się na drzwi otwierając je z zamachem. Wciągnęłam głęboko powietrze i zamknęłam za sobą białe drzwi podchodząc bliżej łóżka, na którym leżał Tomlinson.
 Patrzyłam na jego zmasakrowaną twarz doskonale wiedząc, kto mu to zrobił. Po nie kąt to moja wina. Powinnam się przyznać, powiedzieć, że...
Jakaś maszyna zapikała, a po chwili znów nastała cisza. Chwyciłam zimną rękę Louisa i pozwoliłam emocjom wziąć górę.
Łzy zaczęły wypływać z moich oczu niekontrolowanie.
- Masz się obudzić, rozumiesz? Jesteś najbardziej upartą osobą jaką znam więc masz się kurwa obudzić i powiedzieć to co chciałeś powiedzieć mi dzisiaj.- Zamknęłam oczy, a po sali znów rozniósł się ten wnerwiający pisk, który tym razem nie ucichł.
Drzwi otworzyły się z rozmachem, a do sali wszedł lekarz i trzy pielęgniarki.
- Saturacja spada. Prawe płuco się zapadło.- Powiedział lekarz czym przeraził mnie na śmierć. Jeszcze jedna maszyna zaczęła pikać, a na ekranie pojawiła się prosta linijka.
- Defibrylator szybko!- Krzyknął lekarz, a jedna z pielęgniarek chwyciła mnie za ramiona i zaczęła wyprowadzać z sali.
- Nie! Nie! Ja muszę z nim być! Muszę tam zostać!- Zaczęłam krzyczeć i wyrywać się. Ktoś objął mnie ramionami i pomógł pielęgniarce wyprowadzić mnie z sali, a po chwili drzwi zamknęły się odgradzając nas od Louisa. Odgradzając mnie...
Wyrwałam się z silnego ucisku, któregoś z chłopaków i rozpłakałam się na dobre.
- Rosie wszystko będzie dobrze.- Spojrzałam na Kate, która stała za Harrym i starała się opanować łzy, które cisnęły jej się do oczu.
- Sama w to nie wierzysz.- Powiedziałam i ruszyłam w jakimś nieznanym dla mnie kierunku. Na końcu korytarza dostrzegłam kaplicę, a moje nogi same mnie tam zaprowadziły. Otworzyłam ciężkie brązowe drzwi i weszłam do dość ciemnego pomieszczenia oświetlonego kilkoma świeczkami stojącymi na samym przodzie przy małym ołtarzu. Usiadłam w pierwszej ławce i spojrzałam na Jezusa, przypiętego do krzyża.
- Nie zabieraj go.- Szepnęłam.- Nie możesz tego zrobić. Harry sobie nie poradzi gdy go zabraknie. Eleanor jest z nim w ciąży, on musi wychować swoje dziecko. Musi nagrać jeszcze wiele piosenek. On jest tutaj potrzebny. Ja nie... Weź mnie. To wyjdzie wszystkim na dobre. Jeżeli zabierzesz jego moje życie straci sens. Ja go kocham i dobrze o tym wiesz. Po prostu.... Jaka ja byłam głupia. Doskonale wiem, że Caroline jest szurnięte, mogłam się spodziewać, że coś mu zrobi, mogłam wyjechać. Ale nie... Moja duma się cholera odezwała.- Pociągnęłam nosem i starłam łzy z policzków.- Wyjadę. Obiecuję, że jeżeli on przeżyję ja wyjadę i stanę się lepszy człowiekiem. Przyrzekam Ci to. Tylko go zostaw. Proszę.- Pochyliłam głowę czując wstyd, że przychodzę do takiego miejsca dopiero wtedy gdy czegoś chcę.
Drzwi otworzyły się tworząc na przejściu ścieżkę za światła wpadającego z korytarza.
- Rosie...- Odwróciłam się i zobaczyłam Harry'ego. Wyszłam z ławki i podeszłam do niego.- Louis....- Zaczął chłopak, a po jego policzkach popłynęły łzy. Nie, nie, proszę nie.
***
Czuję się okropnie z myślą iż miałem coś z tym wspólnego. Jak ja mogłem?! Co mną do cholery kierowało?! 
Ona... To jej wina. Muszę z tym skończyć. Ale jak? Nie potrafię... Ona jest dla mnie wszystkim.... Co mam zrobić? 
To koniec.
 Koniec mnie...
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
* Dom Nocy- seria książek o wampirach.
Przepraszam! Miał być wczoraj ale nastały małe komplikację i kicha! Dziękuję za komentarze, które zostawiłyście pod notką dotyczącą PEWNEJ OSOBY... Naprawdę mi to pomogło. Od razu przepraszam was ZA BŁĘDY, ale w końcu jestem człowiekiem, a nie maszyną.  Ogólnie jestem zadowolona z tego rozdziału zobaczymy jak wy go odbierzecie. :D
Szczególne pozdrowienia przesyłam MOJEJ FANCE :***
Liczę na wasze komentarze.
A teraz tradycyjnie: SUCHAR TIME: Co robi żyrafa ( nie moja nauczycielka od geografii) w zoo? WYPŁASZA PTAKI Z DRZEW! Badum- Tsss. ( to było mego suche) 

14 komentarzy:

  1. Przeczytałam pierwszą linijkę i już wiem, że nic sobie nie robisz z tego co ktoś inny ci wytknie.
    *Poniekąd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh.. Just shut up..
      Możesz jej jedynie buty czyścić!

      Usuń
    2. Głupia jesteś więc pewnie brak mózgu nadrabiasz urodą.. Ile razy ci powtarzać, że jak ci się nie podoba to nie wchodź tutaj i tyle. Problem rozwiązany.

      Usuń
    3. Średnia 5,9 ,ale tak jestem głupia >.<

      Usuń
    4. Hwaliż sie czy rzalisz? Pszecierz to ja jeztem najmondżejrza...

      Usuń
  2. NIE WIERZĘ, ŻE TO ZROBIŁAŚ!
    JAK MOGŁAŚ!
    NIEEEEEEE!
    TY PODŁA ŚWINIO!
    TY GO ZABIŁAŚ!
    Z A B I Ł A Ś
    ZaBiŁaŚ
    PRZEZ TEN CAŁY ROZDZIAŁ CHCIAŁO MI SIĘ PŁAKAĆ, A POTEM NAWET SUCHAR MNIE NIE ROZBAWIŁ!
    EHH..
    ALE BĘDZIE WSZYSTKO DOBRZE, PRAWDA?
    MUSI BYĆ!
    JESTEM TAKA ZDESPEROWANA..
    NIE WIEM CO MAM CZUĆ..
    OH MY FEELS..
    MAM JEDNO PYTANKO..
    MASZ TWITTERA?
    NA TYM BY SIĘ KOŃCZYŁ TEN MÓJ NIESZCZĘSNY KOMENTARZ. TAKI TROCHĘ BEZNADZIEJNY, ALE PISZĘ TO TRZĘSĄCYMI SIĘ DŁOŃMI ;')

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @until_breathing <---------- mój Twitter.
      I przepraszam nie chciałam. :(

      Usuń
  3. ONA MA PRZEŻYĆ! NIE WIEM JAK TO ZROBISZ ALE ON DO CHOLERY MA PRZEŻYĆ!
    Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziewczyno, która właśnie doprowadziła mnie do 10 sekundowego zgonu.. ŻEEEE COO?! o.O
    Czy ty właśnie chcesz UŚMIERCIĆ LOU?! Weź Flack! Ona bardziej się nadaje na wrzucenie jej truchła pod walec drogowy.. Wszyscy byliby szczęśliwi. Przestałaby dawać jakichś dziwnych herbatek ojcu Rosie.. i małe dzieci pozbyłyby się ich największego koszmaru. Widzisz? Tyle pozytywów.. *o*
    Skoro już @Nicolle zapoczątkowała temat twittera.. dołączam się do petycji o upublicznienie tej informacji. :D
    Trzymaj się xx ~Madzia

    Ps: Specjalna wiadomość z dedykacją dla naszej ulubionej czytelniczki..
    NA WSZYSTKIE MARCHEWKI TEGO NĘDZNEGO ŚWIATA, NA KTÓRYCH MIAŁAŚ TO NIESZCZĘŚCIE SIĘ WYLĘGNĄĆ.. NIGDY, PRZENIGDY MNIE NIE KOTKUJ.. Z POWAŻANIEM HAHAHAHAHA.. nach. Just kidding, just kidding.

    OdpowiedzUsuń
  6. <33333333333333333333333333333333 KOCHAM CIEBIE,TEGO BLOGA I TO OPOWIADANIE!Ten rozdział po prostu wymiata!A jeśli Lou umrze to spodziewaj się mnie pod twoimi drzwiami!

    OdpowiedzUsuń
  7. Louis musi przeżyć. MUSI. Nie ma możliwości żeby umarł. Czekam na następny rozdział, trzymaj się ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Ej no !
    Louis musi przeżyć !
    Nie ma innego wyjścia... Przecież oni mają być razem !
    Jebana Flack ! Pisz szybko dalej !
    Czekam z niecierpliwością :*

    OdpowiedzUsuń
  9. O RZESZ W DUPE JEZA MORDĘ NIETOPERZA poje***o cię Lou ma przezyc i tak przez ten rozdzial dostałam palpitacji serca i 20 sekundowego zgonu. pie******a flack. wez ja poslij na druga strone AMEN i tak uwielbiam ciebie i uwielbiam tego bloga pozdro

    OdpowiedzUsuń