Obserwatorzy

Czytasz te opowiadanie (chcę wiedzieć, ile was jest)?

niedziela, 23 czerwca 2013

Chapter Twenty- Seven

Eleanor.

Wpatrywałam się w swoje odbicie w lustrze i nie wierzyłam temu co widziałam. To nie byłam ja. Ja taka nie jestem! Wyglądałam tak samo jak tydzień temu, miesiąc temu czy chociażby dwa. Ale to tylko na zewnątrz. Wewnątrz natomiast jestem inna. A może mnie już właściwie nie ma? Stałam się marionetką, zabawką, której sznurki pociąga ktoś dla kogo zemsta i wygrana są najważniejsze w życiu. Straciłam to co najważniejsze. Straciłam siebie i Louisa. Już nigdy nie będzie tak samo. Czas się z tym pogodzić.
Włączyłam sobie moją ulubioną piosenkę i słuchałam dokładnie słów z zamkniętymi oczami.
Maybe I schould kill myself/ Może powinienem sam się zabić
Tak. Dokładnie. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na dwie kartki leżące na biurku. Dotknęłam swojego brzucha i westchnęłam cicho.
- Przepraszam.- Wyszeptałam po czym chwyciłam broń z szafki i nie myśląc więcej przystawiłam ją do serca. Tak trzeba to zakończyć. Nacisnęłam spust i przez jedną przeraźliwą sekundę poczułam wielki ból, a potem tylko ciepło i lekkość, która owijała moje ciało. Z trudem łapałam każdy kolejny oddech. Nie walczyłam. Czułam, że tak trzeba, że dobrze zrobiłam. Zamknęłam oczy i zobaczyłam uśmiechniętą twarz Louisa.
Sail with me into the dark./ Płyń ze mną w ciemność 
Czekam. Czuję, że to już. Nie boję się. Nie czuję bólu. Tak jest mi dobrze. Ostatnie co słyszę to ciche sail. To już koniec.

Rosie.

Londyn. Co ja najlepszego zrobiłam? Dlaczego wróciłam?. Nie tak to powinno wyglądać, ale jestem za słaba aby siedzieć i nic nie robić. Bez sensu bo tutaj też dużo nie zdziałam ale wolę być tutaj i próbować walczyć niż ukrywać się kilka tysięcy kilometrów dalej jak jakiś tchórz. 
Moją pierwszą przystanią po powrocie miał być dom brunetki. Musiałam z nią porozmawiać, wytłumaczyć kilka rzeczy.
Zadzwoniłam już drugi raz i cierpliwie czekałam aż wreszcie ktoś mi otworzy. Z domu dobiegała piosenka, która skończyła się i zaczęła na nowo. Lekko zaniepokojona nacisnęłam klamkę, która ustąpiła z cichym zgrzytem. Po otwarciu drzwi uderzyła we mnie fala głośnej muzyki. Weszłam do środka i rozejrzałam się po pomieszczeniu.
- Eleanor!- Krzyknęłam ale odpowiedziała mi tylko muzyka i słowa piosenki. Maybe I schould kill myself. Przez moje ciało przeszedł dreszcz. Postanowiłam udać się do pomieszczeniu, z którego wydobywała się muzyka. Rozglądałam się na boki, a gdy podeszłam bodajże do sypialni pchnęłam ręką uchylone drzwi. Głośny krzyk wydobył się z moich ust mieszając się z piosenką. Zakryłam usta dłonią i przez chwilę wpatrywałam się w bezwładne ciało leżące na ziemi. Podeszłam po woli i zobaczyłam dziurę w ciele dziewczyny koło serca. Spojrzałam na twarz Eleanor. Jej oczy były zamknięte, a na ustach widniał lekki uśmiech jakby zbawienia. Trzęsącą się ręką przyłożyłam dwa palce do szyi brunetki nie wiedząc właściwie po co. Było widać, że ona już nie żyję.
Wyciągnęłam z kieszeni telefon i wykręciłam numer pogotowia. Mówiłam chaotycznie ale chyba wszystko im przekazałam. Muzyka, która znów zaczęłam lecieć zaczęła mnie irytować dlatego wyłączyłam odtwarzacz powodując wszędzie ciszę.
 Na biurku zauważyłam dwie koperty, dlatego podeszłam bliżej i wzięłam je do ręki. Na jednej było napisane Louis, a na drugiej... Rosie. Mój wzrok od razu powędrował do martwej Eleanor. Mam to wziąć? A może zostawić? 
Sygnał nadjeżdżającej karetki zmusił mnie do szybkiej decyzji. Otwarłam swoją torebkę i wrzuciłam do niej dwie koperty. Po chwili do pomieszczenia wpadło dwóch sanitariuszy. Najpierw spojrzeli na mnie, a potem na Eleanor. Jeden z mężczyzn klęczący nad jej ciałem pokręcił głową ze smutną miną. Wiedziała już, że ona.... Że jej nie ma ale teraz tak na prawdę to wszystko do mnie dotarło. Łzy pojawiły się  w oczach, a gdy mrugnęłam poleciały po moich policzkach. Nie wydałam z siebie żadnego dźwięku. Nie umiałam. Wydawało mi się.... Wydawało mi się, że nie mogę tutaj hałasować. Muszę być cicho aby jej nie zbudzić ale prawda jest taka, że jej już nic nie obudzi.
- Proszę pani? Wszystko w porządku? Zaraz zjawi się policja i będzie pani musiała im wszystko powiedzieć. Może pani zadzwonić po kogoś kto panią odbierze, dobrze?- Starszy z mężczyzn potarł moje plecy w geście otuchy. Pokiwałam głową, starłam łzy z policzków i poluźniłam uścisk dłoni na moim telefonie. Zaczęłam przeglądać listę kontaktów i tak na prawdę to nie wiedziałam do kogo mam zadzwonić. Alex? Nie znam go doskonale i wiem, że to nie najlepszy pomysł. Zatrzymałam się przy jednej osobie i mój palec sam wybrał ten kontakt. Przyłożyłam telefon do ucha i czekałam cały czas patrząc na nieruchome ciało przede mną.
- Rosie? Gdzie ty kurwa jesteś? Kate odchodzi od zmysłów, Louis prawie ucieka ze szpitala bo chce cię znaleźć, Alex to... To nadal Alex ale wypadało o nim wspomnieć...
- Harry.- Przerwałam mu jego paplaninę.- Potrzebuję cię. Przyjedź do Eleanor. Tylko proszę cię nie mów gdzie jedziesz ani z kim rozmawiałeś. Czekam na ciebie.- Rozłączyłam się nim chłopak zdążył cokolwiek powiedzieć.
Koperty w mojej torebce zaczęły tak jakby ciążyć. Może powinnam je oddać? Mogę powiedzieć, że spanikowałam czy coś. Ale... Przecież na jednej z nich jest moje imię. To chyba jasne, że Eleanor chciała abym to właśnie ja ją dostała. No bo kto inny?
- Pani znalazła zmarłą?- Oderwałam wzrok od ciała brunetki i spojrzałam na starszego mężczyznę w stroju policjanta. Siwe włosy miał zaczesane do tyłu, a brązowe oczy zmęczone i przygaszone.
- Tak.- Odpowiedziałam krótko i odgarnęłam włosy z twarzy. Czułam się nieswojo i stałam się strasznie zmęczona, a właściwe nic takiego nie robiłam.
- Proszę podać swoje pełne imię, nazwisko, wiek, datę urodzenia.- Wyciągnął z kieszonki munduru mały notesik, otworzył go na czystej stronie i czekał na moje odpowiedzi.
- Rosalie Silby, dwadzieścia jeden lat, urodziłam się dziesiątego października tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego pierwszego. (nie jestem pewna daty i wieku jak coś to sorry, a no i tutaj jest jeszcze 2012r.)- Odpowiedziałam leniwie mrugając powiekami chcąc odgonić łzy, które znów wezbrały się w moich oczach.
- Dobrze. Dziękuję jeszcze dziś zadzwonimy do pani i umówimy się na złożenie zeznań.- Pokiwałam głową i usiadłam na krześle. Schowałam twarz w dłonie  chcąc zniknąć stąd jak najszybciej. Nie chciałam tutaj być. Może to głupie ale czułam jakby to była moja wina.  Czułam się odpowiedzialna za jej śmierć.
- Gdzie pan idzie?! Tam nie wolno!- Jakaś kobieta zaczęła krzyczeć. Podniosłam głowę i zobaczyłam, że stara się ona zatrzymać za wszelką cenę jakiegoś o wiele wyższego do niej chłopaka. Harry.  Wstałam z krzesła i podeszłam do chłopaka odpychając lekko kobietę. Rzuciłam się na niego i wtuliłam twarz w jego klatkę piersiową dając upust łzą.
- Ćśśś.- Chłopak zaczął głaskać moje plecy i co jakiś czas składał delikatny pocałunek na moim czole. Objęłam jeszcze mocniej jego ciało i zacisnęłam mocno powieki.
- Harry jej nie ma.- Wyszeptałam, a jego uścisk stał się jeszcze mocniejszy.- Boże Louis się załamie.- Dodałam widząc przed oczami Louisa gdy dowie się co się stało.
***
Szłam obok Harry'ego szpitalnym korytarzem i czułam się jakby szła na ścięcie. Postanowiliśmy z Harrym, że to my powiemy Lou o śmierci Eleanor. Nie chcę aby dowiedział się od policji. Wolę być przy nim.
- Matko Boska albo mam zwidy ze zmęczenia, albo tutaj stoi Rosie.- Kate wstała i szturchnęła mnie w ramię sprawdzając czy aby na pewno jestem prawdziwa. W tej chwili wolałabym być złudzeniem. 
- Też się cieszę, że cię widzę.- Posłałam jej słaby uśmiech.- Harry ja pójdę sama.- Spojrzałam na chłopaka.
- Co? Nie, nie. Rosie przecież.... Tego nie idzie tak po prostu powiedzieć.
- Wiem, ale... Po prostu.... Dam radę.- Zaczęłam się motać we własnych słowach. Uścisnęłam jego ramię i skierowałam się do sali. Jeszcze niedawno myślałam, że już nigdy ich nie zobaczę, a teraz? Wszystko się zmienia. To bez sensu.
Zapukałam cicho do drzwi i nie czekając na pozwolenie weszłam do środka. Louis wyglądał na zaskoczonego i... szczęśliwego. Na jego twarz wstąpił uśmiech, który chciałam odwzajemnić ale nie mogłam. Nie teraz. Nie w tej sytuacji.
- Rosie...- Wyszeptał, a po moim ciele przeszły dreszcze na dźwięk mojego imienia wypowiedzianego przez niego. Podeszłam do łóżka i usiadłam na krześle ściskając lekko jego dłoń.
- Louis.... Ja muszę ci coś powiedzieć.- Spuściłam wzrok na nasze dłonie i przełknęłam ślinę.- Louis, Eleanor ona... Poszłam do niej i.... Znalazłam ją na podłodze, ona... Jej nie ma.- Wciągnęłam głośno powietrze i spojrzałam na niego.
- Nie, nie. To nie może być prawda. Żartujesz, prawda?- Z brakiem mojej odpowiedzi, w jego oczach wzbierało się jeszcze więcej łez, które rozrywały moje serce na kawałki.
- Przykro mi, Lou.- Tylko te słowa wydawały się na miejscu. Wiem, że właśnie utwierdziłam go w przekonaniu, że jej już nie ma i nigdy nie będzie.
- Wyjdź.- Powiedział, a ja nadal siedziałam uparcie na miejscu.- Głucha jesteś?! Wynoś się! Nie chcę cię znać! Nienawidzę cię!- Zaczął krzyczeć, a aparatura, do której był przypięty zaczęła przeraźliwie piszczeć.
- Louis! Louis!! Proszę cię uspokój się!- Dotknęłam dłonią jego twarzy, a usta połączyłam ze swoimi. Jego ciało znieruchomiało, a wargi rozszerzyły się pogłębiając pocałunek.
Czułam na twarzy swoje jak i jego łzy i właściwie wydawało mi się, że to dobrze. Oboje pokazujemy sobie, że cierpimy. Nie skrywamy tego w sobie dusząc jak najgłębiej. Odsunęłam się i spojrzałam w jego niebieskie, błyszczące od łez oczy.
- Też cię kocham Lou.- Skradłam mu ostatniego szybkiego buziaka w usta i wyszłam na korytarz opierając się o ścianę i zjeżdżając po niej na dół.
- Rosie....
- Harry idź do niego.- Przerwałam Kate, a chłopak wykonał moje polecenie i zniknął za drzwiami do sali przyjaciela.- Powiedziałam mu. Powiedziałam mu, że ona nie żyję. Powiedziałam mu, że go kocham. On mnie nienawidzi.- Wpatrywałam się w ścianę na przeciwko mnie starając się uspokoić moje szybko bijące serce.
- Zgłupiałaś? On na pewno cię nie nienawidzi.- Kate kucnęła przede mną i położyła swoje dłonie na moich podciągniętych do piersi kolanach.
- Powiedział mi to Kate. Powiedział mi, że mnie nienawidzi.- Wytłumaczyłam jej, a ona westchnęła i pokręciła głową.
- Powiedział to bo był zdenerwowany. Właśnie dowiedział się, że jego trochę szurnięta dziewczyna nie żyję, a przy okazji zginęło też jego nienarodzone dziecko.
- Był zdenerwowany wiele razy i jeszcze nigdy nie usłyszałam od niego tych słów. Znam go bardzo dobrze i wiem, że nie powiedziałby tego gdyby to nie była prawda.
- Myślisz, że chciałby ci się oświadczyć, nosiłby twój łańcuszek, planował ucieczkę ze szpitala aby cię odnaleźć dlatego, że cię nienawidzi? Wydaję mi się mała, że to coś odwrotnego do nienawiści.- Spojrzałam w jej oczy i pozostawiłam to bez odpowiedzi. Tylko Louis wie co tak na prawdę do mnie czuję.
Zamknęłam oczy i uświadomiłam sobie najgorsze. Dzisiejszego dnia zginęły dwie osoby.

Narrator.

Tak blisko siebie, a jednak daleko...
On- szczęśliwy bo wróciła...
Ona- załamana bo pokochała...
Oboje inni....
Oboje obcy....
Oboje kochają...
Ale czy aby na pewno prawdziwie? 
**
Nie wierzę. Nie ma jej? Czy to ONA zrobiła? A co jeżeli mnie też spotka taki los? Chciałem umrzeć, ale teraz... Teraz już nie chcę. Muszę być. Mam uciekać? Cholera nie mam pewności, że to ONA. Nie będę tchórzem. Nic na mnie nie ma. Nie ma, prawda? 
---------------------------------------------------------------------------------------------------
Hejooo! Udało mi się napisać ten rozdział akurat gdy nie było mamy bo inaczej nie pozwoliłaby mi do komputera usiąść :D I wszystko przez jedno ramię... Ech. Mam już tego dość. Byle do czwartku zdejmą mi te zakichane szwy i będzie melanż! O Boziu w piątek zakończenie roku! Aaa jaram się xD Ja idę tylko jutro i w środę do szkoły. Buhahaha :d Jutro mamy biwak soooo libacja się szykuję. Dobra teraz co do rozdziału. Smutny jakiś ale tak mi się wydawało, że ma być. Jestem z niego zadowolona co jest dziwne. Następny pewnie za tydzień :* To chyba tyle... A no i szczęśliwego ostatniego tygodnia szkoły Misiaki! :D
A teraz.... SUCHAR TIME:
Rozmawia dwóch górali: 
- Baco, a jak ja bym się przespał z waszą żoną, to jak by my wtedy byli? Kumy? Szwagry?
- Wtedy do my by byli kwita. Badum-Tsss. 

6 komentarzy:

  1. Rozdział jak zawsze fajny :) Zaskoczyłaś mnie tym samobójstwem... Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  2. co?
    jak?
    ale?
    no weź..
    Lou myśli że ona zabiła el?
    jak może?
    ale on nie zna prawdy?
    niech on tak nie myśli proszę!
    eh..
    pogmatfane to wszystko..
    czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział. Szkoda trochę, że taki smutny. Już się nie mogę doczekać następnego, żeby dowiedzieć się co jest w tych kopertach.

    OdpowiedzUsuń
  5. Omg !
    Jaki cudowny rozdział !!!
    Czekam na nexttaa :*
    Pisz szybko <3

    OdpowiedzUsuń